search
REKLAMA
Artykuł

BLACK MIRROR, czyli zdrowy masochizm

Rafał Oświeciński

1 sierpnia 2013

REKLAMA

Niesamowity, oryginalny, przerażający, zaskakujący, the best program I have seen in yearsto tylko kilka epitetów spośród całej masy pozytywnych opinii o brytyjskim mini-serialu „Black Mirror”. To kolejny telewizyjny reprezentant Wysp – po „The Shadow Line”, „Lutherze”, „Sherlocku”, „Misfits”, „Skins”, „Utopii” i wielu innych produkcjach –  potwierdzający wysoką formę tej sztuki na tamtejszym małym ekranie. Najbardziej zaskakujący jest fakt, że „Czarne lustro”, obok nieukrywanego zachwytu widzów i wysokich ocen krytyków, wywołuje tak wiele nieprzyjemnych uczuć. Bo mówi o nas, ludziach, żyjących tu i teraz, w bezceremonialny sposób wymierzając policzek w dobre samopoczucie nowoczesnego człowieka. To boli. Ale właśnie o tego typu ból chodzi. 

„Black Mirror” pojawiło się znienacka w 2011 roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, na antenie publicznego kanału Channel 4. O tym projekcie sporo mówiono przed premierą, lecz nie ze względu na spodziewaną jakość, co do której nikt nie był pewien (choć kampanii towarzyszyły intrygujące zwiastuny), ale w kontekście twórcy serialu, Charliem Brookerze, jednym z najpopularniejszych komentatorów współczesnego życia, obecnym chyba w każdym możliwym medium.

Obecny felietonista Guardiana (z nagrodą „Columnist of the Year”) to znany z ciętego języka, bezpruderyjny, kontrowersyjny i bystry obserwator tego, co dostarcza technologia (tym bardziej, że z tematem związany od początku kariery, czyli od połowy lat 90. gdzie w PC Zone recenzował gry komputerowe). Prócz stałej rubryki w słynnym dzienniku, gdzie, jak sam mówi, nigdy nie napisał niczego pozytywnego, tylko samą pesymistyczną satyrę, współtworzył wiele telewizyjnych programów, które ostrzem wymierzone były w tanią rozrywkę i programową hucpę – pisał scenariusze do różnego rodzaju show („The 10 O’clock Show”) i seriali (sit-com „Nathan Barley”), aż wreszcie sam wyszedł z cienia, co zaowocowało autorskimi programami  – w „Screenwipe” recenzował bieżące wydarzenia ze świata wyższej i niższej kultury, w „Gamewipe” omawiał najnowsze gry, a w „Newswipe” najnowsze wydarzenia społeczno-polityczne. Mało? Przy okazji zaangażował się w zdecydowanie poważniejszy projekt, czyli mini-serię „Dead Set” o zombie w domu… Big Brothera, co brzmi dość absurdalnie, ale Brooker przemycił do stylistyki horroru całkiem sporo komentarzy odnośnie kondycji współczesnych mediów, a szczególnie odbiorców tychże.

Nie jest to więc przypadkowy bohater, a właściwy człowiek na właściwym miejscu – z odpowiednią wrażliwością, dziarskim umysłem i konkretnymi problemami, które obrał sobie za cel. I to wszystko będąc aktywnym uczestnikiem świata, który krytykuje.

Świetny zwiastun pierwszego sezonu

„Black Mirror” to 6 filmów podzielonych na dwie serie (a to pewnie jeszcze nie koniec) będących podsumowaniem życia nowoczesnego człowieka w nowoczesnym świecie. To efekt uzależnienia od mediów społecznościowych i próba wejrzenia w potrzeby, które generuje technologia. Jak sam Brooker mówi: Używam gadżetów, czerpię satysfakcję z każdej nowej aplikacji, którą testuję. Kiedy się budzę – od razu sprawdzam Twittera. Często siebie pytam, czy to jest dobre dla mnie? Czy to dobre dla nas wszystkich? Dokąd nas to prowadzi? Jeśli korzystanie z technologii jest narkotykiem – a wygląda to jak prawdziwe uzależnienie – jakie są tego skutki uboczne?

Jeszcze lepszy zwiastun drugiego sezonu

Pierwszy odcinek („The Nathional Anthem”) wywołuje niemały szok. Chodzi o świnię i szantaż. Porywacz pewnej niewiasty z królewskiego rodu stawia ultimatum: jeśli premier przeleci… świnię, to wypuści dziewczynę. Jeśli premier tego nie zrobi, dziewczyna zginie. Wieprz czeka. I naród czeka, bowiem bezpośredni przekaz do premiera ma swoją premierę na YouTube. Każdy tłituje, każdy szeruje, a badający nastawienie społeczne sprytnie wychwytują nastrój chwili. Premier ugnie się pod presją ludu swego, czy przyzwoitość, honor i zdrowy rozsądek wygrają?

Kolejne odcinki diametralnie się od siebie różnią – nie ma tu wspólnych bohaterów, pod względem fabularnym każdy jest tworem autonomicznym, podejmującym inne problemy i pozostawiającym widza z innymi emocjami, najczęściej dość przykrymi – złością, niedowierzaniem, rozczarowaniem, smutkiem.

Drugi odcinek (“15 million merits”) to opowieść o czasach idiokracji skupionej na mechanicznym konsumpcjonizmie i drodze do sukcesu wiodącej przez udział w żenującym talent-show. Trzeci odcinek („The Enitire History of You”) to przyszłość pamięci – tzw. „ziarno” – która jest czymś między zaawansowanym Google Glass a niesamowitym eksperymentem medycznym. Ciekawostką może być fakt, że Robert Downey Jr chce na bazie pomysłu z „ziarnem” zrobić długi metraż… W czwartym odcinku (druga seria, „Be Right Back”) chodzi o przedefiniowanie stałych, czyli życia i śmierci – czy można nazwać życiem coś, co jest ukute z pojedynczych słów i zdjęć? W piątym odcinku („White Bear”) chodzi o sprawiedliwość i jej społeczne wyobrażenie. W szóstym („The Waldo Moment”), dla Brookera niejako biograficznym, chodzi o show, rozrywkę, politykę. I prawdę, która gdzieś się tam czai.

The Entire History of You ziarno za uchem pozwala na pełną kontrolę nad pamięcią min odtwarzanie kasowanie

 

Bez względu na próby radzenia sobie z problemami, które niewątpliwie mają bohaterowie każdego z filmów, w „Black Mirror” nie ma wygranych – są tylko ofiary. Ofiary nowoczesności, ekshibicjonizmu, zaufania do zbawiennej technologii, przywiązania do rzeczy doczesnych. Każdy odcinek to dojmujące uczucie rozczarowania rzeczywistością, która budzi wielkie nadzieje i daje ogrom szans, ale niewielu zdaje sobie sprawę nie tyle z zagrożeń, co zmian w mentalności.

„Black Mirror” przywołuje ten stan między satysfakcją, a niepokojem; między przyjemnością, a dyskomfortem. Odbicie tego stanu znajdziesz na biurku, w kieszeni, we własnej ręce – laptopy, tablety i smartfony; facebooki, twittery i instagramy. Nie tylko chodzi o prywatność, która stała się publiczna, ale o efekty tak mocnego ofiarowania siebie innym. Ten słodko-gorzki stan nie pozostaje niezauważony – przewartościowane potrzeby należy spieniężyć, oprzeć na nich biznes, dostosować przekaz do nowego odbioru. Idźmy więc tym tropem.

White Bear wyobraź sobie że budzisz się w świecie którego nie rozpoznajesz wokół ciebie sami milczący nieznajomi którzy obserwują każdy twój krok

 

Weźmy choćby taki Twitter, na którym królują nasi politycy i dziennikarze, władcy umysłów – siła rażenia słów przesunęła się z druku, który wymaga cierpliwości, na ćwierknięcie, które jest szybkim komentarzem, reakcją na akcję. To kompletnie inaczej buduje sferę działania, powiedzmy, służb publicznych – inne są stawiane im wymagania, inne są wobec nich oczekiwania. A Facebook ze swoją ideą „obnażania” się i na tej bazie budowania (wirtualnych) relacji międzyludzkich? Pomysł Zuckerberga sprzedaje przede wszystkim wizerunek każdego użytkownika i każdej firmy – skutki tegoż są dostrzegalne każdego dnia: lansowanie się focią, zainteresowaniami, przebiegniętymi kilometrami, komentarzem do wydarzenia, lajkiem i szerem dla pejdża. Dla firm obecność na fejsie i wchodzenie w interakcję z fanami to jedna z coraz istotniejszych strategii komunikacyjnych. Dziwicie się zatem, że istnieją takie programy jak słynne PRISM czy XKeyscore umożliwiające śledzenie każdej internetowej aktywności? Za chwilę usłyszymy histerię związaną z programem Big Data, który agreguje wszystkie informacje o nas, klientach, w celu ich sprzedaży dla tych, którzy chcą z reklamami uderzyć tak precyzyjnie, jak się tylko da. Google już to robi od jakiegoś czasu, opierając się na tym, co każdy z nas wyszukuje, i nie ma zmiłuj, nie ma ucieczki. To odpowiedź na to, że każdy jest ważny, każdy ma jakieś potrzeby, wyznaje jakieś wartości – to docenienie indywidualności, tak hołubionej w ostatnich latach. Ale też docenienie, które jest mieczem obosiecznym – tą drugą, ciemniejszą stroną jest właśnie „Black Mirror”

15 Million Merits życie polegające na zbieraniu punktów i przeznaczaniu ich na konsumpcję z nadzieją na występ w swoistej wersji Mam talent

 

Charlie Brooker nad kwestią prywatności nie dywaguje. Jego socjologiczna analiza – oczywiście daleka od naukowych peregrynacji – nie skupia się na powodach, ale skutkach, puencie i pozostawieniu widza z myślami, od których uciec nie sposób. „Black Mirror” wręcz zmusza do krytycznego spojrzenia na oczekiwania zarówno na siebie samego (Ja), ale i na media, polityków, system, prywatność, autorytety, kulturę, sprawiedliwość, świętość, pamięć, sukces i prawdę. To słowa, które niektórzy piszą z dużych liter, mają tutaj wyjątkowo wielką siłę i każde z nich – plus wiele innych – ma wyraźne pole oddziaływania tu i teraz, na każdego z osobna. „Black Mirror” bardzo je wyraźne definiuje i każdy odcinek obu sezonów odciska swoje piętno na umyśle.

Taka konstrukcja, ale i specyficzna treść przywołują ducha „Twilight Zone” lub „The Outer Limits”, słynnego serialu z lat 50. i 60. (z kilkoma epizodami w latach 80.). Brooker przyznaje się do inspiracji tą serią i nie jest to nic zdrożnego. Obie serie podążają podobną drogą uwypuklając współczesne słabości i pozostawiając widza w większym niż zwykle zadumaniu. Odróżnia je tematyka – klasyczny serial Roda Serlinga mierzył się z bombami atomowymi, prawami człowieka, dynamicznym rozwojem przemysłu, podbojem kosmosu i traumą powojenną; serial Brookera to relacje międzyludzkie, media, ekonomia, moda i oczywiście technologia, szczególnie w jej społecznościowym wymiarze.

The Waldo Moment chamski i wulgarny miś mimo dziecięcych kształtów staje na czele ludu niezadowolonego ze współczesnej polityki

 

Niezwykle ważny jest sztafaż SF w „Black Mirror”, tutaj w przebraniu klasycznej dystopii. Nie mamy wątpliwości co do tego, że – z jednym wyjątkiem w postaci odcinka drugiego – to niedaleka przyszłość będąca naturalną ewolucją technologii. Samo tło, w stosunku do dnia dzisiejszego, nie ulega większej deformacji. Wciąż są to normalni ludzie, zwyczajne problemy i bezpośrednia interakcja z innymi. Technologia została wtopiona w codzienność, bez względu na to, czy to praca, czy czas wolny, mieszkanie lub ulica. To tylko parę kroków w kierunku przyszłości w zgodzie z obecnymi trendami, medialnymi wyuzdaniami i wyznawanymi wartościami. Twórcy „Black Mirror” nie idą tropem  efekciarskiego wyalienowania, bo to odsunęłoby emocja widza zbyt daleko. A ma być blisko, ma boleć, ma zastanawiać – to są główne cele i słychać tu echa fantastyki socjologicznej Janusza A. Zajdla, poszukiwania granic człowieczeństwa Phillipa K. Dicka, „Nowego wspaniałego świata” Aldousa Huxleya. Serial Brookera nie jest więc niczym nowym w dystopijnych rozważaniach, niemniej to pierwszy tak silny głos i tak silnie związany z obecną rzeczywistością i zwracający uwagę na to, o czym myślimy i czym żyjemy teraz.

„Black Mirror” można nazwać swego rodzaju misją. Charlie Brooker myśli jednak o niej w bardzo nietypowy sposób, bo zamiast podsuwać remedium, wytyka błędy paluchem; zamiast lekarstwa, skupia się na efektach choroby i pyta: widzisz to? Za chwilę będziesz na jej/jego miejscu.

Czy to skuteczna terapia? Czy Brooker jest dobrym apostołem? No cóż, każdy musi przekonać się sam.

 

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA