UPROWADZONA. Prosty film akcji, który stał się fenomenem
Autorem tekstu jest Szymon Kapela.
Fabuła filmu jest prosta. Rodzice zgadzają się, by ich siedemnastoletnia córka (która, nie wiedzieć czemu, zachowuje się jak 12-latka – radość okazuje skacząc do góry, piszcząc itp.) wyjechała z USA na wakacje do Francji. Tam zostaje porwana. Ojciec wyrusza na ratunek.
Uprowadzona to film akcji i jako taki jest swego rodzaju powrotem do źródeł gatunku. To bardzo wartkie i jednocześnie proste kino, ale nie archaiczne. Fabuła Uprowadzonej przypomina inny klasyk gatunku – Commmando Marka L. Lestera z Arnoldem Schwarzeneggerem. Starszy film opowiadał o komandosie, któremu porwano córkę i ten samotnie wyruszał jej na ratunek. Uprowadzona opowiada właściwie tę samą historię, teoretycznie więc można uznać ją za wtórną. I rzeczywiście jest taka. Film ten jednak ma zaletę, której Commmando nie posiada – dążenie do wiarygodności.
Przede wszystkim: bohater – w żadnym razie nie przypomina słynnego Johna Matrixa – Arnolda. Liam Neeson w roli byłego agenta CIA poszukującego córki jest zaskoczeniem, gdyż aktor ten w żaden sposób nie kojarzył się z kinem akcji. Okazuje się to dodatkowym atutem filmu tym bardziej, że sam Neeson jako agent z miejsca przekonuje. Nikt nie spodziewa się po nim wyczynów na miarę Jasona Bourne’a, a jak się okaże, ten niewiele mu ustępuje. Córka zostaje porwana, czas ucieka, a bohater nie daje sobie nawet chwili wytchnienia. Odnosi się wrażenie, że nie ma nawet czasu spojrzeć na zegarek. Poszukiwania córki idą mu zaskakująco gładko właśnie dlatego, że nikt nie spodziewa się interwencji tak szybko. Bohater liczy trochę na element zaskoczenia, wywołuje prowokacje, licząc na jakiś przypadek, zbieg okoliczności. Los okazuje się łaskawy. Porywacze byli niezdarni, pozostawili po sobie wystarczającą liczbę tropów, które bohater skrzętnie wyłuskuje i stopniowo dociera do źródła zła. Zachwieje jego posadami. Wszystko po to, by odzyskać dziecko.
Film jest tak prosty, jak prości są bohaterowie. Nie ma miejsca i czasu na niuanse. Córka jest ładna, dobra i niewinna. Warta ocalenia. Jej koleżanka, z którą wybrała się do Europy, już taka niewinna nie jest. Szuka przygody i znajduje ją. Też zostaje porwana, ale jej tata niestety nie był agentem CIA i nie przybędzie jej na pomoc. Matka tytułowej uprowadzonej rozwiodła się z bohaterem właśnie z powodu jego pracy i nieustannej nieobecności w domu. Ponownie wyszła za mąż, za bardzo zamożnego człowieka, i stara się być dla byłego męża tak oschła, jak to tylko możliwe (gra ją na jednej nucie Famke Janssen, ale nie może inaczej, bo tak każe scenariusz). Kobieta wie, że w sytuacji zagrożenia nie może polegać na nowym partnerze. Prosi (choć nie musi prosić) o pomoc byłego męża i otrzymuje ją. Są jeszcze czarne charaktery. Źli są źli i już. Nie mają imion. Wszyscy są mniej więcej tacy sami. Smagli, ponurzy, źle im z oczu patrzy. Uzbrojeni po zęby. Są też przedstawiciele prawa we Francji. Nieporadni, niezdolni do oporu przeciwko złu. Skorumpowani. Słabi.
Wszystko to było na ekranie i to po wielokroć. W Europie obraz odniósł umiarkowany sukces (inna sprawa, że pokazuje ją w jednoznacznie złym świetle, jako siedlisko zepsucia i degrengolady moralnej, ale o tym widz przed seansem wiedzieć nie może). Niespodziewanie jednak w USA film odbił się szerokim echem. Okazał się przebojem do tego stopnia, że już zapadła decyzja o realizacji kontynuacji. I pomyśleć, że to właśnie Amerykanie długo powstrzymywali się przed wyświetlaniem filmu w kinach.
Skąd wziął się fenomen Uprowadzonej? Magnesem nie mógł być Liam Neeson, nie grający dotychczas w tego typu filmach. Powody są inne. Pierwszym jest prostota i przejrzystość konstrukcji scenariusza, w którym nie ma miejsca na żadne wielkie teorie spiskowe. Ten film jest dokładnie o tym, o czym chce być. O ocaleniu życia i niewinności porwanej córki. Drugim powodem jest zaskakująca, jak na tak ograny temat, świeżość realizacji. Film pochodzi ze stajni Luca Bessona, a to nie gwarantuje niestety niczego dobrego. Nie gwarantuje nawet dobrej rozrywki, m.in. dlatego właśnie Amerykanie odrzucają jego kino. Jako nieznośnie plastikowe, tandetne, kiczowate, kompletnie niewiarygodne i głupie. Tymczasem Uprowadzona w żaden sposób nie przypomina wcześniejszych półproduktów Francuza. Reżyser Pierre Morel uczynił wiele, by jego film wyglądał profesjonalnie, przy tym w żadnym razie nie otarł się o tandetę, fałsz, groteskę i fantastykę, tak typowe dla kolejnych części Taxi, czy Transporterów. Przyświeca mu nadrzędny cel: dbałość o logikę i porządek przyczynowo-skutkowy, a to zupełna nowość w produkcji Bessona.
Widocznie widzowie stęsknili się za kinem akcji, w którym dbano o te atrybuty. Zatęsknili za porządną reżyserską robotą. Nie musi to być nawet wielce oryginalne. Mogą po raz kolejny obejrzeć historię, którą już znają. Nie ma to dla nich znaczenia, dopóki jest wiarygodna. Chcą śledzić losy autentycznych bohaterów, w których wierzą. Morelowi ta sztuka się udała.
W latach 90. na okładkach kaset video często widniał wyświechtany napis: “film pełen akcji i napięcia”. Dla znawcy kina gatunku oczywiste było, że skoro ten napis na pudełku widnieje, to trzeba ten film omijać z daleka, bo owych atrybutów film nie posiada. W przypadku wydania DVD Uprowadzonej taki napis byłby w pełni uzasadniony. Tylko czy dziś ktoś w ten slogan uwierzy?
Tekst z archiwum film.org.pl (15.04.2011).