Uprowadzona 2
Pierwsza część „Uprowadzonej” nie bez powodu była hitem. Okazało się, że Liam Neeson potrafi nie tylko ratować Żydów i rozwiązywać problemy seksualne Amerykanów, ale też porządnie skopać tyłek każdemu, kto zagrozi jemu i jego rodzinie.
Jako Bryan Mills – eks-komandos, którego córkę porwali albańscy handlarze żywym towarem – był niczym człowiek-czołg, jednoosobowa armia, zdolna przebić się przez pół Paryża w celu ratowania ukochanego dziecka. Wyprodukowany przez Luca Bessona film akcji oferował dokładnie to, czego od tego gatunku zazwyczaj oczekujemy – wiarygodnego bohatera, dużą ilość intensywnych scen, kilka świetnych one-linerów i, co chyba najważniejsze, prawdziwe emocje. Choć efekt krucjaty Neesona od początku był wiadomy, jego poczynania obserwowało się ze skraju fotela, a niektóre sposoby wykańczania przeciwników zaskakiwały pomysłowością. Absolutnie niczego w tym filmie nie brakowało, wszystkie elementy dopełniały się idealnie, dzięki czemu „Uprowadzona” jest jednym z najlepszych akcyjniaków minionej dekady.
Idea kręcenia kontynuacji – niezbyt zaskakująca, jeśli weźmiemy pod uwagę metody pracy Luca Bessona – od początku budziła jednak wątpliwości. No bo co, znowu kogoś porwą? I znowu Liam będzie musiał ganiać po mieście, żeby odzyskać członka rodziny? I kto tym razem zostanie porwany – córka, była żona czy może obie naraz (złota zasada sequeli musi wszak obowiązywać)? Przede wszystkim jednak – jak to możliwe, że w jednej rodzinie na przestrzeni kilku lat zdarzą się dwa porwania? To przecież równie prawdopodobne jak spotkanie dwóch niezależnych zamachowców w jednym samolocie. Pomimo tych problemów, Luc Besson stanął na głowie i wpadł na pomysł całkiem zgrabny, choć stary jak samo kino – zemsta.
W prologu „Uprowadzonej 2” poznajemy więc Murada, ojca pamiętnego Marko, którego w pierwszej części Bryan usmażył niczym kiełbaskę. Murad, stojąc nad grobami swoich albańskich pobratymców, poprzysięga krwawą wendettę. Grający tę rolę Rade Serbedzija pochodzi co prawda z Jugosławii, a swoją przemowę wypowiada nie wiedzieć czemu w języku angielskim, ale to nieistotne – ważne, że daje Liamowi Neesonowi pretekst, by po raz kolejny, ku uciesze widowni, zmniejszył populację Albanii o połowę. I choć na papierze brzmi to wszystko naprawdę dobrze, już pierwsze sceny „Uprowadzonej 2” zapowiadają, że obejrzymy widowisko nie tylko wtórne, ale po prostu gorsze – słabiej napisane, nieciekawie zrealizowane i wyraźnie wymuszone względami finansowymi.
Pierwszy akt filmu to konieczna, choć całkowicie oczywista ekspozycja – żona Bryana jest w separacji ze swoim obecnym mężem, co daje bohaterowi Neesona szansę na odbudowanie z nią więzi. Aktorzy wyraźnie się w tych scenach duszą, z lekkim zażenowaniem wypowiadając kwestie, napisane tylko po to, by popchnąć akcję do momentu, w którym przedstawieni w prologu gangsterzy wkroczą do akcji i kogoś porwą. Kiedy to się wreszcie dzieje, widzów czeka niestety kolejny zawód. W „Uprowadzonej” czuło się każdy zadawany przez Neesona cios, krew bryzgała na prawo i lewo, żebra przebijały płuca, a ogromne gwoździe zatapiały się w kolanach handlarzy żywym towarem, przesłuchiwanych przez głównego bohatera. Scen, które podnosiły napięcie, było całe multum, każda cedzona przez usta groźba brzmiała jak realny wyrok śmierci. W „Uprowadzonej 2” Albańczyków nie zabija już Liam Neeson, ale szybki, rwany montaż, nie czuć trzasku gruchotanych kości, nawet pamiętne „listen to me carefully, Kim”, wypowiadane opanowanym głosem aktora, nie robi tak dobrego wrażenia jak wcześniej.
W porównaniu do części pierwszej sequel jest o wiele bardziej zachowawczy, mniej brutalny i prawie zupełnie bezkrwawy. Europejska wersja „jedynki” miała kategorię wiekową R, dzięki czemu nic Bryana nie ograniczało. „Uprowadzoną 2” przygotowano pod kategorię PG13, więc wszystkie sceny walk i strzelanin zostały odpowiednio okrojone w postprodukcji, przez co momentami trudno się zorientować, w jaki sposób giną poszczególne oprychy. Brak tu też scen, które chciałoby się zapamiętać, brak dialogów, które podnosiłyby napięcie, wreszcie brak naprawdę emocjonujących momentów, bo prawie wszystko sprowadza się do mechanicznego odtwarzania motywów, tylko w kilku miejscach wzbogaconych o nowe pomysły. Takim pomysłem – zresztą bardzo dobrym – jest włączenie Kim do akcji ratunkowej. Fajnie zobaczyć, że bierna i głupiutka nastolatka z części pierwszej nieco dojrzała i teraz pomaga ojcu w ratowaniu matki. Scena, w której rozrzuca granaty po całym Istambule, by znaleźć uwięzionego Neesona, jest może nieco absurdalna, ale przynajmniej wywołuje szeroki uśmiech i dodaje filmowi odrobinę znanej z oryginału energii.
„Uprowadzona 2” – wbrew temu, co mogłyby sugerować miażdżące recenzje zza Oceanu – nie jest filmem żenującym, nie irytuje i wydaje się być lepsza niż większość produkowanych przez Bessona sequeli. W porównaniu ze swoim poprzednikiem wypada jednak blado, nie porywa i specjalnie nie angażuje, a potencjał tkwiący w kolejnym starciu głównego bohatera z albańskim gangiem nie został odpowiednio wykorzystany. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Besson pozwoli wreszcie odpocząć blisko 60-letniemu Liamowi Neesonowi i nie będzie go zmuszał do ratowania rodziny po raz trzeci.