PIĄTY ELEMENT. 20 lat od premiery. Analiza filmu
Magia kina
Czyli dlaczego podświadomość pozwala nam przeżyć historię zupełnie nonsensowną.
Autorką analizy jest Patrycja Bulska.
Fabuła „Piątego elementu” opiera się na starym jak kultura motywie wybrańca bogów, który jest zmuszony porzucić cztery ściany i zająć się ratowaniem Ziemi przed złem (i występkiem?). Ludzie od małego są przyuczani do wątków mesjanistycznych, okazuje się więc, że wszyscy jesteśmy dziećmi systemów wierzeniowych, których osią jest historia jednego z nas, nie do końca podobnego do reszty. Poczynając od wykrzyczanych w martyrologicznym szale „czterdzieści i cztery”, a kończąc na szeptankach o królu, który kiedyś wróci z mitycznej wyspy, można powiedzieć, że ludzkość zawsze ma w zanadrzu ostateczną instancję, która posługuje się łukiem i wbiega z krzykiem na ustach w ogień. Wybraniec jako wartość abstrakcyjna zostaje sprowadzony do konkretnej osoby o boskich cechach. Luc Besson także jest wierny wizji, zapraszając widza do wykreowanego świata swojego filmu.
PROLOG
Prolog „Piątego elementu” rozpoczyna się na egipskiej pustyni. Jego pierwsza minuta wygląda jak fragment filmu dokumentalnego. Ta sama, lekko ziarnista taśma filmowa, wielbłądy trzymane przez małych chłopców, wykrzykujących z entuzjazmem coś w niezrozumiałym języku.
Obraz na zasadzie podobieństwa wpływa na widza, chcąc, aby uwierzył w prawdziwość przedstawianych wydarzeń. Z rozgrzanej słońcem pustyni jeden z chłopców wbiega do wnętrza kamiennej budowli, gdzie egiptolodzy z początku XX wieku pracują nad proroctwem zapisanym za pomocą hieroglifów. Odwołanie się do tej właśnie cywilizacji zdaje się być celowym zabiegiem. Początki rolniczej kultury ludzkiej lokuje się co prawda jeszcze bardziej na wschód, ale to Egipt pozostaje symbolem najstarszej cywilizacji.
Przestrzeń pustynna posiada kategorię aczasową i aprzestrzenną. Krajobraz pozornie się nie zmienia, sypki piasek pozostaje dla człowieka taki sam, nie potrafi wzrastać i umierać jak trawy czy roślinność górskich przełęczy. Pozostały tylko noc i dzień, które niewiele mogą powiedzieć o upływających latach. Przestrzeń jest nieokreślona, poza świątynią nie ma punktów wprowadzających różnorodność i odniesienia orientacyjne. Świątynia pozostaje zatem centrum pustyni, jej zadaniem jest wymiana informacji, komunikacja. To także miejsce przechowywania broni, która ma chronić przed cyklicznie pojawiającym się złem. Tutaj spotykają się kapłani z boskimi istotami od których dostają instrukcje – świątynia jest łącznikiem między niebem a ziemią, a tym samym axis mundi.
Powszechnie znane są znaki hieroglificzne, święte pismo Egiptu, którym faktycznie posługiwali się niegdyś kapłani. Do dziś na forach dyskusyjnych uczestnicy zastanawiają się, czy rozpropagowane przez zwolenników UFO i New Age zdjęcia hieroglifów z Abydos to przedstawienia maszyn pozaziemskich.
W filmie Luca Bessona te podejrzenia okazują się prawdą znaną tylko starożytnym kapłanom. Na Ziemię przybywają istoty o złotej, gładkiej powierzchni, przypominającej pancerz robota. Złoty kolor pozostaje w syntagmatycznej relacji ze Słońcem, a to jest utożsamiane z bogiem. Złoto wskazuje też na sam kruszec, który jest bardzo cenny. Ta cecha, poprzez styczność, przenosi się z koloru złotego na istotę noszącą złoty kolor. Mondoshawanie są drogocenni dla planety z powodu wiedzy, jaką jej przekazują. Ludzie wierzą, że to istoty boskie, a więc ambiwalentne – z jednej strony pomagają, ale z drugiej nie zawahają się zabić (za ich sprawą ginie egiptolog, który może zaszkodzić sprawie). Kategoria czasu nie jest dla nich istotna. Jeden z Mondoshawan stwierdza: „czas się nie liczy, tylko życie”.
Egiptolodzy starają się wyjaśnić znaczenie trójkąta, węża i małych postaci wyrytych na ścianie wewnątrz świątyni. Największą niespodzianką jest fakt, że otoczenie oraz kształt, w jaki ułożone zostało pismo, zaciera w pamięci prawdę: hieroglify to otoczka, ramka dla znaków, o których mówi egiptolog. Sama przepowiednia napisana jest w czymś, co może najwyżej aspirować do miana mniej ozdobnego pisma hieratycznego.
Trójkąt utożsamiany jest ze światłem, boskością, ogniem i wodą, równowagą. Jest równoboczny, a tym samym utożsamiany z cechą doskonałości, tworzy podstawy kosmiczne, jest symbolem wiedzy, co w przedstawieniach Boga wykorzystała religia katolicka [1]. Nietrudno zauważyć aluzję do arcyczwórki pitagorejskiej, figury, której liczbą trójkątną jest dziesiątka. Pitagorejczycy uważali ją za świętą. Sekstus Empiryk tłumaczył to przekonanie: „na zasadzie stosunków tych czterech liczb pojmuje się i ciało, i to, co niecielesne, a z tych rzeczy jest wszystko” [2]. Arystoteles zaś komentując problem dziesiątki napisał że jest zasadą „zarówno jako materia dla rzeczy jak również własność i stany” [3]. W filmie trójkąt uwiarygodnia legendę o pięciu elementach odwołując się do rzeczywistej symboliki starożytnej.
Wąż w pierwotnym rozumieniu jest związany z elementem wody oraz wyłaniania się, a także tarczy, co potwierdza chociażby głowa Meduzy umieszczona przez Atenę na Egidzie czy Ophiona opasającego okrągły kształt — „tarczę” uniwersum [4]. Równie dobrze wąż może być utożsamiany z kaduceuszem, laską medyków, oplecioną ciałami dwóch węży. Z drugiej strony, gadzia natura zwierzęcia umieszcza go na przeciwległym biegunie aksjologicznym, skazując na wieczne potępienie.
Trójkąt zbudowany z ludzików odwróconych do góry nogami można odczytywać jako zapowiedź chaosu i zniszczenia. Przepowiednia z góry skazuje ludzkość na stale powtarzającą się walkę ze złem, nie mają wyboru, mogą się tylko przygotować przed bitwą. Przepowiednia, która skazuje Ziemię na atak zła co 5000 lat jest przykładem magii w mocnym sensie, widz uświadamia sobie jej działanie w świecie przedstawionym.
Prolog zamyka ucieczka Mondoshawanian ze świątyni razem z kamieniami i piątym elementem zamkniętym w sarkofagu. Obiecują, że wrócą, kiedy Ziemi znów będzie grozić zagłada. Do tego czasu kapłani mają przekazywać sobie wiedzę i pamięć o tym co na pewno nastąpi.
BOHATEROWIE
Ojciec Vito Cornelius jest przedstawicielem zakonu w czasach, w których żyje główny bohater opowieści, Korben Dallas. Reprezentuje boska mądrość. To on wyjaśnia prezydentowi, skąd się wzięła ognista planeta, która pochłania wszystko, co znajdzie na swojej drodze. Z początku prezydent nie wierzy ojcu Vito, jednak konwencjonalny atak na planetę uzmysławia mu, że jest bezsilny. Opowieść kapłana ociera się o fantastykę. Swoją tezę może poprzeć co najwyżej starą książką, ale władze są zagubione i bezsilne, dlatego nie żądają potwierdzonych naukowo dowodów. Wszyscy, łącznie z widzami, wierzą jego słowom. Kapłan uwiarygodnia informacje samym sobą, ponieważ jest metonimicznym reprezentantem boskiej wiedzy, do której człowiek odwołuje się gdy wszystko inne zawodzi.
Głównym bohaterem filmu jest Korben Dallas, były komandos, a obecnie taksówkarz w NY w XXIII wieku. Mieszka z białą kotką odkąd opuściła go ukochana. Deklaruje poszukiwania jedynej, doskonałej dziewczyny albo samotność. Jest więc bohaterem romantycznym, a tym samym odpowiednikiem współczesnego rycerza, który gotów jest stanąć po stronie dobra i miłości.
Historia Bessona krąży wokół wątku pięciu elementów – czterech żywiołów i człowieka, który jest dopełnieniem tego naturalnego porządku.
Tytułowy piąty element jest kobietą doskonałą. Po katastrofie statku Mondoshawan została tyko jej ręka, ale nowoczesna technika odtwarza jej kod genetyczny i na jego podstawie odbudowuje całe ciało i przywraca je do życia. Naukowiec wyjaśnia działanie reaktora, między innymi tłumaczy: „to ostatni etap. Atomy słoneczne bombardują komórki, zmuszając ciało do reakcji obronnej, czyli do produkcji skóry.” Odbudowę skóry w przypadku braku jakiegokolwiek naskórka nazywa się gojeniem przez ziarnowanie, nie jest potrzebna do tego energia z zewnątrz. Twórcy odwołali się tu do słońca, które jest tożsame z dniem. Początek dnia to czas budzenia się, słoneczne światło działa na człowieka rozbudzająco. Nie tylko ostatni etap, ale w opisie działania maszyny w ogóle używa się naukowego stylu, legitymizując prawdziwość i powagę wynalazku.
Naukowiec jest naukowcem dlatego, że posługuje się specjalistycznym językiem, oprowadza po laboratorium, a przede wszystkim nosi biały fartuch. Okazuje się, że te standardy w przyszłości się nie zmienią. Fartuch kojarzony przez widza z doświadczeniami i dziedzinami naukowymi przenosi swoje znaczenie na noszącego go człowieka.
Reaktor pojawia się jeszcze raz, w epilogu. Nadzy, całujący się wewnątrz Korben i Leeloo zwiastują ponowne narodzenie w świecie, tym razem jako para. Miłość jest objawem dobrego samopoczucia, leczy duszę. Dusza natomiast styka się bezpośrednio z ciałem. Cielesne rany odniesione podczas walki zostają uleczone, bo zdrowie duszy odbiera się jako przejaw zdrowego ciała. Całość otoczono metaforą jaką jest dzieło nauki – reaktorem.
Leeloo jako piąty element, dodatkowy żywioł, jest – zgodnie zmyślą U. Eco – upodobnieniem ciała ludzkiego do świata. Jest elementem Ziemi. Razem z pozostałymi żywiołami, jako całość, jest bronią, która ma uchronić ludzkość. Jednak społeczeństwo utrwaliło jeszcze jeden obraz człowieka – jako połówki poszukującej swojej drugiej części. Mit miłości jako pełni wpłynął na zakończenie historii. Leeloo zwycięży zło o ile stanie się całością i tym samym przywróci ład w samej sobie. Broń zadziała dopiero w chwili kiedy usłyszy wyznanie miłości i pocałuje Korbena. Miłość jest w ich rozmowie określona jako jedna z dobrych rzeczy, istniejących na Ziemi, którą trzeba ocalić. W gruncie rzeczy miłość pozostaje ikoną dobroci. Dla Leeloo jest końcem zwątpienia, które wywołały w niej obrazy wojny. Dobroć, która styka się z rozbudzonym uczuciem miłości bohaterki, która promieniuje jasnością i z pomocą czterech żywiołów zwycięża zło.
Główna bohaterka nie jest potomkiem Ziemian, ale istotą doskonałą stworzoną przez Mondoshawanian. Nie mówi w ludzkim języku, posługuje się – jak to określił kapłan – boskim językiem, niezrozumiałym dla współczesnych. Kiedy Leeloo budzi się w NucleoLab w Nowym Jorku, generał Staedert podchodzi do niej i mówi: „Jak chcesz wyjść, naucz się najpierw porozumiewać po ludzku”. Język jest identyfikowany z człowiekiem, wyróżnia go od innych istot. Dlatego służy do identyfikacji swój – obcy. Najwyraźniej pokazuje to scena, w której Korben przedstawia się i pyta o imię dziewczyny. Ta odpowiada bardzo długim, niezrozumiałym ciągiem dźwięków.
– Ładnie. To wszystko twoje imię? A masz… jakieś zdrobnienie?
– Leeloo.
– Bardzo ładnie. Korben – Leeloo. Leeloo – Korben.
Dopiero skrócona forma, dająca się wypowiedzieć i zapamiętać, a więc taka, która ma szansę zaistnieć w słowniku języka naturalnego, pozwala narodzić się Leeloo. Dla społeczeństwa funkcjonuje teraz jako pełnoprawna osoba. Ludzie posługują się językiem, więc się rozumieją, imię Leeloo jest podobne w konstrukcji do innych form gramatycznych, a więc jest podobne do słów. Razem z nauką języka Leeloo zaczyna rozumieć świat i staje się bardziej ludzka.
O samych kamieniach można wspomnieć przy okazji sekwencji dziejącej się w Raju na Fhloston w Gwiazdozbiorze Anioła. Bohaterowie udają się na statek zawieszony nad oceanem, by spotkać się ze sławną śpiewaczką Plavalaguną, przy okazji powierniczką kamieni. Plavalaguna jest przedstawicielką rasy o błękitnym kolorze skóry, nie jest człowiekiem, ale jej piękny głos wskazuje na jej piękne wnętrze – jest pozytywną postacią. Niebiańska barwa głosu jest ikoną dobroci, a dzięki czemu nie ma wątpliwości co do zamiarów śpiewaczki. Ta interpretacja wzbogaca się, kiedy ranna w brzuch Plavalaguna wyjawia, gdzie ukryła kamienie – są w niej. Korben musi sięgnąć do martwego ciała i wyciągnąć zawartość, równie cenną jak głos za życia bohaterki.
Kamienie, ułożone na właściwym miejscu w świątyni, otwierają się za pomocą żywiołu, który reprezentują. „Wiatr wieje, deszcz pada…”, ta wskazów doprowadza Korbena, kapłana, pomocnika kapłana i Ruby`ego do rozwiązania zagadki: poprzez styczność żywiołu z reprezentacją żywiołu (swego rodzaju podobizną wyżłobioną w formie znaku graficznego na powierzchni kamieni) aktywuje się broń.