ZŁE WYCHOWANIE. Arcydzieło nie dla każdego
Wyraźna obecność przedstawicieli środowiska LGBT jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech całej twórczości Almodóvara. Hiszpan sam jest zdeklarowanym gejem, który bardzo dawno wyszedł z szafy i nie tylko nie wstydzi się swojej orientacji, ale wręcz nauczył się wykorzystywać ją jako swój atut. Oczywiście postać z takim talentem jak on byłaby skazana na sukces, nawet będąc hetero, jednak rozgłos, jaki towarzyszył kolejnym premierom poruszającym kontrowersyjne tematy, na pewno mu nie zaszkodził.
O tym, że Pedro ma na pieńku z Kościołem Katolickim, wiedzieliśmy od dawna. Pierwsze oskarżenia widać wyraźnie już w Matadorze, w którym reżyser wyraźnie sugeruje, że to wynaturzona religijność matki Angela jest winna temu, że chłopak nie radzi sobie ze sobą, a już w 1983 w Pośród ciemności bezlitośnie naśmiewa się z hipokryzji katolickich zakonnic (choć akurat ten film jest bardziej parodią niż atakiem). Nigdy wcześniej jednak nie stworzył dzieła tak bezpośrednio wymierzonego w Kościół, nigdy wcześniej nie uderzył w niego tak mocno.
Na pierwszy rzut oka Złe wychowanie może się wydawać filmem do pewnego stopnia autobiograficznym. Jednym z bohaterów, drugim w hierarchii ważności, jest Enrique Goded (Fele Martínez) – młody, choć już sławny i bogaty reżyser filmowy, który podobnie jak Almodóvar nie ukrywa swojej orientacji seksualnej. Skojarzenia są oczywiste, jednak sam Hiszpan zaprzecza, jakoby Goded był wzorowany właśnie na nim. Postaci, które występują w Złym wychowaniu, są według niego w stu procentach fikcyjne, choć w każdą z nich włożył cząstkę siebie.
Złe wychowanie jest bez wątpienia dziełem dość dla Almodóvara typowym, a jednak wyjątkowym – chyba nigdzie wcześniej ani nigdzie później u tego reżysera nie mieliśmy do czynienia z tak ogromną dawką emocji. Film dosłownie epatuje gniewem, przy czym jest to gniew specyficzny, manifestowany poprzez perfidne intrygi, a nie fizyczną agresję, jak zazwyczaj mamy do czynienia w przypadku mężczyzn heteroseksualnych. To również jedyny film, w którym nie ma ani jednej istotnej postaci kobiecej – najbardziej widoczna jest matka Juana i Ignazia, jednak i tak pozostaje bardzo głęboko w tle.
Film może być trudny w odbiorze dla osób, które nie mają dystansu do spraw seksu i płci. Mamy w nim na przykład do czynienia ze scenami seksu z udziałem dwóch mężczyzn, nasyconymi zmysłowością, którą „normalny” człowiek jest w stanie zaakceptować tylko w przypadku mężczyzny i kobiety. Niepokojący może być również fakt, że Juan w roli Zahary (Gael García Bernal) prezentuje się cholernie atrakcyjnie i piszę to jako stuprocentowy heteryk.
Siłą filmu jest odkłamywanie. Po pierwsze Almodóvar rzuca nieco światła na to, jaka w wielu przypadkach jest geneza homoseksualizmu. Po drugie pokazuje, że role oprawcy i ofiary nie są bynajmniej przypisane raz na zawsze. Ojciec Manolo mimo wyraźnej skłonności do molestowania młodych chłopców nie jest pokazany jako potwór, w odróżnieniu od ojca Jose, który zamiast molestować, woli po prostu bić podopiecznych. To na pewno świadczy o wielkości Almodóvara jako człowieka – jest bardzo wyrozumiały wobec ludzi o nietypowych skłonnościach seksualnych, natomiast bardzo mocno piętnuje Kościół jako instytucję dającą pedofilom i sadystom niemal nieograniczoną władzę nad dziećmi, które znalazły się pod ich opieką. Oskarżenie jest głośne, wyraźne i w stu procentach czytelne.
Nie przez przypadek w opracowaniach na temat twórczości Almodóvara Złemu wychowaniu poświęca się tak dużo miejsca. To niewątpliwie jedno z najbardziej osobistych jego dzieł i jedna z najbardziej udanych produkcji. Fakt, że nie jest to film dla każdego, tylko dodaje mu siły i sprawia, że nie da się obok niego przejść obojętnie. Gdy Złe wychowanie jako pierwszy w historii obraz hiszpańskojęzyczny otwierało festiwal w Cannes, Quentin Tarantino, który był wówczas przewodniczącym jury, określił je mianem arcydzieła. Jako fan Hiszpana na pewno nie mogę się z nim nie zgodzić.
korekta: Kornelia Farynowska