Rozmawiamy z Dominique Davenport, Jannikiem Schümannem i Svenem Bohse o serialu SISI
Z okazji premiery historycznego serialu Sisi, nowej odsłony klasycznej serii filmów z Romy Schneider opowiadających o Elżbiecie Bawarskiej, porozmawialiśmy z Dominique Devenport, Jannikiem Schümannem i Svenem Bohse. Dominique wciela się w tytułową Sisi, Jannik Schümann w Franciszka Józefa I, natomiast Sven wyreżyserował całość. Serial miał swoją premierę w tym roku na festiwalu w Cannes, a pierwszy odcinek już dziś o 21:30 na kanale Epic Drama. Serdecznie zapraszamy do oglądania.
Jan Tracz: To oczywiste, że nie zrobiliście jedynie remake’u klasycznej trylogii z lat pięćdziesiątych.
Sven Bohse: Właśnie tak. Taki był plan od początku: chcieliśmy nie tylko stworzyć serial porównywalny do klasycznych filmów, ale również taki, który zostałby nakręcony ze współczesnej perspektywy.
To eleganckie kino, które nie jest przesłodzone, nie jest zbyt cukierkowe jak produkcje z Romy Schneider. To jest, paradoksalnie, plus waszej Sisi.
SB: Pójście w tym kierunku było powodem, dla którego w ogóle postanowiłem wziąć udział w projekcie. Chcielibyśmy odejść od tego nadmiernego słodzenia na rzecz kontrastów. Zależało nam, aby postaci i fabuła manewrowały pomiędzy jasną i ciemną stroną świata ukazywanego w serialu. To nie tylko romantyczna opowieść o dwójce młodych ludzi z dworu królewskiego, ale to także historia dorosłych, którzy muszą podporządkować się ówczesnym konwenansom i poradzić sobie z oczekiwaniami, które są na nich nałożone przez obie rodziny królewskie. I tutaj pojawia się ten ciekawy problem: w jaki sposób poradzą sobie zarówno ze swoim nowym związkiem, jak i wszelakimi obowiązkami? Co więcej, opowiadamy o Elżbiecie Bawarskiej, która musi odnaleźć się w swojej nowej roli. Elżbieta chce nie tylko zostać cesarzową formalnie, pełniąc funkcję reprezentatywną, ale także pragnie nie stracić swojej dotychczasowej osobowości o określonych poglądach. Do tego zestawiamy ją z jej kochankiem, Franciszkiem Józefem, który choć elegancki i pełen manier, jest jedynie zagubionym dzieckiem w tej imperialnej rozgrywce. Klasyczna ekranizacja kompletnie pomija tego typu zagadnienia.
Może dlatego nie zestarzała się tak dobrze? Dominique, podobno nie oglądałaś Sisi z 1955 roku przed kręceniem serialu.
Dominique Devenport: Tak, to prawda, trylogię nadrobiłam dopiero wtedy, gdy dostałam tę rolę. Chciałam zobaczyć, co dokładnie widzowie widzieli i do dziś widzą w tych filmach. Byłam także ciekawa legendarnej roli Romy Schneider.
Jednak nie inspirowałaś się jej występem. Twoja wrażliwość na ekranie jest znacznie inna, jesteś bardziej powściągnięta, twoja postać dużo obserwuje, interpretuje. Opierasz swoje zmysły na zewnętrznych doznaniach, choćby spokój czerpiesz z natury.
DD: To prawda. Oglądanie Romy na ekranie nie było częścią mojego researchu. Chciałam jedynie wiedzieć, jakie ludzie będą mieli oczekiwania.
Bawisz się sensualnością Elżbiety. Nie oszukujmy się, w serialu jest sporo seksu i ogólnego skupienia się na erotyzmie. Dosłownie pierwsza scena serialu to krótka autoerotyczna sekwencja z Elżbietą w roli głównej.
DD: Oczywiście, bardzo nam zależało, by nasza wersja nie była zbyt bezpieczna (jak choćby ta z 1955 roku). W tamtych czasach seksualność była dla kobiet tematem tabu, czymś, o czym w ogóle się nie rozmawiało. Niemniej prędzej czy później każda kobieta konfrontowała się z seksem. Prawdopodobnie ostatnim momentem, w którym kobieta musiała w końcu się z tym zmierzyć, była noc poślubna. To często prowadziło do przeróżnych sytuacji – w końcu nie było wtedy edukacji seksualnej. Cały ten serial pokazuje moment, w którym Sisi staje się prawdziwą kobietą. A co za tym idzie, zaczyna się ona interesować ludzkim ciałem, intymnością itp. To są zwykłe ludzkie potrzeby, o których zapominano przez te wszystkie XIX-wieczne konwenanse.
Skoro mówimy o serialowych miłostkach: Jannik, jak czujesz, w jaki sposób udało wam się – wraz z Dominique – „wytworzyć” chemię na ekranie? Trudno wam było odnaleźć wspólny język?
Jannik Schümann: Mam wrażenie, że to jest coś, czego nie da się ot tak „stworzyć”. Wraz z Dominique braliśmy udział w audycjach, podczas których przydzielano nas do naprawdę wielu partnerów. Okazało się, że między nami jest coś takiego, co cholernie spodobało się twórcom. I my też to poczuliśmy! Zaczęliśmy poznawać się bliżej, by zrozumieć nasze cechy i zachowania. Nową wiedzę mogliśmy później wykorzystać podczas kręcenia serialu.
Wracając na chwilę do Svena: czy to kolejna opowieść, która będzie romantyzować relację Elżbiety i Franciszka? Czy może jednak bliżej jej do prawdy historycznej?
SB: Nasz serial czerpie z każdej z tych narracji. Nie ukrywam, że to ta „prawdziwa miłość” jest motorem napędowym tego serialu. Jednak nie baliśmy się też skupiać na bardziej dysfunkcyjnych aspektach tej relacji. Pokazujemy ich związek jako niezmienną walkę dwóch różnych charakterów, które muszą odnaleźć się w nieoczekiwanie powstałym związku. Do tego dochodzą ich polityczne role, które nawzajem będą się na siebie nakładać. Pod tym względem blisko naszemu serialowi do prawdy historycznej. Jednak staramy się okazywać chociaż trochę empatii dla naszych bohaterów, dodajemy trochę telewizyjnych emocji. Uatrakcyjniamy ten serial widzowi, który nie do końca może odnajdywać się w historycznej otoczce Sisi.
Jannik, zatem w jaki sposób starałeś się „ukraść” pewne aspekty z klasycznej trylogii?
JS: To była swoista reinterpretacja z uwzględnieniem ducha tamtego kina. Tak jak mówił Sven, nie zależało nam na całkowitym przesłodzeniu tego romansu, jednak to wciąż jest romans, więc musi być tu choć trochę chemii i fajerwerk. I to wciąż chwilami typowa baśń, w której młoda księżniczka zakochuje się w księciu (w tym wypadku cesarzu) na białym koniu. I moim zadaniem było tego białego konia osiodłać! Wiadomo, później robi się znacznie mroczniej, ale każdy wstęp do historii miłosnej musi być ukazany w bardzo kolorowych barwach (śmiech).
Jak udało się odnaleźć twojego personalnego Franciszka Józefa? Czerpałeś z literatury historycznej?
JS: Bardzo dużo czytałem i obejrzałem masę dokumentów o relacji Franciszka z Elżbietą. Musiałem zrozumieć, co tak naprawdę ich łączyło, a także jakim dokładnie był on człowiekiem. Kiedy już połapałem się w historycznym kontekście tej historii, skupiałem się na bardziej praktycznych zdolnościach. Nauczyłem się jeździć konno, zacząłem uprawiać szermierkę, a także poznałem ówczesną etykietę, swoiste podstawy tego, jak trzeba się było wówczas zachowywać czy nawet poruszać na królewskich balach albo w obecności całego dworu!
Dlaczego zdecydowaliście się na serial telewizyjny? Dotychczas mieliśmy do czynienia z filmowymi wersjami tej historii.
SB: Kiedy kręcisz serial, automatycznie masz więcej czasu na opowiedzenie tej historii, na rozwój prowadzonych przez ciebie bohaterów. To jest całkiem kompleksowa opowieść, która ma miejsce na przestrzeni naprawdę wielu lat. Sisi spotykamy jako nastolatkę, a kończymy jej towarzyszyć, kiedy jest już matką dwójki dzieci. Zależało nam na uwzględnieniu wielu detali, film pełnometrażowy nie pozwoliłby nam na to. Mieliśmy fantastyczną ekipę, do tego pełną swobodę i całkiem niezły budżet, dzięki czemu mogliśmy przypilnować najważniejszych dla serialu elementów.
Na zakończenie… Dominique, wspominałaś o oglądaniu Romy Schneider. Bałaś się, że będziesz do niej przyrównywana? Ona stała się wręcz symbolem tamtych filmów.
Raczej nie i chyba nadal się tego nie boję. Od początku wiedzieliśmy, że nasz projekt będzie zupełnie czymś innym, nasza Sisi nie jest kalką poprzednich filmów. Nie jestem jednak ignorantką i mam świadomość, z jaką dokładnie rolą (i po kim) mam do czynienia! Więc pewnie gdzieś w głębi duszy czułam, że będzie to naprawdę spore wyzwanie. Kiedy poznawałam biografię Elżbiety, zaczynałam zdawać sobie sprawę, że to naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Jej historia jest jednak na tyle fascynująca, że tylko bardziej pragnęłam angażować się w ten projekt.