6 AKTORÓW I AKTOREK, którzy nie powinni byli dostać Oscara
Christoph Waltz – najlepszy aktor drugoplanowy, Django (2012)
Inteligentny erudyta władający kilkoma językami, uroczy i zabójczy, w zależności od potrzeby. Gdy chce, potrafi wzbudzić dozę sympatii, by za chwilę pociągnąć za spust bez mrugnięcia okiem. Hans Landa czy King Schultz? Właśnie do tego sprowadza się moja wątpliwość związana z przyznaniem Waltzowi statuetki za rolę w Django. To na wielu płaszczyznach ta sama rola, co w Bękartach wojny, tylko że tutaj Tarantino postawił ją po stronie tych dobrych. Nie umniejsza to oczywiście samemu występowi. Wzbudza jednak wątpliwość, czy na miejscu Waltza – tak w gronie nominowanych, jak i wygranych – nie powinien w tamtym roku stanąć wspominany już Leonardo DiCaprio. Aktor w tym samym filmie stworzył postać szaloną, nieprzewidywalną i wzbudzającą gigantyczne emocje samą obecnością na ekranie, a z całą pewnością bardziej godną zapamiętania. Wraca tutaj kwestia, o której pisałem przy okazji Jonesa – lubię, gdy poziom aktorstwa jest wysoki do tego stopnia, że wzbudza wręcz chemiczną reakcję i powoduje stale przyspieszone bicie serca – w Django DiCaprio wywołuje taki właśnie efekt. Waltz też… tyle że jedynie w Bękartach wojny.
Emma Stone – najlepsza aktorka pierwszoplanowa, La La Land (2016)
La La Land nie zachwycił mnie w aż takim stopniu, jak zrobił to z większością świata, ale bardzo doceniam jego warstwę audiowizualną, ze szczególnym wskazaniem na cudowną paletę barw, nieraz tworzącą iście magiczną atmosferę. Wstrzemięźliwy jestem za to w głoszeniu peanów na cześć Emmy Stone i Ryana Goslinga. To nie kwestia uprzedzeń – lubię oboje tych aktorów i doceniam wysiłek włożony przez nich w pracę na filmem Chazelle’a, ale mimo wszystko to nie ich role są tym, co stanowi o udanym seansie. Jak w przypadku wszystkich innych propozycji, wybór opiera się na subiektywnych odczuciach – te są takie, że Stone, jako laureatka, nie zachwyciła mnie ani aktorsko, ani tym bardziej wokalnie. Prawdę mówiąc, prędzej zaakceptowałbym nagrodzenie aktorki za zeszłoroczną Wojnę płci, a przyznanego jej faktycznie Oscara wolałbym w tamtym rozdaniu przekazać Amy Adams za Nowy początek – fakt, że ta niezwykle zdolna aktorka już tyle razy musiała się obejść smakiem na oscarowych galach, woła o pomstę o nieba.
Casey Affleck – najlepszy aktor pierwszoplanowy, Manchester by the Sea (2016)
Podobne wpisy
Na zamknięcie wybór, który może oburzyć część z was, ale moim celem absolutnie nie jest wywołanie taniej kontrowersji. Pisałem już przy jakiejś okazji, że Manchester by the Sea to chyba jeden z moich największych filmowych zawodów ostatnich lat. Spodziewałem się ponad dwugodzinnej emocjonalnej podróży, która wstrząśnie mną od środka, tymczasem finalny produkt wywołał jedynie wzruszenie ramionami. Zrzucam to na karb zupełnego rozminięcia się mojej wrażliwości ze środkami zastosowanymi przez Kennetha Lonergana. W obliczu tej sytuacji w obszarze rozczarowań znalazła się również powszechnie doceniana rola młodszego z braci Afflecków. Prezentowany przez niego aktorski minimalizm nie pozwolił mi na jakiekolwiek zżycie się z nim czy współczucie. Rozumiem, że otępienie i obojętność jego bohatera wynikają z fabuły, ale Affleck popada w marazm do tego stopnia, że sprawia niekiedy wrażenie, jakby był po prostu znudzony obecnością na planie. Wobec tego, niestety, nudził również mnie i zupełnie nie przekonał taką interpretacją. Stąd też ten wybór.
Ograniczyłem się do sześciu, choć podobnych przypadków mógłbym oczywiście wymienić jeszcze więcej. Pole do popisu zostawię jednak czytelnikom – dajcie znać, jakie są wasze typy aktorów i aktorek którym zamiast dać, zabralibyście Oscara.
korekta: Kornelia Farynowska