WSZYSTKO O MOJEJ MATCE. Nietuzinkowe kobiety
Wszystkie filmy Almodóvara są do tego stopnia nasiąknięte jego osobowością, że już po kilku scenach jesteśmy w stanie bez problemu zgadnąć, kto je reżyserował. W jego dorobku znajdują się jednak również dzieła, w których Hiszpan skutecznie wymyka się wypracowanym wcześniej schematom.
Wszystko o mojej matce to obraz, w którym znów mamy do czynienia z interesującym rozegraniem kiczu i emocji, w którym pojawiają się niezwykłe kobiety, i który w pewien sposób stanowi hołd dla marginesu i środowisk LGBT, a mimo to na tle większości jego filmów dzieło to mocno się wyróżnia. Co jeszcze bardziej zaskakujące – wyróżnia się wcale nie tym, że reżyser mocniej przesuwa granice i odpływa w absurd, ale odwrotnie – dojrzałością, spokojem i ciepłem.
Główną bohaterką filmu jest odgrywana przez Cecilię Roth Manuela. Fani Almodóvara powinni pamiętać tę aktorkę między innymi z Labiryntu namiętności, chyba najbardziej udanego spośród wczesnych filmów Hiszpana, w którym zagrała postać o wdzięcznym imieniu Sexilia. To, jak różne są te postaci, świadczy o ogromnym kunszcie aktorki, choć de facto do roli Sexilii bardziej potrzebna jej była odwaga niż warsztat. Roth w ciągu siedemnastu lat, jakie dzielą oba filmy, zmieniła się i dojrzała, podobnie jak sam Almodóvar. Jej kreacja jest pełna emocji, dystansu i zdrowej troski o ludzi, czegoś, co da się osiągnąć, wyłącznie odważnie stawiając czoła rzucanym przez życie wyzwaniom. Na ile Roth faktycznie jest podobna do odgrywanej przez siebie postaci – nie wiem, jednak robi wrażenie, jakby świetnie wiedziała, o czym ów film opowiada.
Ważnych postaci kobiecych mamy tu znacznie więcej. Przede wszystkim nie można nie wspomnieć o znajdującej się u progu wielkiej kariery Penélope Cruz grającej Siostrę Rosę. Na pewno nie jest to jej rola życia, kilka słów warto jej jednak poświęcić. Rosa jest postacią mocno sprzeczną – z jednej strony po katolicku naiwną i trochę schowaną za fasadą niewinności, z drugiej bez oporów pracującą z ludźmi z marginesu, mającą niełatwą historię rodzinną i będącą w ciąży z transseksualistą. Almodóvar z pewnością nie zawiódł się, powierzając Cruz tę postać, choć moim zdaniem nie była to rola do końca dla niej. Obsadzić Cruz w roli zakonnicy, nawet tak nietuzinkowej, to moim skromnym zdaniem trochę jak jeść sushi z ketchupem.
Interesujący jest również duet Huma Rojo (Marisa Paredes) i Nina (Candela Peña). Uwagę warto zwrócić zwłaszcza na tę drugą – to znakomita aktorka, która jednak nie zrobiła tak wielkiej kariery jak Cruz, bo po prostu nie jest aż taką pięknością. Jej kreacji jednak nie da się zapomnieć – mimo że we Wszystko o mojej matce pojawia się na ekranie sporadycznie, to zaznacza swoją obecność bardzo mocno, nadaje filmowi odrobiny drapieżności, której pozostałe postaci pełne eksponowanego, matczynego ciepła nie mają. Ta drapieżność jest niezbędna, aby reszta bohaterek mogła pozostać wyraźnie pozytywna. Jeśli ktokolwiek po obejrzeniu filmu Almodóvara zwrócił uwagę na Peñę – gorąco polecam Księżniczki z 2005 roku, gdzie aktorka ta gra pierwsze skrzypce.
W obrazie Almodóvara mamy wreszcie do czynienia z dwójką transseksualistów – Agrado i Lolą. Hiszpan w bardzo wielu filmach składa ukłon tego typu postaciom. Warto zwrócić uwagę na scenę, w której Agrado referuje zebranej w teatrze publiczności, czym jej zdaniem jest autentyczność. Reakcja publiczności wydaje się być dokładnie tym, czego reżyser oczekuje od swoich widzów – część wychodzi z sali obrażona, a pozostali wysłuchują do końca, nagradzają oklaskami i dopominają się o więcej.
Mimo że Wszystko o mojej matce jest filmem o prostytutkach, transseksualistach, lesbijkach i narkomankach, stanowi opowieść niezwykle ciepłą, pielęgnującą wiarę w ludzkość i przynajmniej jak na Almodóvara wyjątkowo mało szokującą. Pod tym względem dzieło to przypomina nieco Julietę, mimo że filmy te dzieli prawie dwadzieścia lat. Wygląda na to, że Almodóvar dopóki będzie tworzył, pozostanie sobą.
korekta: Kornelia Farynowska