5 NAJLEPSZYCH ról SPENCERA TRACY’EGO. Poczciwy twardziel
2. Kto sieje wiatr (1960), reż. S. Kramer
Występ w Kto sieje wiatr to jedna z najbardziej efektownych i fascynujących pozycji w dorobku Tracy’ego. Amerykanin wcielił się tu w słynnego prawnika Henry’ego Drummonda, który przybywa do miasteczka Hillsboro, by bronić nauczyciela lokalnej szkoły oskarżonego o naukę teorii ewolucji Darwina odrzucanej przez religijnych fundamentalistów. Jego adwersarzem okazuje się znajomy z przeszłości, a obecnie zagorzały chrześcijanin, Matt Brady (Fredric March). Cały proces przebiega burzliwie, a każdy, kto stoi po stronie oskarżonego, doświadcza wrogości ze strony społeczności miasteczka.
W Kto sieje wiatr dochodzi do aktorskiego pojedynku między dwoma tytanami amerykańskiego kina. March odgrywa tu niemal karykaturalnego fundamentalistę głuchego na racjonalne argumenty, Tracy zaś to twardo stąpający po ziemi cynik. Ten drugi pozwala sobie tu na pełną aktorską swobodę, a nie ma lepszego gatunku na jej zaprezentowanie niż dramat sądowy. Drummond to charakterny, zaangażowany w proces bojownik, który zawsze ma przygotowaną ciętą ripostę. Tracy zdaje się bawić doskonale, ale jego rola nie ogranicza się do ironii i potężnej ekranowej charyzmy. Kiedy nie szaleje na sali sądowej, okazuje się bowiem bardzo zmęczony, co w pierwszym odruchu można zrzucić na karb upału, o którym raz po raz wspominają bohaterowie, ale prawdziwa przyczyna jest inna. Drummond jest bezradny wobec bezmyślności i zezwierzęcenia ludzi, którzy go otaczają, i wyraźnie ciąży mu fakt, że jego dawny współpracownik stał się zagorzałym oponentem. Tracy z jednej strony wręcz kipi prawniczą energią i sardonicznym poczuciem humoru, ale z drugiej w pełni oddaje rozczarowanie bohatera, osamotnionego w swoim szacunku do drugiego człowieka.
1. Czarny dzień w Black Rock (1955), reż. J. Sturges
Miejsce pierwsze należy do roli nagrodzonej Złotą Palmą w Cannes, co po obejrzeniu Czarnego dnia w Black Rock nie powinno dziwić. Spencer Tracy zaprezentował tu pełnię swoich umiejętności, co dodatkowo ułatwił mu kameralny charakter całego filmu. Dzieło Johna Sturgesa opowiada o Johnie J. Macreedym, który przybywa do tytułowego miasteczka w pewnej osobistej sprawie. Wzbudza to poruszenie, jako że w Black Rock pociąg nie zatrzymywał się od czterech lat, sam przybysz zaś zaczyna zadawać niewygodne pytania, które mogą doprowadzić go do odkrycia makabrycznej tajemnicy.
Gdyby Czarny dzień… powstał dekadę później, w Macreedy’ego z powodzeniem mógłby wcielić się ktoś taki jak Charles Bronson, ale Tracy kapitalnie połączył tutaj postać nieugiętego twardziela ze spokojnym detektywem. Od początku jest uprzejmy i cierpliwy, ale wraz z rosnącym napięciem, a tym samym zagrożeniem życia Macreedy’ego, aktor zmienia się z taktownego dżentelmena w odważnego, choć wciąż ostrożnego poszukiwacza prawdy. Tracy jak zwykle emanuje aktorską swobodą, wplatając w powagę i podejrzliwość szczyptę cynizmu. Gdy jego bohater stara się być stuprocentowym stoikiem, na twarzy aktora widać zniecierpliwienie, sceptycyzm, a nawet drobne przejawy lęku o własne życie. Tracy wykreował bohatera twardego, o silnym poczuciu moralności, a jednocześnie bardzo ludzkiego i naturalnego.