5 powodów, dla których JAK POZNAŁEM WASZĄ MATKĘ bije na głowę PRZYJACIÓŁ
Jak poznałem waszą matkę czy Przyjaciele? Pora to rozstrzygnąć. Oba kultowe sitcomy to przede wszystkim sympatyczni bohaterowie, zabawne gagi i okazjonalne łzy wzruszenia. Niemniej tylko jeden tytuł może pozostać legendarny i dobrze wiemy, o którym mowa. Jak poznałem waszą matkę zaczął się zaledwie rok po zakończeniu Przyjaciół – wtedy, w 2004 roku, uznawanym za najlepszy istniejący sitcom. Spieszę zatem z przedstawieniem 5 powodów, w których obliczu tytuł ten oraz korona bardziej należą się serialowi Cartera Baysa i Craiga Thomasa. (No offence)
Bo miał na siebie pomysł
W skrócie – Ted Mosby. Bohater, bez którego serial by nie istniał, sportretowany z ciepłem i charyzmą, których próżno szukać w konkurencyjnym sitcomie. Przyjaciele opowiadają o życiu stereotypowej gromadki przyjaciół i robią to w prosty, ale zdecydowanie trafny oraz zabawny sposób. W Jak poznałem waszą matkę mamy jednak do czynienia z o wiele ciekawszym typem narracji retrospektywnej. Cały dziewięciosezonowy serial jest zobrazowaniem wspomnień siwiejącego już Teda, który opowiada dwójce swoich dzieci, jak poznał ich matkę – z typową dla niego dygresyjnością, rzecz jasna. Lecz pod płaszczykiem tej niewinnej opowieści kryje się wnikliwa, wielowymiarowa historia o miłości, przyjaźni, wytrwałości oraz szczęściu. Cała “wspomnieniowość” serialu nie tylko nadaje mu oryginalność, ale i tworzy wiele rozbrajających żartów (jak rozmowy ojca z dziećmi z offu, by widzowie nie zapomnieli, że to tylko snująca się latami opowieść). Daje powody do wielu wzruszeń, gdy dane nam jest zajrzeć do głowy niezwykle czułego i wrażliwego narratora. W końcu, utwierdza widza w przekonaniu, że serial ani na chwilę nie stoi w miejscu. Ma wyznaczony cel, do którego mozolnie, ale bez ustanku zmierza, a w widzach z sezonu na sezon dojrzewa wyjątkowe przywiązanie do serialu. Jest i ta ekscytująca tajemnica w postaci matki, której w przewidywalnych Przyjaciołach próżno szukać.
Bo jest lepiej napisany i zrealizowany
W Przyjaciołach zakotwiczyła się pewna niewinna spontaniczność i teatralność, a to za sprawą tego, iż serial kręcony był przed publicznością. Ma to swój nieprzeciętny urok, niemniej odbiera sitcomowi to, co stało się sukcesem drugiego serialu – nieskrępowaną zabawę konwencją. Każdy odcinek serialu Friends wygląda jak posklejane ze sobą kabaretowe scenki. Historia szła linearnie i przewidywalnie – jak w typowym sitcomie kręconym na żywo. Jak poznałem waszą matkę zaś drażni się z opowiadaną historią. Fabuła serialu jest kapryśna i chaotyczna jak ludzka pamięć – wspomnienia podstarzałego Nowojorczyka – czym faktycznie jest i co twórcy wykorzystują. Scenarzyści swobodnie odwołują się do opowiedzianych przez Teda wydarzeń z poprzednich sezonów, sprawiając, że odżywają pozornie zamknięte rozdziały serialu. Fabuła Jak poznałem waszą matkę jest wciąż żywa i plastyczna, dzięki czemu twórcy mogą co krok zaskakiwać, nawet gdy widz dobrze zna zakończenie. Ponadto, historie swobodnie przeplatane są barwnymi retrospekcjami, stylizowanymi scenkami czy nawet piosenkami. Daremnie szukać w Przyjaciołach jakichkolwiek podobnych urozmaiceń, gdyż byłoby to formalnie niemożliwe, zważając na charakter serialu.
Bo jest pełen absurdalnego, oryginalnego humoru
Podobne wpisy
Kodeks Bracholi, zakład o policzek, Robin Sparkles, Blitzgiving czy krawat w kaczuszki. To tylko niektóre dowcipy serialu, które stały się jego sztandarowymi wyznacznikami, obecnie wręcz kultowymi. Twórcy Jak poznałem waszą matkę nie spoczęli na typowych dla sitcomów gagach czy żartach sytuacyjnych. Poszli o wiele dalej, pozwalając wybrzmieć absurdowi między innymi w postaci Barneya Stinsona – bezwzględnego kobieciarza, posiadającego w swoim apartamentowcu utylizator ladacznic. Co ważne, jak wspomniano wcześniej, fabuła serialu jest wciąż żywa i bezustannie odwołuje się do motywów z poprzednich sezonów. Tak samo jest z żartami, między innymi ze złowróżbnie powracającym plaskaczem Marshalla czy odwołaniami do szalonych studenckich lat Teda, Marshalla i Lily. Co najważniejsze jednak, serial nie ogranicza się do płytkiego żartu Przyjaciół, którego głównymi filarami są przerysowane aktorstwo czy Phoebe o wyrazie twarzy i IQ szczeniaka, która przez 10 sezonów jest jak jeden niezręczny kawał.
Bo jest szczery i intymny
Możesz nie lubić tego serialu, ale niemożliwe jest, byś nie uronił przy nim ani jednej łzy. Twórcom Jak poznałem waszą matkę udało się coś, co jest jednym z najważniejszych wyznaczników sukcesu serialu – subtelne przechodzenie z komedii w dramat. Widz towarzyszy bohaterom w wielu dramatycznych wydarzeniach – kiedy Marshall zmaga się ze śmiercią ojca czy kiedy Robin próbuje pogodzić się z faktem, że nie zostanie słynną tyczkarką (kolejny błyskotliwy żart narracyjny). Serial z dociekliwością i naturalnością obrazuje częste porażki i tragedie bohaterów. Bo, gdy tak zastanowić się nad sensem serialu, Ted Mosby nie opowiada dzieciom historii po to, by je rozśmieszyć, a po to, by dać im lekcje życia, zobrazować długą i emocjonalnie wyniszczającą drogę, którą musiał przejść, by spotkać miłość swojego życia. Serial zatem interesuje się prawdziwym życiem i jego naturalnymi przeszkodami, podkreślając każdą wewnętrzną rozterkę bohatera, każdy konflikt, porażkę i uczucie, które pojawiało się i zaraz gasło, ale przybliżało do spotkania z matką. Tej subtelności i wrażliwości w obrazowaniu świata i kreowaniu relacji między bohaterami w Przyjaciołach zabrakło.
Bo bohaterowie są bardziej wielowymiarowi
Twórcy Przyjaciół nie wykorzystują potencjału retrospektyw tak zwinnie jak ich sitcomowi rywale. Scenarzyści mogli odnieść się w serialu do przykrych rodzinnych wspomnień Moniki z dzieciństwa lub traumatycznych wydarzeń z młodości Rachel, by rozwinąć swoich bohaterów. Zamiast tego woleli pośmiać się ze śmiesznej fryzury Rossa ze studniówki. Inaczej jest w przypadku młodszego sitcomu. Sprytnie wplecione retrospekcje i ciekawe zwroty akcji zarysowują bohaterów, tworząc z nich wielowymiarowe postacie. Dobrym przykładem jest relacja Marshalla i Lily. Przez ich małżeńskie perypetie widz poznaje tę parę od podszewki. Wiemy, dlaczego mają dla siebie tyle wyrozumiałości, rozumiemy momenty, w których potrzebują od siebie odpocząć. W tym przypadku ich pozornie idealny związek, będący zazwyczaj dla nieudanych miłostek Teda kontrapunktem, okazuje się prawdziwą i naturalną relacją, która przez lata małżeństwa przechodziła wiele modyfikacji. Nawet Barney, bohater, który wydawał się za mało poważny na jakiekolwiek przemiany wewnętrzne, pod koniec serialu nie jest już tym samym bohaterem, co w pierwszym sezonie. Ba, przeszedł prawdopodobnie najbardziej spektakularną metamorfozę w serialu. W życiu Przyjaciół nastąpiło wiele zmian, które wpłynęły także na postrzeganie samych bohaterów. Rachel stała się samowystarczalnym, ale wciąż narwanym dorosłym, Joey pozostaje sympatycznym, ale głupkowatym aktorem. Chandler zaś pod wpływem Moniki stracił swoją błyskotliwość i dowcipność. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, iż po pełnych 10 sezonach powinny być to zmiany bardziej zauważalne.
A jaki jest wasz wybór w tym starciu, który serial cenicie bardziej i dlaczego? Piszcie w komentarzach!