Publicystyka filmowa
Aktorzy, którzy ZRUJNOWALI swoje KARIERY. Było miło, ale się skończyło
Aktorzy, którzy ZRUJNOWALI swoje KARIERY, to opowieść o tych, którzy zjechali z artystycznej drogi. Zaskakujące losy i nieudane wybory!
 
																								
												
												
											
Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. A co, jeśli na tej scenie było się zaledwie chwilę? Do garnka trzeba coś włożyć, czynsz opłacić, dzieci ubrać, na studia wysłać. Nie każdemu aktorowi pisana jest zawodowa ścieżka niczym ta Paula Newmana, który od samego początku do samego końca grywał znakomite role w doskonałych produkcjach i bodaj nigdy nie pojawił się w filmie poniżej przeciętnej. Poniżej zaprezentowano sylwetki wykonawców, którzy wyjątkowo nieudolnie pokierowali swoimi karierami, mieli pecha albo po prostu w pewnym momencie wypalili się i nie byli w stanie wrócić do świetności.
Rutger Hauer
 
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy kariera Hauera została zmarnowana, czy może po prostu znalazł on dla siebie niszę, dostarczając swoim fanom dokładnie tego, czego od niego oczekiwali, grywając w filmach klasy B, akcyjniakach, thrillerach i okazjonalnie pojawiając się w czymś ambitniejszym, jak Niebezpieczny umysł, Sin City czy Młyn i krzyż. W każdym razie w ciągu ponad trzydziestu pięciu lat po swoim najsłynniejszym występie – w Łowcy androidów Ridleya Scotta – aktor nie był w stanie zagrać lepszej roli. Jego Roy Batty, replikant poszukujący sposobu na przedłużenie życia, był bez mała zjawiskiem na tle rozrywkowych filmów science fiction tamtych czasów. Opanowana, a jednocześnie kipiąca od emocji ekspresja Hauera znakomicie oddawała wewnętrzny konflikt jego postaci, człowieka zamkniętego w ciele androida, marzyciela bez prawa do realizacji swoich pragnień, wreszcie – syna obwiniającego swojego ojca-stworzyciela, prowadząc widza w rejony filozoficzno-religijnych rozważań.
Wszystko to w zaledwie kilkunastu minutach na drugim planie! Do dziś rolę tę umieszcza się w kontekście największych pomyłek Akademii Filmowej, która nie nominowała wykonawcy do Oscara (powodem mogła być wyraźna niechęć Akademii do gatunku science fiction, traktowanego jako pośledni). Rzecz jasna, Hauer nie zaczął się od Łowcy. Przed przyjazdem do Stanów Zjednoczonych grywał w rodzimej Holandii, gdzie wiodło mu się całkiem nieźle. Zaliczył kilka udanych występów w filmach Paula Verhoevena, z których Tureckie owoce i Żołnierz orański zdobyły bardzo dobre opinie i sławę poza Holandią.
W 1981 roku Hauer zagrał w swoim pierwszym anglojęzycznym obrazie, Nocnym jastrzębiu, gdzie partnerował będącemu wtedy u szczytu sławy Sylvestrowi Stallone’owi. Holender aktorsko zdominował film, a rok później za sprawą Łowcy był już na ustach wszystkich. Kolejnych kilka lat to szereg udanych występów w dwóch obiegach: artystycznym (Ciało i krew, Legenda o świętym pijaku) i komercyjnym (Zaklęta w sokoła, kultowy Autostopowicz, Ślepia furia – amerykańska wariacja na temat legendy o ślepym samuraju, Zatōichim). Pod koniec lat osiemdziesiątych Hauer zaczął grywać z niskobudżetowych thrillerach i filmach akcji. Można go było zobaczyć w Krwi bohaterów, Obroży, W mgnieniu oka. I choć poszczególne tytuły mogą kojarzyć się raczej dobrze komuś wychowanemu na zdartych kasetach wideo i nocnych seansach telewizji okresu wczesnego kapitalizmu, to z dystansu wyraźnie widać rozstrzał jakościowy między Łowcą androidów a Omegą Doom osławionego Alberta Pyuna.
Z roku na rok Hauer coraz bardziej stawał się hollywoodzkim wyrobnikiem stojącym w cieniu swojej dawnej sławy. Na chwilę wrócił do łask, gdy w 2005 wystąpił w Sin City i Batmanie: Początku, mimo że jego rolom bliżej było raczej do cameo niż pełnoprawnych występów. W 2011 mieliśmy okazję widzieć go bawiącego się swoim wizerunkiem we Włóczędze ze strzelbą oraz wyrafinowanym wizualnie Młynie i krzyżu Lecha Majewskiego. A potem – znów chałtury: Król skorpion 4, krótkometrażówki klasy B, okazjonalne nagrania lektorskie dla gier komputerowych, a w końcu śmierć, która zaskoczyła i zasmuciła bodaj każdego kinomana na świecie.
Nie ma chyba przesady w stwierdzeniu, że Hauer był jednym z najbardziej charakterystycznych aktorów w historii, a jego twarz kojarzył bodaj każdy, kto chociaż przez chwilę interesował się filmem. Niestety, nie ma też przesady w stwierdzeniu, że jako aktor tylko raz dostał rolę godną swojego talentu i przez długie lata nie był należycie obsadzany. Znalazł jednak uznanie wśród fanów, a jego legenda ma szansę przeżyć go o długie dekady.
Winona Ryder
 
Prawdopodobnie najgorsze, co może spotkać aktorkę, to wpadnięcie w szufladkę żony/matki/ciotki/babki głównego bohatera. Rzadko kiedy te stereotypowe postacie napisane są z wyczuciem, wrażliwością lub pomysłem. Właśnie w takim aktorskim limbo zdaje się tkwić Winona Ryder – niegdysiejszy symbol zbuntowanej nastolatki, dziewczyny z sąsiedztwa i aktorskie objawienie przełomu dekad 80. i 90. XX wieku. Wszystkie jej bardziej znane role z ostatnich kilkunastu lat to właśnie drugoplanowe kobiety z rzadka wpływające na fabułę. Star Trek, Czarny łabędź, Iceman – historia mordercy, a ostatnio także Stranger Things – serial, który, pardon, „odkurzył” talent Winony, ale raczej nie spowoduje nagłego zwrotu w jej karierze. A początki miała fenomenalne! Już pierwsze jej filmy – Lucas i Amerykański kadryl dowodziły jej zdolności, ale prawdziwy sukces przyszedł w 1988 roku, z premierą Soku z żuka Tima Burtona. Aktorka z dnia na dzień stała się jedną z największych hollywoodzkich gwiazd. Kolejne role w Edwardzie Nożycorękim, Nocy na ziemi i Draculi cementowały jej pozycję, jednocześnie przynosząc coraz lepsze recenzje i opinie krytyków. W latach 1994 i 1995 nominowano ją do Oscara, a w roku 1999 zagrała w Przerwanej lekcji muzyki, która uchodzi za pozycję kultową. Niezależnie od tego, czy ten status jest zasłużony, czy nie, obraz Jamesa Mangolda z udziałem Winony i partnerującej jej Angeliny Jolie stał się jednym z najbardziej popularnych dzieł swoich czasów.
Persona Ryder budziła pozytywne emocje, a młode dziewczyny nierzadko identyfikowały się z nią i jej postaciami. Na początku nowego stulecia dwie sprawy – prywatna i zawodowa – na dobre zahamowały jej karierę. W 2001 została przyłapana na kradzieży i skazana wyrokiem sądu. W 2002 roku wystąpiła w Mr. Deeds – milionerze z przypadku, u boku Adama Sandlera. Sukces komercyjny filmu, będącego remakiem klasycznego obrazu Franka Capry, nie przekładał się na recenzje, które były złe, a nawet druzgocące. Wkrótce potem Ryder zniknęła z ekranów na dobre. W 2006 roku wróciła do formy, ale tylko na chwilę – grając u Richarda Linklatera w Przez ciemne zwierciadło, opartym na motywach powieści Philipa K. Dicka. Co ciekawe, Dick należał do przyjaciół rodziców Winony, kiedy ta była młoda. W 2009 roku pojawiła się w Star Treku J.J. Abramsa, po którym wróciła do aktywności zawodowej. Niestety, mimo obiecujących początków, wielkiego talentu i charyzmy, Winonie nie udało się osiągnąć sukcesu, który jej wróżono.
Halle Berry
 
Charyzmatyczna, utalentowana aktorka, dla której czas zdaje się robić wyjątek i nie zabiera jej młodego wyglądu mimo całkiem zaawansowanego wieku. Szybkie pytanie: jaki jest pierwszy film, który przychodzi wam do głowy na dźwięk nazwiska Halle Berry? Catwoman? Seria X-men? Kod dostępu? Śmierć nadejdzie jutro? Czekając na wyrok? Za ten ostatni dostała Oscara za rolę pierwszoplanową i była pierwszą czarnoskórą kobietą, której to się udało. Wszystkie te filmy pochodzą z pierwszych pięciu lat XXI wieku. Potem Berry praktycznie zniknęła z ekranu.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do przeszłości, bo casus Berry jest wręcz podręcznikowym przykładem kariery zaprzepaszczonej kilkoma błędnymi decyzjami. Rok 2000. Znana z drugoplanowych występów w kinowych Flinstone’ach i całkiem niezłym thrillerze Krytyczna decyzja, a także ciepło przyjętej roli w Senatorze Bulworth Warrena Beatty’ego, Berry dostaje angaż w wysokobudżetowym blockbusterze opartym na serii komiksów X-Men (o uniwersum MCU nikt jeszcze wtedy nie słyszał, nawet pierwszy Spiderman Raimiego miał premierę dwa lata później).
Z nikomu nieznanej aktoreczki staje się obiektem zainteresowania mediów. Rok później szokuje widownię swoją pewnością siebie, pokazując nagi biust w Kodzie dostępu (nie oferując w tym filmie wiele więcej), ale prawdziwą odwagę i talent prezentuje w dramacie Czekając na wyrok. Poruszenie u widowni powodowała nie tylko tematyka filmu – dotykał on problemu rasizmu – ale także, a może nawet przede wszystkim, scena seksu między Berry a partnerującym jej Billy Bobem Thorntonem. Ze względu na jej naturalistyczny charakter reżyser musiał skrócić ją o niemal minutę. Spekulowano, że aktorzy naprawdę uprawiali seks, czego dowodem miały być dotykające się genitalia aktorów w wyciętych scenach.
Szok przełożył się na słupki oglądalności, a Berry za swój występ (nieograniczający się tylko do tej łóżkowej sceny!) otrzymała upragnionego aktorskiego Oscara. Rok później była bodaj pierwszą ciemnoskórą dziewczyną Bonda. W słynnej scenie wychodzenia z morza w pomarańczowym kostiumie igrała z wizerunkiem Ursuli Andress. U szczytu sławy Berry przyjęła rolę Kobiety-Kota, komiksowej postaci znanej z filmów i komiksów o Batmanie. Obraz Pitofa okazał się katastrofalnym nieporozumieniem, a aktorka otrzymała Złotą Malinę – jako jedna z niewielu pojawiła się na ceremonii i odebrała „nagrodę”, naśladując swoją reakcję po otrzymaniu Oscara.
Wkrótce okazało się, że dystans do siebie i uroda to jedyne, czym mogła zainteresować widownię. Po Kobiecie-Kocie Berry nie zagrała w żadnym interesującym filmie, a widzowie zdążyli o niej zapomnieć. Dopiero dwa lata temu pojawiła się w sequelu Kingsmana, a niedawno oglądaliśmy ją w trzeciej odsłonie Johna Wicka.
Nadal nie były to role na jej możliwości – a może zwyczajnie jej możliwości wyczerpały się na jednej kreacji. Dziś Berry kojarzona jest raczej z tego, że pięknie się starzeje i że jej półrozbierane zdjęcia w wieku 50 lat wyglądają równie dobrze, jak jej rozbierane zdjęcia w wieku lat 20. Wydaje się, że to ciut za mało na kobietę, która przełamała pewną granicę i swego czasu stanowiła wzór do naśladowania dla młodych aktorek.
Chevy Chase
 
Niekoronowany król komedii, błyskotliwy geniusz, facet większy niż życie, gwiazda światowego formatu. Wszystkie te tytuły przylgnęły do Chase’a niemal z dnia na dzień. Wszystko zaczęło się od udziału w Saturday Night Live, gdzie pisywał skecze i występował. Widzowie go uwielbiali, ale pochwał nie szczędzili mu także krytycy. Za SNL Chase otrzymał trzy statuetki Emmy. Był najjaśniejszym punktem programu, a przecież konkurencje miał niebywałą: w pierwszych sezonach występowali między innymi Dan Aykroyd, John Belushi, Bill Murray czy Steve Martin. W 1978 Chase zaliczył kinowy debiut – komedię Nieczyste zagranie, za którą otrzymał dwie nominacje do Złotego Globu (za rolę i za debiutancki występ).
Kolejna dekada to pasmo sukcesów komercyjnych i systematyczne budowanie wizerunku ulubieńca Ameryki: W krzywym zwierciadle z trzema odsłonami (Wakacje, Europejskie wakacje i Witaj, Święty Mikołaju), kryminalno-komediowa dylogia Fletch, fenomenalni Golfiarze i ich mniej udany sequel, a także brawurowi Trzej Amigos. W miarę, jak popularność Chase’a rosła, pojawiały się u niego problemy z zachowaniem i alkoholem. Niemal każdy, kto z nim pracował, stawał się obiektem nieprzyjemnych żartów; Chase nie stronił także od rasistowskich uwag. Po latach przyznawał, że Saturday Night Live po jego odejściu straciło poziom. Załamanie kariery nastąpiło w 1992 roku – roku premiery Wspomnień niewidzialnego człowieka. Za filmem stała niesamowita ekipa: reżyser John Carpenter, scenarzysta Wiliam Goldman (choć z jego tekstu zostało podobno niewiele), specjaliści od efektów specjalnych z Industrial Light i Magic.
Jednak nikt już nie chciał oglądać Chase’a na dużym ekranie. Film zarobił czternaście milionów dolarów przy czterdziestomilionowym budżecie, a były „najśmieszniejszy człowiek Ameryki” spadł na samo dno. Czy czegoś go to nauczyło? Skądże. Pozostał dupkiem i bufonem oskarżającym o swoje niepowodzenia wszystkich wokół, ciężko pracując na opinię człowieka, który antagonizował niemal wszystkich w swoim otoczeniu. Jednocześnie Chevy nie miał nic do zaoferowania swoim widzom. Odrzucił role Forresta Gumpa, Buzza Astrala w Toy Story oraz Lestera Burhama w American Beauty.
Dziesięć lat temu wydawało się, że Chase otrząsnął się z letargu i w końcu podjął słuszną decyzję w kwestii swojej kariery – dołączył do obsady serialu Community. Nie byłby jednak sobą, gdyby publicznie nie skrytykował serialu i nie wpadł w konflikt z jego twórcami. Opuścił produkcję w nieprzyjemnej atmosferze po czterech sezonach. Od tamtej pory grywa w miernych komediach. W 2018 roku udzielił wywiadu, w którym odniósł się do wielu zarzutów wobec swojej osoby. Stwierdził, że niczego nie żałuje. Cóż, wydaje się dziwne, że nie żałuje swojej kariery – bo mogłaby być to jedna z najlepszych amerykańskich karier w świecie filmu i telewizji.
Cezary Pazura
 
Przykład z polskiego podwórka. W filmografii Pazury znajdziemy wiele imponujących tytułów. Grał w Psach i Krollu Pasikowskiego, dwukrotnie wcielił się w Adasia Miauczyńskiego w kultowych komediodramatach Marka Koterskiego – Nic śmiesznego i Ajlawju. Pojawił się w takich komercyjnych hitach jak Kiler, Chłopaki nie płaczą czy Kariera Nikosia Dyzmy. Swoim komediowym stylem rozsadzał również mały ekran w popularnym serialu Macieja Ślesickiego – Trzynastym posterunku. U Ślesickiego zagrał też jedne ze swoich najciekawszych ról – w dramacie Tato i kryminale Show. A potem, po roku 2003, nie zaliczył żadnego interesującego występu, nie zagrał w żadnym filmie wybijającym się ponad przeciętność. Zaliczył epizody w tragicznych komediach romantycznych, jak Złoty środek czy Ja wam pokażę, występ w kuriozalnym Sztosie 2, będącym dowodem indolencji twórczej większości osób stojących za jego realizacją, „ogony” w serialach, z jednym chlubnym wyjątkiem Trzeciego oficera.
Najpopularniejszy aktor, najbardziej rozpoznawalna twarz kina, polski Jim Carrey, król komedii stał się w przeciągu kilku lat wyrobnikiem, chałturnikiem z trzeciej ligi. Chociaż w ostatnich dwóch latach pojawił się w Ślepnąc od świateł, trzecim Pitbullu czy Kurierze, to nadal nie są to filmy i role, które przywracają wiarę w jego umiejętności.
W serialu Krzysztofa Skoniecznego i Jakuba Żulczyka wcielił się postać uzależnionego od narkotyków celebryty i była to kreacja przeszarżowana, bazująca na najniższych instynktach, „wykrzyczana”, a nie zagrana. Nie można nie odnieść wrażenia, że mamy tu typowy przypadek twórczego wypalenia. A może już na początku kariery Pazura ustawił sobie poprzeczkę zbyt wysoko, by ją potem przeskoczyć? Okazuje się jednak, że aktor znalazł dla siebie nowe zajęcie – od pewnego czasu prowadzi dość popularny kanał na YouTubie, na którym opowiada głównie o sobie, ale tematyka jego filmów obraca się także wokół pracy w showbiznesie.
Jest także Q&A na temat tego, czy Cezary Pazura przechodzi kryzys wieku średniego. Jeśli kogoś to interesuje – odsyłam do serwisu. Na przyszły rok zapowiedziana jest trzecia odsłona Psów, gdzie Pazura wróci do roli Waldemara „Nowego” Morawca. Szczerze wątpię, żeby ten obraz zmienił cokolwiek na horyzoncie polskiego kina lub karierze Pazury, ale jeśli aktor ten nie ma większych ambicji, to równie dobrze może zacząć udzielać się w Kabaretowym Klubie Dwójki.

 
																	
																															 
									 
																	 
									 
																	 
									 
																	 
									 
																	 
									 
																	 
									 
																	 
											 
											 
											 
											 
											 
											 
											