Xavier Dolan
Autorką gościnnego wpisu jest Zuzanna Bućko.
Film – zwierciadło duszy reżysera
Młody, niezależny, niedający się zaszufladkować. Reżyser, scenarzysta, aktor. To tylko kilka określeń tak barwnej postaci, jaką jest Xavier Dolan. 23-letni (1989r.) Kanadyjczyk z Quebecu, którego filmy fascynują i pochłaniają widzów otwartych na otaczającą ich rzeczywistość. Rzeczywistość, która swoją złożonością przytłacza i zaskakuje.
Jak się w niej odnaleźć, gdy zostajemy wepchnięci na siłę do kategorii opisanej jako „inni”? Czy pomimo wciąż tak wielu barier i ograniczeń funkcjonujących we współczesnym społeczeństwie, jest to w ogóle możliwe?
Zabiłem moją matkę (2009)
Wszystko zaczęło się od opowiadania napisanego jeszcze w liceum pt. Matkobójstwo (oryg. Le Matricide), które stało się zalążkiem debiutanckiego filmu Kanadyjczyka. Tuż po rzuceniu szkoły i zamieszkaniu w pojedynkę musiał zmierzyć się z codziennością pełną pustki i rozterek. Właśnie wtedy, w swoim małym mieszkaniu rozpoczął pracę nad pierwszym scenariuszem. Na podstawie opowiadania oraz skomplikowanych relacji z matką stworzył tekst niemalże autobiograficzny. Otwiera się przed widzem, a w swojej relacji jest szczery i obiektywny. Nie tylko oskarża. Usprawiedliwia i próbuje zrozumieć. To film nie tylko o dojrzewaniu, lecz także o pragnieniu zrozumienia samego siebie, swoich uczuć i indywidualności. Każdy z jego bohaterów jest samotną wyspą poszukującą czegoś więcej niż bezmiaru samotności i łez.
Historia została oparta na stosunkach matki i syna. Dorastający nastolatek – Hubert (Xavier Dolan) nienawidzi swojej matki (Anne Dorval). Jest pewien, że nie została stworzona do pełnienia tej roli. Jego uczucia uzewnętrzniają się podczas każdej rozmowy, która przeradza się w kłótnię. Słowa ulatują, a między dwojgiem tworzy się coraz większa przepaść. Zdesperowana kobieta próbuje odzyskać syna, jednocześnie go od siebie odpychając. Niemal każdy jej ruch odwraca się przeciwko niej, a tęsknota za latami dzieciństwa Huberta paraliżuje. Gesty, zachowania czy odpowiedzi grzęzną w pustce niedomówień. Będąc samotną matką, zatraciła wiele cech, które być może pomogłyby jej w zrozumieniu syna. Swoje wady i lęki próbuje zatuszować kiczowatymi ubraniami i wyzywającym makijażem. Choć pragnie dobra Huberta, nie potrafi tego okazać. Często balansuje pomiędzy ignorancją a nadopiekuńczością. Skrywa uczucia, jakby bała się je okazać. Właśnie to może doprowadzić do klęski w jej relacji z dojrzewającym nastolatkiem.
Z drugiej strony poznajemy miłość zupełnie inną niż ta matczyna. Jest ona uczuciem skrajnie obcym wielu ludziom. Hubert kocha swoją matkę, jednocześnie jej nienawidząc. Drażni go każde jej słowo, gest. Nie rozumie jej zachowań i decyzji. Popełnia błąd, zatajając przed nią swój związek z Antoninem (François Arnaud). Informacja o homoseksualnym związku jej dziecka jedynie spotęguje obawy matki. Syn nie potrafi jej zaufać. Chłopak całą swoją nienawiść przelewa na kobietę, z którą żyje. Jest zagubiony, ponieważ to on odczuwa każdą jej niepewność, frustrację. Nie potrafi pomóc ani sobie, ani jej. Raniąc się nawzajem, sprawiają sobie ból, którego nie da się uleczyć jednorazowym aktem skruchy. Ta dwójka tworzy parę poruszającą się we mgle. Próbując odnaleźć się nawzajem, oddalili się od siebie tak daleko, że mogą już nigdy się nie spotkać. Relacja pomiędzy nimi bazuje na głęboko osadzonych korzeniach. Usunięcie ich jest już niemożliwe. Jedyne, co mogą zrobić, to spróbować do nich powrócić i zrozumieć.
Oglądając film trudno jednoznacznie poprzeć jedną ze stron konfliktu. Sam reżyser wydaje się być niezdecydowany. Związek bohaterów jest tak skomplikowany i wielowarstwowy, że to, kogo zrozumiemy lepiej, okaże się dopiero pod koniec historii. Obserwujemy bowiem błędy zarówno matki, jak i syna. To, z kim bardziej się utożsamimy, z pewnością powie coś o nas samych.
Xavier Dolan w swoim pierwszym filmie bawi się zarówno formą, kolorem jak i stylami. Brutalnie łamie zasady kadrowania, co w rezultacie daje niesamowite efekty. Możemy zaobserwować charakterystyczne dla niego zabiegi tj. spowolnione tempo i sposób sytuowania postaci w kadrze. Nic nie jest tu przypadkowe. Świadomy swoich działań tworzy nie tylko jedno dzieło, ale swój własny styl. Nie dziwi ilość nagród, którymi obsypano Zabiłem moją matkę, gdyż Dolan to prawdziwy artysta. Świadczy o tym jego odwaga, pewność siebie i wyczucie obrazu, z którym trzeba się urodzić. Xavier przedstawia swoich bohaterów nie tylko za pomocą dialogów i gestów, ale wszystkiego, co ich otacza. Wystarczy spojrzeć na dom udekorowany przez matkę Huberta. Nikt nie zdziwi się, dlaczego syn dusi się w przestrzeniach pełnych tandety i sztuczności. On właśnie od tego całe życie próbuje się uwolnić, na co Chantale mu nie pozwala. Jak odnaleźć własną drogę, gdy ktoś za wszelką cenę chce uwięzić nas w klatce utkanej ze skrawków matczynej miłości?
„Jedyne, co warto zabić w naszym życiu, to wewnętrzny wróg. Zatwardziały sobowtór. Zapanowanie nad nim jest sztuką.” (oryg. „Il n’est d’autre chose à tuer dans cette vie que l’ennemi intérieur, le double au noyau dur. Le dominer est un art”.)
Wyśnione miłości (2010)
Drugi film w karierze utalentowanego Kanadyjczyka opowiada ponownie o miłości. Jak można się domyślić, nie jest to miłość łatwa. Xavier Dolan postanowił opowiedzieć o miłości nowoczesnej. Pełnej pożądania, bez granic, zahamowań, lecz jednocześnie boleśnie wypełnionej rozczarowaniami i niespełnionymi nadziejami. Każdą sceną potwierdza swoją dojrzałość artystyczną i udowodnia, że to dopiero początek jego kariery.
Główni bohaterowie, Francis (Xavier Dolan) i Marie (Monia Chokri), to para dobrych przyjaciół. On, przystojny gej stylizowany na Jamesa Deana i ona, piękna poetka. Podczas jednej z wielu imprez poznają Nicolasa (Niels Schneider), studenta architektury. Młody bóg przypominający anioła fascynuje zarówno Marie jak i Francisa. Powoli zauroczenie przeradza się w obsesję, a pomiędzy nimi rodzi się rywalizacja. Obiekt ich zainteresowań z początku wydaje się być biernym obserwatorem toczących się wydarzeń. Rozpoczynając od niewinnych spotkań, w końcu decydują się na wspólny wypad za miasto do domku nad jeziorem. Czy tam spełnią się w końcu wielkie nadzieje dwójki przyjaciół? Kto wygra, a kto przegra ten pojedynek?
“Wyśnione miłości” to film ukazujący namiętne uczucia, które rodzą się w każdym z nas. Młodzi ludzie kochają szybko, intensywnie, powierzchownie. W stanie ekstazy i rozpaleni nadziejami jesteśmy gotowi do wielkich poświęceń. Pragniemy bliskości, która zbyt często okazuje się fałszywa. Pośród różnych rodzajów związków poszukujemy intymności i szczerości. Każdy na swój własny sposób kocha i chce być kochanym. Xavier Dolan pokazuje widzom, jak szybko może nakręcić się spirala toksycznych i destrukcyjnych uczuć. Coraz trudniej odróżnić te prawdziwe od pozornych. Nieświadomie stajemy się czyjąś zabawką lub sami więzimy kogoś w swoich sidłach.
Kolejnym świetnie ukazanym tu aspektem jest zjawisko wymieniania partnerów. Co noc możemy mieć kogoś innego, kochać w inny sposób, lecz tak naprawdę pozostawać samotnymi i zagubionymi. Zdesperowani zgadzamy się na ciągłe zamiany, które niszczą i ograniczają. Czym tak naprawdę jest miłość? Aktem seksualnym bez uczuć czy szaleństwem za kimś, kogo tak naprawdę wcale nie interesujemy? Reżyser za pomocą świetnie dobranych metod filmowania swoich aktorów, sprawia, że ich sylwetki stają się wyraziste. Scenografia pełna jaskrawych kolorów i wyrazistych form doskonale oddaje charakter sztucznych związków. Xavier Dolan traktuje taśmę filmową jak malarskie płótno, a kamerę niczym pędzel ekspresyjnego malarza. Jego bohaterowie wydają się prawdziwymi postaciami, które po wyjściu z kina możemy spotkać na ulicy. Sam wciela się w rolę Fransica, utożsamiając się jednocześnie z opowiadaną historią. Nie jest jedynie dyrygentem stojącym za kamerą, ale żywą cząstką filmu, z którą możemy obcować.
Czy miłość ma prawo istnieć jedynie w naszych snach? Jak głęboko musimy sięgnąć, aby dotrzeć do prawdziwych pragnień i zrzucić maskę, którą zakładamy przed osobami, na których naprawdę nam zależy? Francis i Marie nie potrafię odnaleźć się w uczuciu, które gwałtownie nad nimi zapanowało. Jednocześnie stają się pionkami w grze niedomówień i nadziei. Czy wszyscy jesteśmy na to skazani? Wierzę, że nie, choć nie to odgrywa tu najważniejszą rolę. W miłości nic nie da się jasno wytłumaczyć i stwierdzić. Jej niebanalność i różnorodność to coś pięknego, a jednocześnie boleśnie raniącego. Wyśnione miłości to piękny film o tym, co może wyniknąć ze spotkania trójki ludzi, których coś połączyło. To, w jaki sposób wpłyną nawzajem na swoje życie, zależy tylko od nich samych.
Xavier
Oba filmy ukazują odbiorcom cząstkę ich twórcy. Odrzucenie i samotność przeplatają się niemalże w każdej scenie. Jak pokonać własne słabości, uciekając od konfrontacji? Xavier Dolan kreuje światy, w których znajduje kryjówkę, spotyka samego siebie. Rozmawia, prowadząc monolog. Sytuacje abstrakcyjne, przejaskrawione stają się prawdziwe, namacalne. Obrazy, klatki filmu przetrzymują w sobie emocje, wspomnienia. Traktują je niczym zakładników. Okupem są rany na sercu i duszy, które pozostaną w artyście na zawsze.
Choć podczas wywiadów sprawia wrażenie pewnego siebie, jego produkcje przedstawiają go w innym świetle. Która z postaci jest maską, a która żywym człowiekiem? Czy my, jako odbiorcy, zostaliśmy upoważnieni do odpowiedzi na to pytanie? Sztuka to pewna forma kreowania własnej osobowości. Niektórzy wkładają w nią cząstkę siebie, inni z niej czerpią wzbogacając własne życie. Bolesna szczerość czy improwizacja? Wybór nigdy nie jest jednoznaczny. Zawsze pozostaną wątpliwości, niedopowiedziane rozmowy.
Dzięki filmom Dolana możemy uświadomić sobie, jak wielką rolę w życiu pełni indywidualność. Jak jej sprostamy, zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Nie wstydźmy się jej, a wręcz przeciwnie – zróbmy coś, aby określała naszą egzystencję. Niezależnie od tego, jaką rolę pełnimy w grze zwanej życiem, postarajmy się, tak jak Xavier Dolan, zmierzyć się z własnymi emocjami dzięki sztuce. Jako twórca lub odbiorca.