search
REKLAMA
Analizy filmowe

Dlaczego INTERSTELLAR to najlepszy film zeszłego roku? Ambitna podróż między fizyką a metafizyką

Tekst gościnny

6 kwietnia 2015

REKLAMA

Autor tekstu: Maciej Olech “Lawrence”. Recenzja osobista. Z okazji niedawnej premiery “Interstellar” na blu-ray. 

 

Odliczanie do startu: Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć…

Wszechświat – jakże piękny i tajemniczy. Spoglądając w gwiazdy można się zastanawiać nad odległymi galaktykami, obcymi planetami i naszym miejscu w tym uniwersum. Wiadomo, że Ziemia nie leży w centrum, ale czy oznacza to, że celem ludzkości jest pozostać zawsze na uboczu kosmosu? Kiedyś miałem okazję usłyszeć wykład pewnego profesora, przedstawiciela antropocentryzmu, który stwierdził, że i tak nigdy nie przeniesiemy się poza naszą Matkę Ziemię. Fakt, nie ma nowych kontynentów do odkrywania, ale jest tyle gwiazd i planet. Czy ludzkość zdoła poznać choć część z nich? Czy zdołamy wybić się poza stratosferę i zacząć nowe życie w na stacji kosmicznej, na odległej planecie, czy też ogóle w innej galaktyce? Dla wielu, jak i też wspomnianego profesora, takie dywagacje to jedynie niespełnione marzenia miłośników science fiction. Możemy zbudować bazę na księżycu, czy Marsie, ale trudno mówić o prawdziwej kolonizacji. Najwidoczniej Christopher Nolan zalicza się do tej grupy “marzycieli” (i dobrze) i w swym najnowszym filmie zabiera nas w niezwykłą międzygwiezdną podróż.

[quote]Interstellar to jednak nie tylko wyprawa w nieznane zakątki wszechświata, ale też rozważania nad istotą człowieczeństwa.[/quote]

Dzięki ryzykownemu połączeniu fizyki oraz metafizyki powstał jeden z ambitniejszych i ciekawszych obrazów nie tylko w Christophera Nolana, ale i ostatnich lat.

Film, który całkowicie mnie pochłonął i który za każdym seansem (a było ich w kinie siedem) dostarczał mi tyle wrażeń, emocji, wzruszeń, jak mało która produkcja w ostatnim czasie, aby nie powiedzieć latach. I sam fakt, że nawet tyle czasu minęło od premiery, dalej o nim rozmyślam i piszę ten tekst, jest dla mnie wystarczającym dowodem na niezwykłość dzieła Christophera Nolana.

wormhole

Thorne, Obst, Spielberg, Nolan.

Tak jak Wielki Wybuch najprawdopodobniej zapoczątkował powstanie Wszechświata, tak historia powstania Interstellar zaczyna się od teorii amerykańskiego astrofizyka Kipa Thorne’a o czarnych dziurach i tunelach czasoprzestrzennych. Dzięki tym badaniom narodził się pomysł, aby nakręcić ten film. I tak też uczony wraz ze swoją dobra znajomą, producentką Lyndą Obst (producentka Kontaktu Roberta Zemeckisa z między innymi Matthew McCounagheyem) udali się do samego Stevena Spielberga. Reżyserowi Bliskich spotkań trzeciego stopnia tak bardzo spodobała się ta koncepcja, że powierzył Jonathanowi Nolanowi napisanie scenariusza. Już pierwsze wzmianki o tym filmie wzbudziły moje zainteresowanie. Jednak podobnie jak w przypadku Robocalypse, i ten projekt science fiction Spielberg w końcu porzucił. Na szczęście Jonathan Nolan polecił ten pomysł swojemu bratu, który w pełni się w niego zaangażował. W oparciu o wczesny scenariusz Christopher Nolan napisał swoją własną jego wersję i tak w skrócie teoria naukowa przerodziła się w film fabularny.

W niedalekiej spowitej pyłowymi chmurami przyszłości

Akcja Interstellar dzieje się w bliżej nieokreślonej, ale raczej niedalekiej przyszłości, kiedy to Ziemia zdaje się być coraz mniej odpowiednim miejscem do życia. Klimat ulega gwałtownej zmianie i ogromne burze pyłowe coraz częściej zakrywają niebo, niszcząc przy tym większość roślin uprawnych. Światu grozi zagłada i nasuwa się tylko jedno fatalistyczne pytanie: czy ludzkość prędzej się udusi, czy umrze z głodu? Wydarzenia te zdają się być jawnym nawiązaniem do katastrofy ekologicznej znanej jako dustbowl, która miała miejsce na obszarach Wielkich Równin w Stanach Zjednoczonych w latach 30. XX. wieku (Christopher Nolan wykorzystuje nawet nagrania archiwalne prawdziwych świadków tamtych zdarzeń). Mimo że akcja dzieje się w przyszłości, widzimy, jak pomału ludzkość zaczyna cofać się w swoim technologicznym rozwoju. Zamiast postępu rysuje się powrót do społeczności agrarnych, gdzie ludzie muszą się dopasować do nowego, nieprzyjaznego świata. Jednym z nich jest Cooper, były pilot, inżynier, który musi wieść proste życie na farmie kukurydzy (jedna z nielicznych istniejących jeszcze roślin). Za sprawą tajemniczej anomalii odkrywa ukryty i wciąż działający ośrodek NASA. Wygląda na to, że jest jeszcze nadzieja dla gatunku ludzkiego: niedaleko Saturna naukowcy odkryli tunel czasoprzestrzenny prowadzący do innej galaktyki. Cooper wraz z kilkoma naukowcami wyrusza w kosmiczną podróż, aby znaleźć planetę, która posłuży jako przyszły dom dla ludzkości.

o-INTERSTELLAR-TRAILER-facebook

Kosmiczna układanka między fizyką, a metafizyką.

Od początków swojej kariery, a więc dokładnie od wielce niezależnego Following, poprzez Memento, Prestiż, trylogię Mrocznego Rycerza oraz Incepcję, Christopher Nolan wyrobił swój filmowy styl. Zaczyna się on od struktury scenariusza, prowadzenia fabuły, reżyserii, specyficznej trochę chłodnej strony wizualnej, na oprawie muzycznej kończąc. Wszystkie te elementy połączone z niezwykle ciekawym pomysłem wyjściowym czynią z Interstellar jednym z najambitniejszych, jeżeli nie najambitniejszy projekt brytyjskiego reżysera.

Dlaczego już na wstępie warto wspomnieć o stronie audiowizualnej tego filmu? Zarówno zdjęcia, efekty specjalne, jak i muzyka nie są dodatkiem, ale integralną częścią całego dzieła. One też na swój sposób opowiadają tę historię. Zresztą nie po raz pierwszy Christopher Nolan pokazuje, jak bardzo złożone są jego filmy. Przy dokładnej analizie Interstellar wygląda jak wielka kosmiczna układanka, składająca się z najróżniejszych elementów. Na początku mamy teorie Kipa Thorne’a o czarnych dziurach i tunelach czasoprzestrzennych. Dochodzą do tego znane z dzieł science fiction motywy eksploracji kosmosu, wypraw na nieznane planety i poszukiwania miejsca na nowe pozaziemskie kolonie. Trudno też nie dostrzec inspiracji i nawiązań do 2001: Odysei Kosmicznej Stanleya Kubricka, przy czym wpływ tak wielkich filmowców jak Tarkowski, Malick, czy Spielberg również jest zauważalny. Skoro mamy Kubricka, Malicka i Tarkowskiego, to nie mogło zabraknąć zagadnień filozoficznych i rozważań na temat człowieczeństwa. Są i elementy dramatu rodzinnego, jak i nawiązania do starych przygodowych filmów science fiction. W sumie można dalej wymieniać i analizować, ale od razu widać, że liczba elementów zawartych w tym filmie jest imponująca i niepokojąca zarazem.

interstellar

[quote]Można się zastanawiać, czy twórca Memento nie chciał zawrzeć za wiele w swoim obrazie? Ale nie można mu mieć za złe, że w filmowym świecie, gdzie wielkie produkcje chorują na brak jakiejkolwiek treści, u niego jest jej tak wiele.[/quote]

I miło też widzieć, że reżyser chce nam coś więcej powiedzieć, niż tylko pokazać piękne kosmiczne widoki. Co więcej te wszystkie wymienione i niewymienione części tej układanki do siebie pasują. Mimo wielu inspiracji, płaszczyzn i zawartych tematów, Interstellar jest niezwykle spójny. Od samego początku do końca czuć, że reżyser niczym kapitan panuje nad swoim statkiem (kosmicznym) i załogą, a co więcej, nie boi się wypłynąć na nieznane wody czy raczej zakątki kosmosu.

Christopher Nolan, który zresztą studiował literaturę angielską wie, jak opowiedzieć historię, aby wciągnąć i zaciekawić czytelnika… to znaczy widza. Pod względem struktury Interstellar bliżej do Prestiżu czy Incepcji niż do trylogii o Batmanie. Na samym początku przypominać on może rozsypane części układanki, które z czasem zaczynają przypominać gotowy obraz. Rozwiązywanie tych zagadek nie tylko wymaga od widza pewnej uwagi, ale potrafi też dostarczyć sporo satysfakcji, gdy widzi się gotowe rozwiązanie. Co więcej, ta złożoność sprawia, że podczas kolejnych seansów jeszcze większą przyjemność daje wyszukiwanie tych wszystkich wskazówek, które mogły nam umknąć za pierwszym razem, a które pozwalają jeszcze lepiej zrozumieć tę historię. Trudno bowiem określić Interstellar wyłącznie jako film o czarnych dziurach i tunelach czasoprzestrzennych. Tak samo jak miłośnicy fizyki, a szczególnie astrofizycy nie powinni też wyłącznie koncentrować się na samym “science” w terminie science-fiction. Choć nauki tutaj wiele – ciągle przewijają się nam fizyka relatywistyczna, mechanika kwantowa i inne zagadnienie – to jednak nie można zapominać o tym drugim członie. Odbierając film Nolana jak dokument z wyprawy NASA, szybko zaczniemy się doszukiwać pewnych nieścisłości, czy uproszczeń znanych w świecie kinematografii, ale nie pasujących do podręczników fizyki.

Nauka jest tutaj bardzo ważnym elementem i jak wiemy początki scenariusza wzięły się od badań Kipa Thorne’a, to tak naprawdę nie kosmos, ale człowiek jest najważniejszym elementem tej historii. Te ogromne, kosmiczne (w pełnym tego słowa znaczeniu) kulisy służą do opowiedzenia niezwykle intymnej opowieści o miłości ojca do swojej córki. Na przykładzie jednej rodziny, która jest swoistym mini-kosmosem Christopher Nolan tworzy swój traktat na temat natury ludzkiej, co nas definiuje jako ludzi i co jest, czy też powinno być naszym celem.

[quote]Podążając dalej tym tropem twórca Incepcji wkracza na ścieżkę kina metafizycznego.[/quote]

Jest to ambitne podejście, ale też zarazem bardzo ryzykowne i mogące budzić największe kontrowersje. Te elementy (teorie naukowe, rozważania o miłości) na pierwszy rzut oka pasują do siebie trochę jak ogień i woda. Czy jesteśmy w stanie naukowo określić, czym jest miłość? Wiele pytań, ale też wątpliwości: czy Christopher Nolan chcąc być naukowy i poetycki jednocześnie trochę się nie zapędził?

interstellar-15-early-reviews-interstellar-is-epic-but-far-from-perfect

Ale to dobrze, że Interstellar skłania do takich refleksji i zadawania wielu pytań. Tym samym nie jest on jedynie świetnie wyglądającym, ale pustym w środku blockbusterem science-fiction. Brytyjczyk nie po raz pierwszy stara się przemycić coś więcej w kinie w założeniu rozrywkowym. Jednak nie chodzi tu tylko o dobre chęci i próbę stworzenia czegoś ambitnego, ale o umiejętność sprzedania swojej idei.

Ten film po prostu bardzo dobrze się ogląda. Też dlatego, że jego sercem, motorem napędowym nie jest niesamowity kosmos, a proste uczucie ojca do swojej córki. Niektórzy mogą zarzucać Nolanowi pewną ckliwość, czy też stosowanie na widzach szantażu emocjonalnego. Ale właśnie przez skoncentrowanie się na tym ludzkim, rodzinnym elemencie sprawia, że jako widzowie możemy się łatwiej identyfikować z bohaterami, i rozumieć ich problemy oraz wszelkie rozterki, nie będąc przy tym astronautami. W sytuację głównego bohater może wczuć się chociażby każdy rodzic, który chociażby wyjeżdża zagranicę w poszukiwaniu lepszej pracy. Może i na granicy kiczu, ale ten motyw rozłąki jest bardzo dobrze ukazany i też w niewielu produkcjach science fiction możemy go znaleźć. Nie twierdzę, że w kinie fantastyczne nie koncentruje się mocno na człowieku i istocie człowieczeństwa. To jednak, co czyni Interstellar wyjątkowym, to nie tylko przygody naszych bohaterów w kosmosie, ale też co czują ich bliscy, którzy zostali na Ziemi. Nie zapominając oczywiście o teorii względności, przez co okres rozstania jest jeszcze dłuższy, przez co jeszcze bardziej bolesny, a tym większa radość z powrotów.

Oczywiście możemy znowu wracać do rozważań, czy w science fiction jest miejsce na miłość? Christopher Nolan jednak dobrze wie, co jest sercem jego filmu. I mimo zarzutów o pewną kiczowatość i sentymentalizm, to jednak miło widzieć, że ktoś w dzisiejszych czasach stara się coś więcej przemycić w tak wielkiej produkcji. To fabuła jest pretekstem do stworzenia tych niesamowitych ujęć i efektów specjalnych, a nie odwrotnie.

Interstellar-movie-still-015

[quote]To nie jedyny przykład, kiedy Christopher Nolan tworzy na przekór obecnym blockbusterom. Zbyt często współcześni twórcy i producenci wychodzą z założenia, że widz musi być stale czymś bombardowany, aby zyskać jego zainteresowanie.[/quote]

Przez co w wielu kinowych hitach po prostu skaczemy z jednej sceny akcji do drugiej, przerywanej wyłącznie jakimiś gagami, aby widz miał się jeszcze z czego pośmiać. Dlatego też miło widzieć produkcję, gdzie reżyser nie gna jak szalony.  Tutaj akcja rozwija się powoli i Nolan nie boi się robić przysłowiowych pauz, aby dać wytchnąć swoim bohaterom, a także widzom. Trudno więc powiedzieć, czy pod względem tempa Interstellar  przypomina sinusoidę, tangensoidę, czy jak kto chce to nazwać wedle profesjonalnych zwrotów geometrycznych. To nierówne tempo może dla niektórych być wadą, a dla mnie jest raczej zaletą. Przede wszystkim pomaga ono budować odpowiednią atmosferę, a także pozwala lepiej poznać głównych bohaterów. Czasami odpowiednie budowanie napięcia daje o wiele lepsze efekty niż niejedna efekciarska scena akcji. U Nolana napięcie nieraz sięga zenitu, a zwieńczająca je akcja za każdym razem wgniatała mnie w fotel i sprawiała, że serce szybciej biło. Nie każdy film przygodowy musi pędzić z jednego efektownego wydarzenia w drugie. Interstellar można też uznać za kino przygodowe, gdzie właśnie ową przygodą są nie tylko momenty przepełnione akcją, ale też właśnie odkrywanie nieznanego, podążanie tam, gdzie nikt inny jeszcze nie dotarł. Tym samym mimo prawie trzech godzin trwania i mocno nierównego tempa Interstellar ani na moment nie nudzi. Co więcej, te trzy godziny tak ekscytują (i to za każdym razem), że seans mija naprawdę szybko i wręcz chciałoby się oglądać jeszcze więcej.

mk

Gwiazdy wśród gwiazd

Powtarzam ciągle o tym ludzkim aspekcie Interstellar.  Dlatego też należy koniecznie wspomnieć o ekipie aktorskiej z Matthew McConaughey na czele. Gra on głównego bohatera i właściwie cały ciężar filmu niesie na swoich barkach. Do obsadzenia tego aktora, zanim jeszcze zdobył Oscara za rolę w Witaj w klubie, przekonała Nolana jego kreacja w filmie Uciekinier. W pewnym sensie Teksańczyk powiela trochę swoją aktorską manierę, co nie czyni jego postaci nieciekawej. Wręcz przeciwnie, jego Cooper to niezwykle sympatyczna, twardo stąpający po ziemi bohater, z którym łatwo się identyfikować. Z jednej strony otrzymujemy trochę wyluzowanego typa (farmera i niespełnionego pilota inżyniera), z którym bez problemu można byłoby się napić i pogadać. Z drugiej strony laureat “złotego rycerzyka” niezwykle emocjonalnie odzwierciedla, co przeżywa kochający rodzic po opuszczeniu swoich dzieci. Sceny, kiedy ogląda nagrania od swojej rodziny z dalekiej Ziemi, właśnie dzięki jego naturalnemu aktorstwu naprawdę potrafią rozczulić. Wreszcie jest to osoba, która wraz z każdym etapem swojej kosmicznej podróży coraz bardziej nam się otwiera, stając się bohaterem, któremu kibicujemy z całego serca.

Pewną tradycją u Christophera Nolana stało się, że lubi współpracować z tymi samymi aktorami. Dlatego też bardzo ucieszyłem się, że główna rola żeńska dr Brand przypadła Anne Hathaway. Nie tylko dlatego, że jest to jedna z moich ulubionych aktorek, ale też dlatego, że to właśnie Christopher Nolan wyciągnął ją z pewnej szufladki. Role w Pamiętnikach księżniczki czy Diabeł ubiera się u Prady w pewnym sensie przyczepiły Anne Hathaway łatkę słodkiej, trochę roztrzepanej dziewczyny. I choć naturalnie grała w innych filmach (nominacja do Oscara za doskonały występ w Rachel wychodzi za mąż), to jednak filmowcy najczęściej obsadzali ją w takich mało wymagających rolach. Brytyjski filmowiec potrafi docenić aktorski kunszt Hathaway i po roli Seliny Kyle/Catwoman znowu powierza jej ambitną i doroślejszą rolę. I po raz kolejny laureatka Oscara za Nędzników spisuje się bezbłędnie. Jej doktor Brand to inteligentna, odważna kobieta, dla której ta kosmiczna podróż też jest osobistą przemianą. I choć naturalnie na tę aktorkę zawsze miło popatrzeć, to cieszy fakt, że udało jej się stworzyć żywą postać z krwi i kości, a nie tylko samego naukowca rzucającego wyłącznie naukowe równania, czy też pustej kobiety będącej jedynie ozdobą filmu.

interstellar4

Inna rola – a właściwie role – żeńskie też zasługują na uznanie. Jessica Chastain wcielając się w córkę głównego bohatera Murph nie tylko bardzo dobrze ukazuje jej skomplikowane relacje z ojcem, ale też jest kolejną zdeterminowaną, silną kobietą, dążącą (podobnie jak jej ojciec) do uratowania świata. Amerykanka już nieraz pokazała swój wielki talent aktorski i w przypadku Interstellar nie schodzi poniżej tego poziomu. Jej Murph, jest naprawdę przekonywująca i podobnie jak jej ojcu, trzymamy za nią kciuki. Nie można zapomnieć o Mackenzie Foy, która wcieliła się w młodszą Murph. Mimo młodego wieku gra ona niezwykle naturalnie i  bezbłędnie oddaje, co musi przeżywać dziecko, kiedy opuszcza je rodzic.

Trochę mniej przekonywująco wypadł za to Casey Affleck jako Tom, syn Coopera. Dostał on w sumie dość niewdzięczną rolę bycia przeciwieństwem swojej siostry. I o ile Murph reprezentuje umysł i wiedzę, o tyle Tom Afflecka to typowy “wieśniak”, stroniący od zmian i spędzający całe swe życie w jednym miejscu (na farmie). Nie jest to zła rola, ale też trudno oczekiwać, aby widzowie polubili tę postać, czy też się z nią utożsamiali.

Jako że mamy do czynienia z filmem Christophera Nolana, to oczywiście nie mogło zabraknąć Michaela Caine’a. I jak to od czasów Batmana – Początek bywa, i tym razem jego postać wprowadza odpowiedni poziom klasy czy wręcz dostojności. Caine nie kopiuje swej kreacji jako Alfred z filmów o Batmanie i jego profesor Brand potrafi być interesującą postacią. Co w wypadku tego legendarnego aktora nie dziwi, znowu klasa sama w sobie.

Wspominając o najlepszych kreacjach nie można zapomnieć o postaciach, które nawet nie są ludźmi. Tak jak w wielu klasykach fantastycznych jak chociażby Zagubieni w kosmosie, czy Gwiezdne wojny i tym razem bohaterom towarzyszą roboty – TARS i CASE. Te z Interstellar nie są jedynie ciekawym nawiązaniem do tych dawnych filmów, nie tylko wyglądają ciekawie, ale stanowią nieodzowną część załogi, plus posiadają niezwykle rozbudowaną osobowość. Szczególnie obdarzony sarkastycznym poczuciem humoru TARS (któremu świetnie podkłada głos Bill Irwin) ma zadatki, aby stać się postacią kultową i dołączyć do wielkiego panteonu filmowych droidów.

interstellar-has-over-an-hour-of-imax-footage

Z kamerą wśród gwiazd, na pokładzie statku kosmicznego i na obcych planetach.

Mimo że trochę jak mantrę powtarzam, że to ludzie są sercem tego filmu, to też nie chcę całkowicie pominąć, czy umniejszać kosmicznego aspektu tej produkcji. Przy tworzeniu kina science fiction bardzo ważną rolę odgrywa aspekt techniczny. A ten w przypadku Interstellar jest oszałamiająca! Już dla samej strony wizualnej warto go zobaczyć, i to najlepiej kilka razy. Za zdjęcia nie odpowiadał tym razem stały współpracownik Christophera Nolana, Wally Pfister. Był on zbyt zajęty swoim nie do końca udanym debiutem reżyserskim Transcendencja. Jego miejsce zajął holenderski operator Hoyte van Hoytema (świetne imię i nazwisko), który odpowiadał między innymi za zdjęcia do takich obrazów jak Szpieg oraz Ona. W pracy kamery widać wiele podobieństw do tej u Pfistera, przy czym zapewne wielka rolę grała sama osoba reżysera. Dlatego też, podobnie jak w innych filmach Brytyjczyka, i tym razem zdjęcia posiadają pewien tajemniczy chłód, ale są zarazem piękne, ostre i bardzo dobrze skomponowane. Van Hoytema wykorzystuje też parę ciekawych ujęć kamery zamontowanej na statku. Interstellar od strony wizualnej robi wielkie wrażeni nie popadający przy tym w efekciarstwo. I tym samym nie popełnia jednego z głównych grzechów współczesnych blockbusterów.

Jak się robiło INTERSTELLAR? Posluchajcie i obejrzyjcie, co mówi McConaughey:

https://www.youtube.com/watch?v=ZjRmlTAjDI8

W pewnym sensie filmem przełomowym, jeżeli chodzi o ukazanie kosmosu, stała się Grawitacja. Dlatego też jeszcze przed premierą Interstellar już pojawiły się porównania z obrazem Alfonso Cuarona. Niesłuszne, gdyż mamy do czynienia z zupełnie innymi filmami i całkiem różnym pojmowaniem wszechświata. Jeżeli chodzi o podobieństwa, to można co najwyżej wspomnieć, że podobnie jak i w Grawitacji, i w Interstellar nie ma dźwięków w próżni. Z jednej strony mamy akcję dziejącą się w przestrzeni kosmicznej wokół Ziemi, z drugiej strony mamy akcję na Ziemi, tunele czasoprzestrzenne, czarne dziury, odległe galaktyki oraz obce planety. Wszystkie te miejsca wyglądają niezwykle przekonująco i naturalnie. Nie ma różnicy między tym, co realne, a co jest efektem specjalnym. Spora w tym zasługa tego, że Nolan oprócz najnowszych efektów specjalnych dalej korzysta też z tradycyjnych metod.

[quote]A więc jak najmniej greenscreena i CGI, za to dużo pracy w prawdziwych dekoracjach, lokalizacjach (Islandia), sporo miniatur czy modeli, w tym model statku w skali 1:1. Ale tam, gdzie trzeba wykorzystać najnowszą technikę, wszystko wygląda realistycznie.[/quote]

Szczególnie ujęcia tunelu czasoprzestrzennego, czy czarnej dziury, wedle wizji Kipa Thorne’a wyglądają realistycznie i oszałamiająco. Już dla takich momentów warto oglądać ten film na dużym ekranie, najlepiej IMAX.

2

Organy niczym statek kosmiczny

Co prawda w kosmosie nie słychać dźwięku, ale na szczęście Christopher Nolan nie wpadł na szalony pomysł, aby zrezygnować z muzyki i przerwać współpracę z Hansem Zimmerem. Zwłaszcza, że na potrzeby Interstellar Niemiec stworzył jedną z lepszych prac w swojej bogatej karierze. Po Batmanach i Incepcji Zimmer z Nolanem chcieli stworzyć coś zupełnie innego i tak narodził się pomysł, aby oprzeć muzykę o dźwięki organów. Niektórzy mogą się doszukiwać w tym jakiś spirytualistycznych nawiązań zważywszy jeszcze na to, że ścieżka dźwiękowa nagrywana była w jednym z londyńskich kościołów (Temple Church). To ciekawa interpretacja, ale raczej nie należy doszukiwać się w tym filmie czy też w tej muzyce nawiązań do chrześcijaństwa. Bardziej chodzi o same organy, które przez wieki były najnowocześniejszym i najbardziej zaawansowanym instrumentem na świecie. Tym samym to wielkie osiągnięcie ludzkości można porównać do statków kosmicznych, które też są szczytem ludzkiej techniki.

Muzyka symbolizuje z jednej strony ducha przygody, odkrywców i pionierów, a z drugiej strony Zimmerowi udaje się oddać tę intymną rodzicielską więź głównego bohatera i jego córki. Współpraca obrazu z muzyką jest po prostu perfekcyjna i na długo po seansie w głowie pozostaje jej piękne brzmienie. Ta ścieżka dźwiękowa nie jest tylko tzw. “zapychaczem tła”, ona jest integralną częścią tego filmu. Hans Zimmer za pomocą muzyki opowiada tę niezwykłą historię i za pomocą linii melodycznych i dźwięków nie tylko opisuje skomplikowane zagadnienia naukowe, ujawnia nam piękno i tajemniczość kosmosu, ale też ukazuje nam człowieczeństwo oraz  miłość za pomocą nut. Tym samym wpisuje się on w te rozważania Christophera Nolana i sam porusza się między fizyką, a metafizyką i za pomocą niezwykle skomplikowanego instrumentu wydobywa piękno muzyki.

Magia kina w najczystszej postaci

Wspominanie czy wręcz wyliczanie tych wszystkich ważnych elementów jest kluczowe, gdyż pomaga ono lepiej zrozumieć Interstellar, jak i też zamysł Christophera Nolana. Gdyż nie tylko historia może przypominać układankę, czy też złożoną konstrukcję, ale dosłownie cały film. Zaczynając od pomysłu, fabuły, scenariuszu, reżyserii, aktorach, zdjęciach, efektach specjalnych, montażu, dźwięku, a na muzyce kończąc. Każda część jest na swoim miejscu tworząc imponującą, epicką całość. Naturalnie niejeden filmowiec pozazdrościłby ekipy, techniki i ogólnie możliwości, jakie dostał Christopher Nolan. Z drugiej strony, ile to już widzieliśmy super drogich produkcji, gdzie efekt końcowy pozostawiał wiele do życzenia? Te wszystkie rzeczy trzeba umieć wykorzystać i twórca Memento czyni to wybornie. To tak samo jak z konstrukcją statków kosmicznych. Wystarczy jedna niedokręcona śrubka i już może dojść do katastrofy. Mimo zaawansowanej technologii, dywagacji na tle fizyki i metafizyki brytyjski reżyser nie zapomina o widzu. Co więcej szanuje go i nie uważa, że wystarczy dać masę efektów, wybuchów i gagów, aby go zadowolić. Naturalne pewnie się znajdą osoby, którym do szczęścia w kinie niewiele trzeba, poza colą i popcornem. Ja jednak zawsze ceniłem Nolana i po Interstellar czynię to jeszcze bardziej,  że często pod płaszczykiem blockbustera stara się coś więcej przemycić niż tylko pustą rozrywkę.

Znowu się powtórzę, ale Interstellar jest po prostu bardzo dobrym filmowym przeżyciem i z przyjemnością się go ogląda. Już sama strona wizualna robi wrażenie! Wspaniałe ujęcia w kosmosie, jak chociażby ukazanie statku na tle pierścieni Saturna z dźwiękiem delikatnego pianina w tle, tworzy magię kina. I choć jak już wspomniałem, film nie jest przeładowany akcją, to jednak kiedy się takie momenty pojawiają, dosłownie wgniatają w fotel.

https://www.youtube.com/watch?v=GhlU3ikw8sA

Na szczególną uwagę zasługuje tak zwana scena ryzykownego dokowania.  Niesamowite tworzenie napięcia i jej kulminacja to już mistrzostwo reżyserii w najczystszej postaci. I nie uważam, że przesadzam, gdyż w tej scenie wszystkie wspominane elementy w tym długim teście idealnie ze sobą współgrają. Co najważniejsze, Nolan nie bawi się w niepotrzebne udziwnianie swoich ujęć. Nie ma więc trzęsącej się kamery czy szybkiego montażu, przez co kręci się w głowie i nic nie widać. Sceny akcji nakręcone są bardzo wyraźnie, wszystko doskonale się prezentuje, przez co budzi jeszcze większe emocje. I naturalnie nie można zapominać o rewelacyjnej organowej muzyce Hansa Zimmera, która osiąga wręcz apokaliptyczne rozmiary. A co najważniejsze, ten film nie jest przeładowany zbytnio takimi scenami, przez co zamiast tak emocjonować, szybko zaczęłyby nas nudzić. Zamiast podążać zasadą “szybciej, jeszcze szybciej” te bardziej kameralne, wyciszone, “ludzkie” momenty wspaniale uzupełniają ten niezwykły film. I tak obok tych imponujących rozmachem scen, znajdziemy i takie, które w swej prostocie i koncentracji na samym człowieku niosą ze sobą równie silny ładunek emocjonalny.

Czas w Interstellar
Czas w Interstellar

Jak już na wstępie dobitnie zaznaczyłem, Interstellar jest dla mnie obrazem niezwykłym, który całkowicie mnie pochłonął. Dlatego też nie roszczę sobie prawa do prawd objawionych o tej produkcji, jak i też jestem świadom pewnego braku obiektywizmu. I naturalnie najłatwiej byłoby mi go zachwalać przez atak na chociażby inne mniej ambitne produkcje rozrywkowe, które zaczynają mieć więcej z barów typu fast food czy też produkcją odzieży w Bangladeszu niż magią kina. Ale nie taki jest mój cel i styl.

[quote]Ponieważ to, co sprawiło, że aż siedem razy wybrałem się na Interstellar do kina, to emocje i poczucie przeżywania czegoś niezwykłego.[/quote]

I dokładnie za każdym razem z tych siedmiu razy z napięciem oglądałem ten niezwykły produkt kinematografii, wiedząc jak się skończy. Kosmos, jego zakątki i zjawiska, zachwycają swoim pięknem i tajemniczością. Odkrywanie nowych światów, mimo że poznałem je podczas pierwszego seansu, dalej fascynuje. Sceny akcji wgniatają w fotel i sprawiają, że serce szybciej bije, nawet jeżeli znam ich finał. A piękne zakończenie wzrusza i cieszy za każdym razem, pozostawiając jedynie pewien niedosyt, że to już koniec.  Aż chciałoby się dłużej zostać w tym świecie z tymi postaciami. Ale z drugiej strony cieszy też fakt, że mamy do czynienia z zamkniętą historię. Co też nie jest współcześnie oczywiste, gdzie wielkie produkcje zazwyczaj są częścią jakiś serii z nieskończonymi kontynuacjami.

W stronę gwiazd…

Naturalnie w przypadku emocji trudno mówić o obiektywizmie, ale czy wszystko musimy dokładnie przeliczać i rozkładać na czynniki pierwsze? Nawet w tak ogarniętym nauką, fizyką i równaniami matematycznymi obrazie,  w ostateczności jedną z najważniejszych rzeczy staje się jakże nieobliczalna miłość. A czymże byłoby kino bez emocji? Dlatego też dla mnie Intersteller to magia kina w najczystszej postaci. To przeżywanie niesamowitych przygód, odkrywania nowych światów, podróży w kosmos, ale też chwile do zadumy i refleksji. Christopher Nolan zabierając nas w tę niezwykłą podróż nie tylko daje nam możliwość sięgnięcia na chwilę gwiazd, ale też pozwala marzyć, że może kiedyś sami ku nim wyruszymy. A akompaniować nam będzie wspaniała muzyka oraz poemat Dylana Thomasa zaczynający się od słów:

“Do not go gentle into that goodnight,
Old age should burn and rave at close of day;
Rage, rage against the dying of the light.”

 

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/