BLISKIE SPOTKANIA TRZECIEGO STOPNIA. Realizacja, efekty specjalne i masa ciekawostek
AKTORZY
Aktora w scenariuszu zafascynowała wymowa filmu, który właściwie jako pierwszy w historii gatunku, przedstawiał kosmitów nie jako krwiożercze bestie, nie jako najeźdźców, chcących podbić biedną Ziemię, ale jako gości, przyjaciół w rozumie, których wizyta uświadamia nam, że nie jesteśmy sami we wszechświecie.
TERI GARR
Aktorka w latach 7-tych zagrała m.in. w “Młodym Frankensteinie” Mela Brooksa i w “Rozmowie” F.F. Coppoli, ale dostała rolę Ronnie Neary po tym, kiedy Spielberg zauważył ją w… telewizyjnej reklamie kawy. Reżyser zobaczył ją w roli gospodyni domowej i stwierdził : oto idealna kandydatka do roli typowej kury domowej z przedmieścia. Ona będzie żoną głównego bohatera.
MELINDA DILLON
Rola Jillian Guiler, samotnej matki małego Barry’ego, uprowadzonego przez UFO, była ością w gardle Spielberga, który na 48 godzin przed rozpoczęciem realizacji zdjęć, nie miał jeszcze pojęcia, kto ją zagra. Z pomocą przyszedł reżyser Hal Ashby, który właśnie montował film “Bound for Glory”, w którym grała Melinda Dillon. Wysłał on Spielbergowi taśmę ze sceną z udziałem aktorki i w ten sposób Melinda dostała rolę, za którą później otrzymała nomiację do Oscara.
Agent aktorki poinformował ją, że “Bliskie spotkania” to film o kosmosie i statkach kosmicznych. Ta tematyka – podobnie jak Sigourney Weaver przed realizacją “Obcego” – nie interesowała Melindy w jakimkolwiek stopniu. Po wręczeniu scenariusza przejrzała tylko kwestie Jillian, aż pod koniec przeczytała fragment, mówiący o tym, że jej bohaterka robi obcym zdjęcia. To zyskało jej akceptację i rolę przyjęła.
CARY GUFFEY
W 1976 roku, do przedszkola na przedmieściach Atlanty przyjechała Juliette Taylor, kierownik obsady “Bliskich spotkań”. Jej uwagę przykuło dwóch 3-letnich maluchów : zadziorny, dynamiczny Zack oraz cichy, skupiony i poważny Cary. Steven Spielberg, ujawniając po raz pierwszy swojego nosa do dziecięcych aktorów, wybrał Cary’ego.
Dzieciak nie miał oczywiście jakiegokolwiek doświadczenia ekranowego ani telewizyjnego, ba – nigdy nawet do tej pory nie widział żadnego filmu. Na planie jego największym przyjacielem był – oprócz Spielberga – Francois Truffaut. Cała dorosła część ekipy podchodziła do wielkiego francuskiego reżysera z należytym szacunkiem, a dla małego Cary’ego, Truffaut okazał się świetnym kolegą.
Ponieważ praca z malcem przypominała raczej wyrafinowane zabawy z jego reakcjami, niż normalne prowadzenie aktora, Cary podczas zdjęć otrzymał przezwisko “one-take-Cary”, czyli “Cary – jedno ujęcie”. Nazwa wzięła się z tego, że raz nakręconych, spontanicznych reakcji chłopca nie można było powtarzać a prawie wszystkie sceny w filmie z jego udziałem, zrealizowano za pierwszym podejściem.
BOB BALABAN
Rola tłumacza, najbliższego współpracownika profesora Lacombe’a, wymagała aktora, który mówi płynnie po francusku. Szefowa castingu zwróciła uwagę na nieznanego Boba Balabana, który zapytany o znajomość francuskiego, odpowiedział : “nie mówiłem po francusku od wielu lat i mogę mieć problemy z tą rolą”. Aktor rolę… dostał, ponieważ to oświadczenie wygłosił płynną mową znad Sekwany, a nikt z ekipy, włączając producentów i samego Spielberga, nie rozumiał ni w ząb po francusku. Po latach reżyser przyznał, że był to doskonały dowód na znakomite przygotowanie aktorskie Boba Balabana.
FRANCOIS TRUFFAUT
Steven Spielberg zdecydował o obsadzeniu roli Claude’a Lacombe’a, kiedy zobaczył francuski film “Dzikie dziecko” w reżyserii i z główną rolą Francoisa Truffauta. Powodem takiego wyboru była łagodna i budząca zaufanie twarz francuskiego reżysera. Spielberg wymyślił sobie bowiem, że cały rządowy aparat, który bez sentymentów i z bezduszną konsekwencją doprowadził do wysiedlenia ludności i spotkania z UFO na stoku Devil’s Tower, potrzebuje złagodzenia i nasycenia człowieczeństwem. Temu właśnie miała służyć postać Lacombe’a, zaopatrzona w afirmującą dobroć i optymizm twarz Truffauta.
Twórca “Fahrenheit 451” potrzebował tylko dwóch dni na decyzję, czy zagrać w amerykańskim filmie. W tym momencie prestiż wytwórni, Spielberga i całej produkcji znacznie wzrósł, mimo tego, że francuskie kino artystyczne nie było w Stanach specjalnie popularne, a Truffaut był bardziej znany jako największy pasjonat twórczości Alfreda Hitchcocka, z którym w 1967 roku przeprowadził słynny wywiad-rzekę. Po jego przybyciu na plan, Spielberg odetchnął z ulgą, ponieważ Francuz okazał się niezwykle miłym i skromnych człowiekiem, który uprzedził twórcę “Szczęk”, że nie będzie wtrącał się do jego reżyserii, skupiając się tylko na zadaniu aktorskim.
Jak wspomina montażysta filmu, Michael Kahn, kiedy Francois Truffaut odwiedził montażownię nie posiadał się ze zdumienia, widząc ile ujęć i ile dubli ma do dyspozycji montażysta. We Francji dubli kręcił niewiele, za oceanem stwierdził, że materiału wystarczyłoby na 4 filmy.