VOLVER. Penélope Cruz w całej okazałości
Almodóvar często sam dzieli swoją twórczość ze względu na ludzi, którzy w danym okresie stanowili jego największą inspirację – wiele spośród jego dzieł zostało napisanych pod Antonio Banderasa, Victorię Abril czy Veronique Forque. W tym panteonie aktorów odkrytych, wylansowanych i ukształtowanych przez Hiszpana szczególne miejsce zajmuje Penélope Cruz – kobieta o wyjątkowej urodzie, której zmysłowość właśnie przez Almodóvara została wydobyta na światło dzienne.
Scenariusz do Volver powstał z myślą o Cruz i nie da się ukryć, że rola Raimundy leży jej fantastycznie. Film z 2006 roku zajmuje szczególne miejsce zarówno w dorobku aktorki, jak i reżysera.
Volver opowiada dość smutną historię i, jak zawsze u Almodóvara, robi to w sposób niezwykle zabawny. Tym razem oś wydarzeń stanowią losy rodziny Raimundy – najważniejszymi postaciami oprócz niej pozostają córka Paula (Johana Cobo), siostra Sole (Lola Dueñas) oraz matka (Carmen Maura). Mężczyźni są co prawda obecni, ale umówmy się – stanowią tło. To zarazem chyba jedyne dzieło Hiszpana, w którym nie ma ani jednego wątku homoseksualnego, nawet na drugim lub trzecim planie. Relacje seksualne w ogóle zostały tym razem zepchnięte na dalszy plan. Almodóvar dojrzał i zaczął uważniej przyglądać się również innym, mniej cielesnym aspektom życia. Z mojej osobistej perspektywy trochę szkoda, jestem wielkim fanem cielesności Penélope Cruz i nie miałbym nic przeciwko temu, aby była jeszcze bardziej wyeksponowana.
Rola Raimundy jest jedną z najlepszych w karierze tej aktorki. Pokazuje jej wszechstronny warsztat i wszystkie atuty – bohaterka filmu w każdych okolicznościach wygląda przekonująco – gdy robi wszystko, aby jej córka nie musiała ponosić konsekwencji niezawinionego zabójstwa, gdy ubrana w mało seksowny fartuch przygotowuje jedzenie dla ekipy filmowej, gdy kłóci się z matką lub siostrą, albo dla odmiany emanuje ciepłem i życzliwością podczas rozmów z córką lub Augustiną. Aby osiągnąć zamierzony efekt, aktorka wszystko to z pomocą Almodóvara musiała w sobie znaleźć i udało jej się to fantastycznie. W dorobku Cruz możemy znaleźć role, w których nie miała zbyt wielkiego pola do popisu (Fanfan Tulipan, Sex Pistols) – za każdym razem, gdy przyjdzie nam do głowy uznać ją za słabą aktorkę, radzę przypomnieć sobie to, co zrobiła w Volver.
Konstrukcja postaci, obsada oraz dokładność, z jaką Hiszpan wyegzekwował od aktorów swoją koncepcję, są jak zwykle niesamowite – każda z postaci, zarówno z pierwszego jak i drugiego planu jest widoczna w wielu płaszczyznach, nie ma w sobie ani odrobiny sztuczności. Moimi faworytkami są Augustina (Blanca Portillo) oraz ciotka Tia (Chus Lampeave). Obie, pojawiając się na ekranie, totalnie rozładowują napięcie, zmuszając widza do uśmiechu. Tia uchylająca się przed pocałunkiem Sole czy Augustina wspominająca matkę („Myślę o niej za każdym razem, gdy robię skręta”) są po prostu przeurocze i stanowią sól Volver – bez nich film ten byłby co najwyżej poprawny.
Trudno powiedzieć, czy Volver jest bardziej dramatem, czy raczej komedią. Charakterystycznego dla Almodóvara poczucia humoru jest tu mnóstwo, choć mam wrażenie, że na tym etapie kariery Hiszpanowi nie za bardzo chciało się już szokować – raczej starał się powiedzieć coś ważnego, korzystając z absurdu i grubych żartów głównie po to, aby przyciągnąć i utrzymać uwagę widza. Cel ten został osiągnięty – Volver świetnie się ogląda i zgodnie z intencją wywołuje u widza intelektualne pobudzenie. Spośród późniejszych jego obrazów to chyba film, który najmocniej zapada w pamięć i do którego najczęściej chce się wracać. Dzieło dojrzałego artysty, który dokładnie wie, co chce przekazać, nie tracąc przy tym ani odrobiny młodzieńczego wdzięku, z którego słynął już dwie i pół dekady wcześniej.
korekta: Kornelia Farynowska