search
REKLAMA
Recenzje

Życzenie Śmierci

Piotr Han

6 maja 2013

REKLAMA

Wytwórnia:  Paramount Pictures

Reżyseria: Michael Winner

Scenariusz: Wendell Mayes

Muzyka:  Herbie Hancock

Zdjęcia: Arthur J. Ornitz

Obsada: Charles Bronson (i inni)

Sprawiedliwość poza prawem?

„Życzenie śmierci” jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych filmów lat siedemdziesiątych. Wielu dziennikarzy zarzucało tej produkcji faszyzm i propagowanie przemocy, odzywały się również głosy mówiące, iż jest to zwyczajny film propagandowy wyprodukowany na zlecenie skrajnie prawicowych polityków oraz powiązanych z nimi wytwórców broni.  Społeczeństwo jednak po raz kolejny zawiodło oczekiwania zawodowych krytyków i „Życzenie Śmierci” odniosło kolosalny sukces kasowy, a grający główną rolę Charles Bronson awansował do pierwszej ligi amerykańskich aktorów.

Fabuła jest prosta i klarowna. Paul Kersey jest szanowanym architektem, który wraz z rodziną wiedzie spokojne życie w dobrej dzielnicy Nowego Jorku. Jest pacyfistą i stroni od przemocy –w czasie wojny w Korei odmówił służby wojskowej. Niestety, źli bandyci napadają i krzywdzą jego rodzinę. Ufny Paul wierzy, iż policja znajdzie i ukarze przestępców. Nie będzie chyba dla nikogo wielkim zaskoczeniem, jeżeli zdradzę, że służby porządkowe nie wywiązują się z tego zadania. Rozgoryczony Kersey porzuca więc swój liberalny światopogląd i  postanawia na własną rękę zmniejszyć populację nowojorskich kryminalistów.

„Życzenie Śmierci” wbrew pozorom nie jest pełnym strzelanin filmem akcji. Jest to raczej swojego rodzaju dramat opowiadający o człowieku, który zostaje postawiony w ekstremalnej sytuacji i próbuje sobie z nią radzić. Nie ma tutaj miejsca na typową kryminalną intrygę. Paul Kersey nie wypowiada wojny zbirom, którzy napadli na jego rodzinę, lecz ogólnie całemu zjawisku przestępczości. Jego przeciwnik jest bezosobowy i posiada tysiące twarzy. Nie da się go więc pokonać i z poczuciem dobrze spełnionego zadania wrócić do domu. Chodzi jedynie o zaprezentowanie określonej postawy filozoficznej niezgody wobec rozczarowującej rzeczywistości.

Charles Bronson idealnie wciela się w postać silnego człowieka, który „w imię zasad” bierze sprawy w swoje ręce, próbuje zrobić porządek w mieście bezprawia. Tu właśnie kryje się sekret sukcesu „Życzenia Śmierci”. Nawet jeżeli zasadniczo ktoś nie podziela tego typu  „westernowego”  światopoglądu, to na czas seansu może o tym zapomnieć i z zainteresowaniem śledzić akcję. Zwłaszcza, że  „Życzenie Śmierci” jest filmem poważnym – sceny przemocy nie są ukazane w typowy dla późniejszych produkcji sensacyjnych komiksowy sposób.

Najlepszą obroną jest atak!

Oczywiście przekaz ideologiczny filmu jest całkowicie jasny. „Życzenie Śmierci” jest na dobrą sprawę manifestem na rzecz łatwego dostępu do broni. Na ekranie pojawia się chyba więcej przestępców niż uczciwych obywateli. Stężenie zbirów na milimetr taśmy filmowej przekracza wszelkie normy a filmowy Nowy Jork przypomina raczej wielkie getto niż realnie istniejącą metropolię.

Dodatkowo, w pewnym momencie główny bohater odwiedza Arizonę, gdzie każdy chodzi z pistoletem, a cały stan przypomina Rajski Eden, gdzie wszyscy mieszkańcy są szczęśliwi, bezpieczni i uczciwi. Potem, gdy Kersey wraca do plugawego Nowego Jorku i zaczyna mordować przestępców błyskawicznie staje się bohaterem całego miasta. Nawet policjanci mimo, że domyślają się jego  tożsamości to darzą Kerseya pewnym szacunkiem i skrycie mu zazdroszczą.

Paradoksalnie,  mimo jednoznacznego przekazu jest to film skłaniający do refleksji. Oczywiście, świat nie jest czarno biały, a pistolet nie rozwiązuje wszystkich problemów i nie sądzę, żeby po obejrzeniu „Życzenia Śmierci” jakikolwiek pacyfista wystąpił o pozwolenie na broń. Jednak sam fakt, iż film zmusza do zastanowienia się nad sensownością zaprezentowanych tam argumentów sprawia, iż warto się z nim zapoznać. Zwłaszcza, że  nawet w oderwaniu od polityki „Życzenie Śmierci” jest dobrze napisanym i nakręconym filmem – uwagę zwracają zwłaszcza doskonałe zdjęcia i muzyka (autorstwa Herbie’go Hancocka). O tym, że Charles Bronson stworzył tutaj postać jednego z największych twardzieli w dziejach kinematografii nawet nie wspominam, gdyż fakt ten jest chyba znany wszystkim  kinomanom.  Bronson jest tutaj herosem w „starym stylu”. Nie pręży przed kamerą napompowanych na siłowni mięśni, ani nie rzuca żarcikami.

Nieoczekiwana zmiana morału.

Na początku lat siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych dobiegł końca trwający od końca Drugiej Wojny Światowej wielki bum gospodarczy. Mieszkańcy USA po raz pierwszy od wielu lat musieli borykać się z recesją. Te problemy ekonomiczne oraz zawirowania społeczno polityczne były jednymi z czynników, które przyczyniły się do znaczącego wzrostu przestępczości. Liczba popełnianych morderstw niepomiernie się zwiększyła. Związane z tym niepokoje społeczne szybko znalazły odzwierciedlenie w sztuce. Jednym z największych przebojów 1971 roku został „Brudny Harry”, czyli opowieść o policjancie, który bezwzględnie rozprawiał się z przestępcami. Rok później bestsellerem stała się dotykająca zbliżonej tematyki książka  Briana Garfielda – „Życzenie Śmierci”.

Powieść ta opowiadała o zwykłym, niewyróżniającym się z tłumu urzędniku, który powodowany tragicznymi wydarzeniami postanawia na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. Przedstawiona na kartach książki historia stanowiła idealny materiał na film. Nie minęło więc wiele czasu i do Briana Garfielda zgłosili się producenci z Hollywood.

Pierwotnie reżyserem „Życzenia Śmierci” miał być Sidney Lumet w roli głównej chciał obsadzić Jacka Lemmona, który ze swoim niepozornym wyglądem idealnie pasował do roli zdesperowanego urzędnika. W pewnym momencie  prawa do książki przejął potężny Dino de Laurentiis, który miał zupełnie inną koncepcję. Po pierwsze „lekko” zmodyfikował scenariusz. Książka Garfielda mówiła o tym, iż wizja samodzielnego wymierzania sprawiedliwości jest kusząca lecz w żaden sposób nie przekłada się na rzeczywistość . W filmie zaś ten sposób radzenia sobie z przestępczością działa bardzo, bardzo dobrze. Nic dziwnego, że Brian Garlfield wypowiada się o tym filmie z mieszanymi uczuciami (sequelów zaś nie znosi, nie jest też wielkim piewcą talentu aktorskiego Bronsona).

Uporawszy się z drobnymi niuansami scenariuszowymi Dino de Laurentiis zmienił również reżysera i obsadę. Lumet i Lemmon zostali zastąpieni przez specjalistów od męskiego kina akcji –  Michaela Winnera oraz Charlesa Bronsona. „Życzenie Śmierci” było ich czwartym wspólnym projektem – wcześniej stworzyli wspólnie takie przeboje, jak „Chato” i „Mechanik” (oba z 1972) oraz „Kamienny Zabójca” (1973). Jak widać we wczesnych latach siedemdziesiątych panowie praktycznie się nie rozstawali.

 Najtwardszy człowiek świata.

Jednak osobą, która odcisnęła największe piętno na „Życzeniu Śmierci” jest bez wątpienia Charles Bronson. Warto więc poświęcić nieco miejsca tej nietuzinkowej postaci, zwłaszcza, że Bronson był niemal naszym rodakiem! Urodził się w Pensylwanii, jako Charles Dennis Buchinsky. Jego ojcem był spolonizowany Tatar(!) a matką Litwinka. Jeżeli wierzyć źródłom to pierwszymi językami, jakimi posługiwał się Buchinsky były litewski i rosyjski (ja jednak wierzę, że znał też polski – niestety nie ma na to dowodów), angielskiego nauczył się dopiero w szkole. Jego charakter hartował się podczas pracy w kopalni antracytu oraz na polach walki Drugiej Wojny Światowej. Na początku lat 50 trafił do Hollywood, aby spróbować swoich sił w aktorstwie. W tym czasie swoje triumfy święciła niesławna komisja do Badania Działalności Antyamerykańskiej (Senator McCarthy, „Czerwona Panika” itp.), więc Buchinsky przybrał amerykańskie i niebudzące podejrzeń nazwisko Bronson. Faktem jednak jest, że jeden z największych twardzieli kina był w pewien sposób powiązany z Polską.

Bronson długo czekał na osiągnięcie sukcesu. Popularność zaczął zyskiwać dopiero na początku lat sześćdziesiątych, przyczyniły się do tego sukcesy takich filmów, jak „Siedmiu Wspaniałych”, „Wielka Ucieczka”, oraz „Parszywa Dwunastka” gdzie grał wyraziste role drugoplanowe. Grywał głównie w filmach wojennych i europejskich westernach. Sergio Leone chciał go obsadzić w roli Bezimiennego ze słynnej „Dolarowej Trylogii”, Bronson jednak trzykrotnie odrzucił propozycje włoskiego reżysera. Zgodził się dopiero za czwartym razem – zagrał Człowieka z Harmonijką w legendarnym „Dawno Temu na Dzikim Zachodzie”. Następnie rozpoczął się okres współpracy z Michaelem Winnerem.

Charles Bronson kojarzony był z postaciami twardych i małomównych mężczyzn, obsadzenie go w główn ej roli „Życzenia Śmierci” było więc logicznym posunięciem. W 1974, gdy film wchodził na ekrany Bronson miał pięćdziesiąt trzy lata i silną pozycję w amerykańskim przemyśle filmowym.  Jednak dopiero występ w filmie Winnera uczynił go mega gwiazdą i jednym z najlepiej zarabiających aktorów w Hollywood. Bronson pojawił się w ponad 100 filmach jednak w dalszym ciągu jego imię kojarzone jest przede wszystkim z jego ikoniczną rolą w „Życzeniu Śmierci”. Do dziś imię Charlesa Bronsona jest używane jako synonim słowa twardziel. We „Wściekłych Psach” Quentina Tarantino jego nazwisko używane jest w tym kontekście. Nie jest również przypadkiem, iż najgroźniejszy więzień w historii Wielkiej Brytanii przyjął pseudonim „Bronson”. Oczywiście, jak na prawdziwego twardziela przystało Charles Bronson podchodził z dystansem do swojej kariery.

Powroty Mściciela

„Życzenie Śmierci” okazało się gigantycznym przebojem kasowym, jednak producenci nie od razu zdecydowali się na zdyskontowanie tego sukcesu. W dzisiejszych czasach decyzje o kręceniu kontynuacji podejmowane są w kilka dni po premierze filmu. Jednak w latach siedemdziesiątych takie praktyki nie były jeszcze stosowane. Dopiero z początkiem następnej dekady modne stało się taśmowe kręcenie sequeli. „Życzenie Śmierci” doczekało się nie jednej a aż czterech kontynuacji. Każda z nich została wyprodukowana przez inną firmę, z których żadna nie przetrwała do czasów obecnych. We wszystkich maczali jednak palce słynni producenci kojarzeni z kinem klasy B – Menahem Golan oraz Yoram Globus (Y.G. nie przyłożył tylko ręki do produkcji piątej części). We wszystkich filmach z serii – co oczywiste – wystąpił Charles Bronson. Za reżyserię części drugiej i trzeciej odpowiedzialny był twórca oryginału – Michael Winner. Żaden z filmów nie spotkał się jednak z tak ciepłym przyjęciem widzów (o krytykach nie wspominając), co pierwsza część.

 W „Życzeniu Śmierci II” (1982) Paul Kersey mści się za śmierć swojej córki oraz gosposi. Druga część serii jest brutalniejszą i bardziej dosadną wersją pierwowzoru. Film ogląda się dobrze, jednak jest on bardzo wtórny. Mimo to miłośnicy bezwzględnego kina zemsty powinni być zadowoleni z seansu. Za muzykę w filmie odpowiadał gitarzysta Led Zeppelin Jimmy Page(!).

W „Życzeniu Śmierci 3” (1986) Paul Kersey mści się za śmierć swojego kolegi z wojska. O ile poprzednie części można było zaklasyfikować, jako dramaty sensacyjne, o tyle „trójka” zalicza się już radosnego kina akcji  typowego dla lat osiemdziesiątych. Kersey nie zabija mniej lub bardziej przypadkowych zbirów, tylko wypowiada wojnę konkretnemu gangowi, z którego hersztem ma osobiste porachunki. W czasie filmu montuje pułapki w stylu „Kevina samego w domu”, a w finałowej sekwencji biega z ciężkim karabinem maszynowym i wywołuje prawdziwe zamieszki. Nie bójmy się tego powiedzieć: ten film jest głupi. Jednak fani rozwałki spod znaku CKM-u i bazooki oraz charyzmy Charlesa Bronsona będą się dobrze bawić. Do tej części również muzykę skomponował Jimmy Page (może przegrał jakiś zakład?)

W Życzeniu Śmierci 4 (1987) Paul Kersey mści się na wszystkich gangach w mieście za to, że jego pasierbica przedawkowała narkotyki. Nie ma zaskoczenia: czwarta część cyklu jest pozycją skierowaną jedynie do miłośników kina akcji klasy B. Scenariusz jest sztampowy, w filmie znalazło się też miejsce na jeden z najbardziej przewidywalnych zwrotów akcji. Nie oto jednak  w tego typu kinie przecież chodzi. Większym zarzutem jest to, że przy eksterminacji Bronson korzysta z takich asekuranckich sprzętów, jak karabin snajperski, czy ładunki wybuchowe. Końcowa akcja z granatnikiem w pełni rekompensuje te wady.

W „Życzeniu Śmierci V” (1994) liczący 74 lata Paul Kersey mści się za śmierć swojej narzeczonej. Ostatnia część serii była jednocześnie ostatnią kinową produkcją, w której pojawił się Charles Bronson. Niestety, nie było to pożegnanie w wielkim stylu. „Piątka” jest filmem nudnym i nieudolnie  zrealizowanym. Na dodatek nie ma niej ani jednej ciekawej (lub chociażby zabawnej) sceny akcji.

***

Z perspektywy czterech dekad można jasno stwierdzić, iż sukces kasowy „faszystowskiego” „Życzenia śmierci” nie doprowadził do upadku amerykańskiej demokracji. Wprost przeciwnie – zwolennicy ograniczenia dostępności broni palnej triumfują: w minionym roku w Kalifornii zakazano produkcji, obrotu oraz posiadania przedmiotów imitujących broń palną!

Od premiery oryginalnego „Życzenia Śmierci” minęło już niemal czterdzieści lat. Film jednak zwycięsko wyszedł z próby czasu. W dalszym ciągu jest pozycją aktualną, poruszającą i… niedocenianą! Dużej części widzów  tytuł ten  kojarzy się wyłącznie z zaliczającymi się do kina klasy B sequelami. A szkoda!

https://youtu.be/_GieK_55uyY

REKLAMA