5 powodów, dla których BUNTOWNIK Z WYBORU to jeden z najlepszych filmów lat 90.
Rok 1997 w światowym kinie był rokiem Titanica. Nie ma się co dziwić – film Jamesa Camerona jest realizacyjnym majstersztykiem i mimo upływu 22 lat wciąż trudno się do tego ideału zbliżyć. Szkoda jednak, że przez tę superprodukcję za 200 milionów dolarów zapominamy o innych, skromniejszych tytułach mających premierę w tym samym czasie. Można by tu wymienić co najmniej kilka przykładów, ale najlepszym z nich jest Buntownik z wyboru Gusa Van Santa, który 2 grudnia obchodzi rocznicę premiery. Moim zdaniem to nie tylko jeden z najlepszych filmów tamtego roku, ale całych lat dziewięćdziesiątych. Dlaczego?
Główny bohater
Podobne wpisy
Will Hunting to jedna z najlepiej napisanych postaci współczesnego kina, bez dwóch zdań. Jest niejednoznaczny. Ma mnóstwo wad, w wielu momentach chciałoby mu się przyłożyć i krzyknąć: „Ogarnij się, chłopie!”. Will ma dar, ale boi się go wykorzystać. Z początku wydaje się, że jest po prostu leniwy, nie chce wyjść ze swojej strefy komfortu. Krótko mówiąc, pomimo swojej wybitnej inteligencji jest życiowym głupkiem. Potem, gdy podczas spotkań z terapeutą stopniowo się otwiera, lepiej rozumiemy, co siedzi w jego głowie. Ten facet nie pozostawia obojętnym, wzbudza najróżniejsze emocje, ostatecznie bardzo mu kibicujemy, ale to nie jest łatwa relacja widz – postać. Twórcy zdecydowanie nie poszli po linii najmniejszego oporu. Co ciekawe, w pierwszej wersji scenariusz miał formę thrillera i skupiał się na próbach uczynienia z Willa agenta specjalnego. Rob Reiner z wytwórni Castle Rock Entertainment stwierdził, że w tekście jest zbyt wiele wątków, a najciekawszym z nich są spotkania głównego bohatera z terapeutą i to na nie powinien zostać położony nacisk. Scenarzyści Matt Damon i Ben Affleck początkowo myśleli, że jeśli wyrzucą wątek szpiegowski, to w filmie nie będzie nic ciekawego. Ostatecznie jednak posłuchali. I choć po różnych perturbacjach Reiner nie miał z produkcją nic wspólnego, jego sugestie tak naprawdę stworzyły Buntownika z wyboru i tytułową postać.
Prawda i szczerość
Tym, co niezmiennie ujmuje mnie w tym filmie, jest jego realizm, szczerość, to, że wydaje się on prawdziwy, „jak życie”. Wspomniany już przeze mnie główny bohater to facet z krwi i kości, a nie ktoś, kogo od razu mamy polubić. Ale tej prawdy jest w Buntowniku… więcej. W momencie pisania scenariusza Damon i Affleck byli młodymi, niezbyt doświadczonymi w kinie chłopakami i świat przedstawiony oparli przede wszystkim na własnych doświadczeniach. Boston, w którym rozgrywa się akcja, znali jak własną kieszeń. Wiedzieli, jak porozumiewają się tam młodzi ludzie, ich dialogi nie szeleszczą papierem. Podobnie jak postaci, które grają na ekranie, ich samych też łączyła głęboka przyjaźń. W pozostałych członków paczki wcielili się zaś: młodszy brat Afflecka, Casey, oraz Cole Hauser, którego obaj panowie poznali na planie filmu, nomen omen, Więzy przyjaźni. Te więzy między nimi widać na pierwszy rzut oka, nie musieli niczego udawać. I to wielka siła filmu. Bije z niego realizm, w tę opowieść się wierzy. Według anegdoty z planu, gdy kostiumografka pierwszego dnia zdjęciowego przedstawiła produkcji kostiumy, w których wystąpić mieli aktorzy, Damon i Affleck szybko stwierdzili, że takie ciuchy nigdy w Bostonie by nie przeszły i załatwili zamienniki. Pilnowali, aby Buntownik… był tak bliski życiu, jak to tylko możliwe.