W JAK MORDERSTWO. Lekka komedia z morderstwem w tle
Fani Sherlocka Holmesa, Poirota czy panny Marple mogą być lekko zawiedzeni nową polską komedią w reżyserii Piotra Mularuka. Jeśli jednak podejdziemy do seansu z dystansem oraz zdamy sobie sprawę, że produkcji bliżej do gry Cluedo, czyli „Kto zabił?”, aniżeli mrocznego kryminału noir, to na pewno będziemy się dobrze bawili. Choć filmowi daleko do ideału, to mimo wszystko nawiązania do klasyków, mrugnięcia okiem do widza oraz sama intryga są na tyle przyjemne, iż z czystym sumieniem mogę tę produkcję polecić.
Magda, mieszkanka Podkowy Leśnej, pewnego wieczora znajduje ciało zamordowanej kobiety w lesie. Okazuje się, iż ofiara miała na szyi wisiorek, który jest identyczny jak ten, który nosiła dawno zaginiona przyjaciółka bohaterki. Ta postanawia odkryć prawdę, a przy okazji musi mierzyć się z potencjalną zdradą antypatycznego męża, chęcią powrotu do pracy weterynarza oraz próbą odkrycia, co kryje się za tajemniczym zaginięciem jej przyjaciółki Weroniki, śmiercią tajemniczej nieznajomej oraz lokalnego pijaczka Stefana.
Film próbuje być wieloma rzeczami naraz. Ale nie uznam tego za wielką wadę, gdyż mimo nagromadzenia wątków całość jest lekka i przyjemna. Ot, idealny seans na gorące letnie dni. Mamy więc ostrą satyrę na nawiedzonych guru (w tej roli znakomity Piotr Adamczyk). Mamy także wątek zdradzanej kobiety, która poświęciła marzenia na rzecz rodziny. Mamy kryminał – bo przecież w tytule jest morderstwo. Mamy także historię o chciwości, miłości, nieszczęśliwym życiu. I można by tak wymieniać bez końca. Ale mimo tej mnogości wątków wciągnęłam się w ten świat, w historie bohaterów i byłam ciekawa, jak to wszystko się skończy. Choć jeśli widziało się przynajmniej dziesięć podobnych filmów, to odgadnięcie zakończenia nie będzie niczym trudnym.
Podobało mi się, że twórcy – mimo że całość nie jawi się jako rasowy kryminał i bliżej mu do komedii – starają się nawiązywać do chociażby takich klasyków jak Różowa Pantera. Lokalny komisarz, w którego wciela się niezawodny Paweł Domagała, to skrzyżowanie ciapowatego Inspektora Clouseau oraz detektywa w prochowcu znanego z kryminałów noir, który z nieodłącznym papierosem w ręce próbuje znaleźć mordercę. Jednak jak mówiłam, osoby, które zjadły zęby na niejednym kryminale czy powieści detektywistycznej, będą wyczuwały na kilometr, w jakim kierunku zmierza fabuła, a kolejne zwroty akcji nie będą dla nich żadnym zaskoczeniem. Ba! Nawet sami twórcy na każdym kroku dają widzowi tak bezpośrednie wskazówki, że już niejedna osoba przed seansem będzie się domyślała, o co w tym wszystkim chodzi. Czy jest to wada? Absolutnie nie.
Aktorsko jest bardzo dobrze. Najbardziej cieszyła mnie rola Rafała Królikowskiego, który nawet z najbardziej banalnych kwestii jest w stanie wykrzesać maksimum. Plus, nie oszukujmy się, na przestrzeni tylu lat nie zmienił się prawie w ogóle, dlatego nie powinno dziwić, że idealnie sprawdził się w roli czarującego senatora, który w ogólnym rozrachunku mierzy się ze stratą, miłością oraz despotyczną żoną. Aktor potrafi wszystko to pokazać jedną miną, dlatego jestem bardzo zadowolona, że zdecydował się na występ w tej produkcji. Znakomita jest także Anna Smołowik w roli głównej bohaterki. Jestem w stanie pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie ona kradnie całe show pozostałym aktorom, stając się niezrównaną gwiazdą filmu. Jest perfekcyjna tak w scenach dramatycznych, jak i scenach komediowych. Do tego jest niesamowicie wiarygodna w roli gospodyni domowej na tropie mordercy. W tym przypadku obsada filmu została dobrana idealnie, a każdy aktor i aktorka mają coś do zaoferowania.
Jak na polskie warunki, to bardzo udana produkcja, która – mimo że intryga nie jest zbyt zawiła – świetnie sprawdza się na dużym ekranie i wciąga widza. Zdaję sobie sprawę, że większość osób rozwiąże zagadkę w pięć minut, jednak całość ogląda się niezwykle dobrze i lekko. Można rzec, że to kawał świetnego komediowego kina na gorące dni. Jeśli więc nie macie pomysłu na seans, to koniecznie wybierzcie się na W jak morderstwo. Nie będziecie zawiedzeni. Ja przynajmniej się nie czułam. I zdaję sobie sprawę, że produkcja powstała na podstawie książki, jednak nie miałam okazji się z nią zapoznać, dlatego nie odniosę się w recenzji do kwestii wierności produkcji z oryginałem. A może Wy ją czytaliście i widzieliście film? Podzielcie się wrażeniami.