Koncert ENNIO MORRICONE, czyli muzyczna randka z Maestro
Kiedy słuchasz czyjejś muzyki przez wiele lat jedynie w postaci gotowych nagrań, narasta w tobie chęć skonfrontowania ulubionych utworów z wykonaniem na żywo. Tak dzieje się w przypadku kapel rockowych, gwiazd popu, ale także kompozytorów filmowych, których muzyczne ilustracje w niebagatelny sposób kształtują odbiór dzieła. Usłyszeć na żywo utwory, które już na analogowych czy cyfrowych nośnikach wywoływały ciarki na plecach, to doznanie, które trudno porównać z czymkolwiek innym. A gdy chodzi o koncert Ennio Morricone, wszystko powyższe należy przemnożyć co najmniej przez sto.
Dobry, zły i brzydki, Misja czy wreszcie najświeższa perła w dorobku Mistrza, Nienawistna ósemka – każdy spośród 10 tysięcy widzów, którzy przybyli 6 lutego do krakowskiej Tauron Areny, miało nadzieję usłyszeć kompozycje z tych filmów w przepięknych, rozbudowanych aranżacjach. I wielki włoski kompozytor nie zawiódł swych fanów – dyrygując składającą się z ponad 200 muzyków Czeską Narodową Orkiestrą Symfoniczną, maestro Morricone przenosił publiczność w świat filmów Sergia Leone, Bernardo Bertolucciego czy Rolanda Joffé’a.
Wrażenie robiły zwłaszcza sety, składające się z trzech lub więcej utworów, poświęcone konkretnym twórcom filmowym lub tytułom (Misja!). Podczas koncertu trudno było uwierzyć, że Ennio Morricone to 89-letni już jegomość – dyrygował z niesamowitą werwą, a po każdej fali oklasków podnosił się ze swojego stanowiska i, opierając się o pobliską barierkę, kłaniał się nisko publiczności. Na zakończenie zaś zaserwował widzom składający się z trzech utworów bis, którego nie spodziewali się nawet sami organizatorzy.
Choć wokół samego koncertu nie zbudowano spektakularnej otoczki (trudno uznać za taką nieśmiałe efekty oświetleniowe czy telebimy z tytułami utworów), występ Ennio Morricone w krakowskiej Tauron Arenie stanowił niezapomniane przeżycie dla wszystkich, którzy zdecydowali się wydać niemałe pieniądze na bilety. Było warto, dlatego kolejne koncerty organizowane przez JVS Group (Hans Zimmer w maju, James Newton Howard w listopadzie) powinny cieszyć się jeszcze większym powodzeniem.
Orkiestra symfoniczna pod przywództwem Morricone zagrała te utwory, które z różnych powodów są dla kompozytora ważne. Ten wybór należy zaakceptować, tym bardziej, że większość tych utworów to kwintesencja jego stylu. Zabrakło jedynie drumli – instrumentu, którego użył kilkakrotnie na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (w takich dziełach jak Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem, Piękna nie chce milczeć), ale nie mogło zabraknąć prawdziwej esencji jego najlepszych kompozycji, czyli głosu sopranistki i popisów chórzystów. Sopranistka Susanna Rigacci doskonale przywołała klimat Dzikiego Zachodu wykonując partie wokalne z filmów Sergia Leone, w tym moje ulubione Jill’s America pochodzące z westernu wszech czasów Pewnego razu na Dzikim Zachodzie. Z kolei chórzyści przypomnieli o brutalnych czasach kolonizatorów, wykonując z pasją i zaangażowaniem utwory Earth As It Is In Heaven z Misji i Abolisson z Queimady.
Dla mnie – osoby lubiącej odkrywać zapomniane perły kinematografii – szczególnie ważne było to, że Grande Genio nie ograniczył się do zaprezentowania utworów znanych i cenionych. Maestro pomyślał o złożeniu hołdu Mauro Bologniniemu, z którym pracował przy czternastu filmach pełnometrażowych. W Tauron Arenie usłyszeliśmy kompozycje z jego dwóch produkcji: Po antycznych schodach i Dziedzictwo Ferramonti. Jednak partytury z takich dzieł jak H2S Roberto Faenzy, Miłosny krąg Giuseppe Griffiego i radziecko-włoski Czerwony namiot Michaiła Kałatozowa (wszystkie trzy miały premierę w 1969) były z pewnością zaskoczeniem. Tym bardziej, że muzykę do pierwotnej wersji Czerwonego namiotu skomponował radziecki kompozytor Aleksander Zacepin, zaś Włoch dopisał nową ścieżkę na rynek międzynarodowy.
Pod batutą włoskiego mistrza rozbrzmiały także utwory z filmów Quentina Tarantino i Giuseppe Tornatore. Tych dwóch filmowców łączy to, że w 2009 obaj nakręcili filmy, w których wykorzystano tarantellę Morricone. Na setliście, którą otrzymał organizator koncertu (firma JVS Group) ten score został wpisany jako Tarantella z filmu Baaria, ale na soundtracku można go odsłuchać pod innym tytułem (Ribellione). Utwór bardzo przypomina dawną kompozycję Morricone z filmu braci Tavianich (Allonsanfan), którą zatytułowano Rabbia e Tarantella.
To, co najbardziej lubię w jego twórczości, to stopniowanie napięcia za pomocą dodawania nowych brzmień. Znakomitym przykładem jest tutaj temat z H2S. Wiodącą rolę odgrywa tu fortepian, który akompaniuje cały czas jak szalony. Stopniowo wchodzą na arenę dodatkowe brzmienia: cymbały, klarnet i obój, prowadząc do przepięknej partii smyczkowej, która przynosi ukojenie. Jedyne, co wtedy pozostaje, to zamknąć oczy i liczyć na to, że ta chwila będzie trwać wiecznie. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy, ale na szczęście – wspomnienia z takiej imprezy szybko nie zginą. Temat Debory, Obój Gabriela, Ekstaza złota i wiele innych, odtwarzanych potem ponownie, brzmi jeszcze lepiej ze świadomością, że słyszało się je na żywo przy udziale samego kompozytora.
Autorzy relacji:
Dawid Myśliwiec
Mariusz Czernic