search
REKLAMA
Recenzje

ŻELAZNY MOST. Rzecz o odpowiedzialności i konsekwencjach zdrady

Przemysław Mudlaff

28 listopada 2019

REKLAMA

Polskie kino od lat wydeptuje pewne ścieżki tematyczne, którymi stale podąża, i najprawdopodobniej pragnie robić to nadal. Jedną z nich jest droga kina patriotycznego, kolejną – filmy wzorowane lub próbujące naśladować produkcje amerykańskie, następną zaś kino o patologiach i skrajnościach. Tymczasem siła rodzimej kinematografii zdaje się tkwić w zupełnie innych tematach i sposobach ich przedstawiania. Nie zawsze potrzebne są nam, widzom, opowieści o trudnych losach polskich żołnierzy i bohaterów narodowych, „przeróbki” zagranicznych hitów albo wstrząsające historie ludzi, którzy kolejne butelki wódki popijają wyłącznie mocnym piwem i dodatkowo uzależnieni są od narkotyków. Dobre polskie kino to minimalizm, inteligencja i aptekarska skrupulatność. Żelazny most jest tego przykładem, choć niestety niepozbawionym wad.

Magda (Julia Kijowska) i Oskar (Łukasz Simlat) są małżeństwem. Para ma wspólnego przyjaciela – Kacpra (Bartłomiej Topa), który jest jednocześnie kierownikiem (sztygar) Oskara w kopalni. Pomiędzy Magdą i Kacprem nawiązuje się romans. Żeby móc spotykać się z kochanką, sztygar wysyła męża kobiety na najdalsze odcinki kopalni (przodek). Wkrótce dochodzi do tragedii. W wyniku tąpnięcia Oskar tkwi w zawalonym chodniku, a czasu na jego uratowanie jest coraz mniej.


Historia, którą przedstawia debiut reżyserski Moniki Jordan-Młodzianowskiej wydaje się prosta jak konstrukcja kilofa górniczego. Prostoty w tym wypadku nie należy jednak mylić z prostactwem. Żelazny most jest bowiem opowieścią o zdradzie, których w kinie znajdziemy setki, a która jednocześnie przedstawia nam ten temat w zupełnie innym świetle. Ważniejsze od samej genezy i formy romansu są u Jordan-Młodzianowskiej jego konsekwencje. Reżyserka pyta również o odpowiedzialność, którą ponosimy względem drugiego człowieka, a o której zdajemy się zapominać, będąc w amoku namiętności.

Żelazny most można właściwie podzielić na dwie części. W pierwszej z nich poznajemy osoby dramatu i niestety zagłębiamy się w dość nudną genezę romansu Magdy i Kacpra. Zakrapiane domówki, seks kochanków tuż przy „nieprzytomnym” w wyniku nadmiaru alkoholu mężu i przyjacielu oraz inne, raczej niepotrzebne sceny, bez których wszyscy i tak wiedzielibyśmy, o co tu chodzi, a które zupełnie nie budują dramaturgii. Szkoda to tym większa, że film Jordan-Młodzianowskiej rozpoczyna prawdziwe „trzęsienie ziemi”. Jest nim informacja o tym, że Oskar najprawdopodobniej utknął w zawalonym chodniku. Wśród Magdy i Kacpra pojawiają się podejrzenia: czy Oskara rzeczywiście spotkała tragedia? A może bohater grany przez Simlata w ogóle nie zszedł pod ziemię, lecz dowiedział się o zdradzie żony i przyjaciela i postanowił dać im nauczkę? Rewelacyjne otwarcie mnoży pytania, na które jednak już za chwilę zbyt łatwo odnajdziemy odpowiedzi. Szczęśliwie, napięcie budowane przez debiutantkę jeszcze powraca we wspomnianej drugiej części filmu. Miejsce retrospekcji zajmuje tu linearnie przedstawiona akcja ratunkowa, która swoją kameralnością przypomina sceny z filmów Locke (2013) lub Winni (2018). Finał Żelaznego mostu to zresztą najmocniejszy punkt omawianej produkcji i przy okazji wyjaśnienie zagadkowego tytułu obrazu.

Atutem debiutu Jordan-Młodzianowskiej są kreacje aktorskie Topy, Simlata i Kijowskiej. Ich bohaterowie wydają się prawdziwi i widoczne jest ich niezwykłe zaangażowanie w produkcję. Warto przy okazji gry aktorskiej zauważyć, że żaden z bohaterów Żelaznego mostu nie został zarówno przez odtwórców ról, jak też autorkę obrazu przedstawiony w sposób, dzięki któremu widz mógłby danej osobie dramatu szczególnie kibicować. To niezwykle istotny element ukazanej w filmie historii, ponieważ pozwala odbiorcy skupić się na temacie konsekwencji zdrady i odpowiedzialności, a nie na kwestii wyboru odpowiedniego partnera dla Magdy czy ocenie działań samej bohaterki. Skoro jesteśmy już przy głównej bohaterce Żelaznego mostu, to należy przyznać, że Kijowska odgrywa przerażoną, zagubioną i zrezygnowaną Magdę w sposób doskonały. To wręcz idealne połączenie gry mimiką, gestów oraz słów cedzonych przez zaciśnięte ze złości zęby. „Nie wiedziałam, gdzie jest przodek, bo myślałam tyłkiem”, mówi Magda w jednej z mocniejszych scen Żelaznego mostu, a zdanie to w ustach Kijowskiej ma w sobie tak niewyobrażalne pokłady goryczy oraz żalu, że trudno jej nie współczuć i jednocześnie bohaterki nie ganić.

Napięcie, które z różnym, ale najczęściej zadowalającym skutkiem buduje Jordan-Młodzianowska, potęguje niepokojąca muzyka Andreya Dergacheva, znakomitego kompozytora znanego przede wszystkim ze współpracy z Andriejem Zwiagincewem. Na uwagę zasługują także interesujące szare zdjęcia Piotra Kukli. Ten wielokrotnie nagradzany polski operator od około dwudziestu lat mieszka w Holandii, a Żelazny most był jego pierwszym, samodzielnie zrealizowanym w naszym kraju filmem.

Nie sposób nie wspomnieć również o środowisku, w którym rozgrywa się miłosna historia trójki głównych bohaterów. Górnictwo nie jest w Żelaznym moście wyłącznie majaczącym gdzieś w oddali ciekawym dodatkiem. Dzięki Jordan-Młodzianowskiej możemy bowiem zaobserwować część pracy górników, poczuć dziwną mieszankę odwagi i niepewności towarzyszącej zjeżdżającym pod ziemię.

Opowiadanie historii miłosnej rozgrywającej się w środowisku kopalnianym jest w kinie polskim zabiegiem niezwykle frapującym i świadczy o pomysłowości, a także odwadze debiutantki. Żelazny most to film, który cierpi wyłącznie z powodu niedopracowanego scenariusza, a dokładniej problemów pierwszej części opowiadanej historii. Z dużą ciekawością będę zatem obserwował kolejne filmy Jordan-Młodzianowskiej, bo tworzy minimalistyczny, przemyślany i trzymający w napięciu rodzaj kina, a takiego w Polsce po prostu brakuje.

Przemysław Mudlaff

Przemysław Mudlaff

Od P do R do Z do E do M do O. Przemo, przyjaciele! Pasjonat kina wszelkiego gatunku i typu. Miłośnik jego rozgryzania i dekodowania. Ceni sobie w kinie prawdę oraz szczerość intencji jego twórców. Uwielbia zostać przez film emocjonalnie skopany, sponiewierany, ale też uszczęśliwiony i rozbawiony. Łowca filmowych ciekawostek, nawiązań i powiązań. Fan twórczości PTA, von Triera, Kieślowskiego, Lantimosa i Villeneuve'a. Najbardziej lubi rozmawiać o kinie przy piwku, a piwko musi być zimne i gęste, jak wiecie co.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA