ALF. „Uznaj, że odszedłem”, czyli bolesne pożegnanie z kultowym sitcomem science fiction
W poprzednim odcinku #47: ALF. „Uznaj, że odszedłem”, czyli bolesne pożegnanie z kultowym sitcomem science fiction
Nie wiem, czy wśród pokolenia milenialsów (i ich rodziców) jest ktoś, kogo fenomen ALF-a całkowicie ominął. Charakterystyczny wizerunek kosmity z planety Melmac z pewnością jest jednym z tych popkulturowych symboli, który na zawsze wbił się w pamięć dzieci wychowanych w latach 80. (w USA) i 90. (w Polsce). W mojej percepcji był to też bodaj najważniejszy serial wczesnego dzieciństwa, rzecz nie tylko absolutnie dziś dla mnie kultowa, ale też formatywna w sensie poczucia humoru i fascynacji Ameryką.
W ramach drugiego sezonu naszego cyklu „W poprzednim odcinku” chciałbym opowiedzieć o dewastującym, finałowym odcinku tego kultowego sitcomu z wyraźną nutą science fiction.
A.L.F.
Zanim jednak o pożegnaniu z Alfem i rodziną Tannerów, w kilku słowach o samym formacie. Serial emitowany był w latach 1986–1990. Doczekał się czterech sezonów. Do Polski trafił w 1991 roku, gdzie oglądać go mogliśmy w Telewizji Polskiej, a następnie na kanałach należących do grupy TVN i – aktualnie – w streamingu HBO Max.
Całość, w ramach punktu wyjściowego, stanowiła oczywistą parodię kultowego E.T. Stevena Spielberga. Również tutaj kosmita z odległej planety trafia przypadkowo do rodziny z przedmieść, ale o ile E.T. (od ang. extraterrestrial – pozaziemski) musiał „wrócić do domu”, tak A.L.F. (od ang. alien life form – obca forma życia) został w domu Tannerów na 102 półgodzinne odcinki formatu, wprowadzając do życia domowników zniszczenia i absurd, ale też specyficzną formę troski i zrozumienia, otwarcia na wszystkich członków rodziny, od kilkuletniego Briana czy wchodzącego powoli w drugą połowę życia Williego.
Poza oczywistym wymiarem komediowym i familijnym ALF był też bez wątpienia dzieckiem swoich czasów. W oczach tytułowego bohatera odbijała się cała amerykańska kultura i popkultura, a pozostali bohaterowie serialu byli niemal idealnym przykładem typowej, białej amerykańskiej rodziny schyłku jej złotej ery, w której głowa domu mogła zapewnić swoją pracą utrzymanie domu, żony, dwójki dzieci, kota i… kosmity.
Obszarem zainteresowania twórców serialu była też głęboko obecna w latach 80. wizja zagrożeniem wojny atomowej, której ofiarą była rodzinna planeta Alfa, a powracający (w dość powierzchowny i nieodpowiedzialny sposób) motyw bezdomności wyraźnie pokazywał, że rodzina Tannerów żyje w Kalifornii, Stanie od dekad zmagającym się z tym społecznym problemem.
Ostatni odcinek serialu
Na początku „Uznaj, że odszedłem” Alf otrzymuje przez krótkofalówkę komunikat o tym, że jego bliscy z planety Melmac – Skip i Rhonda kupili nową planetę i chcą, by na niej z nimi zamieszkał. Niestety, ta sama wiadomość trafia do Brygady do kontaktów z kosmitami, jednostki amerykańskiej armii.
W domu Tannerów Alf zastanawia się, czy powinien przyjąć propozycję przyjaciół z Melmec. Kiedy w końcu podejmuje decyzję o opuszczeniu Ziemi, rodzina organizuje mu kolację pożegnalną, obdarowuje go sentymentalnymi prezentami i z nostalgią wspomina wspólne lata.
Alf i Tannerowie udają się na spotkanie ze Skipem i Rhondą. W tym czasie wojsko przechwytuje współrzędne wyznaczonego miejsca. Kiedy statek kosmiczny pojawia się na niebie, Alfa otaczają wojskowi, a Skip i Rhonda odlatują bez przyjaciela. Nasz bohater zostaje otoczony. Na ekranie pojawia się napis „Ciąg dalszy nastąpi…”.
Nigdy jednak nie nastąpił.
Odcinek, który miał być tzw. cliffhangerem i emocjonującą zapowiedzią kolejnej serii, okazał się niezaplanowanym finałem całego serialu, zostawiając jego fanów z poczuciem szoku i smutku. Stało się tak, gdyż stacja NBC pierwotnie zapewniała twórców ALF-a o chęci realizacji kolejnego sezonu, a ostatecznie się z tego wycofywała. Jeden z dyrektorów NBC miał później powiedzieć:
To był duży błąd […], mogliście zrobić przynajmniej jeden lub dwa sezony więcej.
Mroczna strona familijnego sitcomu
W opozycji do fanów obsada serialu mogła poczuć… ulgę. Od lat do opinii publicznej docierają bowiem informacje o niepokojących sytuacjach związanych z produkcją ALF-a.
Wiemy, że plan dostosowany był do jego największej gwiazdy, kukiełki kosmity. Przez co np. trudno było się po nim poruszać. Max Wright, aktor grający Williego, miał nienawidzić pracy z kukiełką, a w wywiadzie dla magazynu „People” z 2000 roku, nazwał czas na planie „ciężką i bardzo ponurą robotą”. Zresztą po zakończeniu pracy nad ostatnim odcinkiem serialu Wright miał wejść do swojego samochodu i po prostu odjechać, nie żegnając się z resztą aktorów.
Smutny koniec kariery Wrighta dopisało samo życie. Aktor od połowy lat 90. zmagał się z rakiem, następnie został aresztowany za prowadzenie auta pod wpływem, wyrzucony z domu przez żonę, resztę życie spędził w uzależnieniu od alkoholu, narkotyków i seksu, za który płacić miał bezdomnym mężczyznom. Zmarł w 2019 roku.
Z kolei Anne Schedeen, która na ekranie grała żonę postaci Wrighta, nazywała inne dorosłe gwiazdy serialu „trudnymi osobowościami”, a atmosferę na planie „wielką dysfunkcyjną rodziną”:
To był techniczny koszmar – niezwykle powolny, gorący i nudny. Jeśli kręciłeś scenę z Alfem, trwało to wieki. Zdjęcia do 30-minutowego odcinka trwały 20–25 godzin.
Andrea Elson, serialowa Lynn, w trakcie kilku lat pracy na planie zachorowała na bulimię:
Kiedy zaczynałam, byłam małą, chudą gałązką, a potem zaczęły mi uwydatniać się piersi i biodra i nie podobało mi się to. Chciałam po prostu być chuda jak patyk.
Na szczęście inne doświadczenia opisywał chociaż najmłodszy członek obsady Benji Gregory, który w ALF-ie grał Briana. Jak twierdził, nie czułby się, jakby w ogóle pracował, gdyby nie nagrzany od lamp plan zdjęciowy.
„Projekt ALF”
Sześć lat po emisji ostatniego odcinka powstał film pełnometrażowy Projekt ALF, który był bezpośrednią kontynuacją serialu, ale też produkcją pozbawioną rodziny Tannerów (ci według fabuły filmu opuścili Stany Zjednoczone po tym, jak zostali objęci programem ochrony świadków). W filmie śledzimy dalsze losy Alfa po schwytaniu przez rząd amerykański. Projekt ALF to nieudana i niezabawna kontynuacja sictomu, która jednak stawia jakąś kropkę w historii naszego ukochanego kosmity i jako taka warta jest obejrzenia przez jego najwierniejszych fanów.
Wracając jeszcze w zwieńczeniu tego tekstu do jego meritum: finałowego odcinka ALF-a. Chociaż trudno nie zgodzić się z głosami, że to jeden z najbardziej brutalnych i niesprawiedliwych cancelów w historii telewizji, to ja widzę w nim też coś dobrego. Bolesne pożegnanie z Alfem i jego opiekunami tylko uwypukla widzowi, jak mocno się z nimi związał. To, jak bardzo martwił się dalszymi losami niesfornego kosmity, uczyniło go niejako kolejnym domownikiem rodziny Tannerów…