Tydzień z Nolanem – BATMAN – POCZĄTEK
Maciej Niedźwiedzki
Nie uważam, by Batman Begins był aż tak radykalnym odświeżeniem tego uniwersum, jak powszechnie się przyjmuje. Pod względem estetycznym Nolan nie oddalił się tak bardzo od wybornej wizji Tima Burtona. Narrows, na którego obszarze rozgrywają się najważniejsze wydarzenia, bez problemu wpisałoby się w świat stworzony w Batmanie z 1989. To dzielnica również spowita przez dym, parującą kanalizację, mgłę i baśniowy mrok. To świat wyciągnięty rodem z najmroczniejszych zakątków głowy twórcy Soku z żuka. Batman – Początek jest niewątpliwie najlepiej sfotografowaną częścią całej trylogii, o najbardziej złożonym i pomysłowym świecie – nieanonimowym jak w przypadku dwóch kolejnych odsłon. W nim też znajduje się jedna z moich ulubionych scen w dorobku Christophera Nolana. Mam na myśli tę, gdy Batman frunie przez Narrows, w tle brzmi podniosła muzyka Hansa Zimmera, a w oczach oszalałego tłumu Mroczny Rycerz przemienia się w demona. Na takiego Batmana zasługujemy. Oczywiście nie obyło się bez potknięć i scenariuszowych skrótów. Nie znoszę choćby momentu, gdy „ni z gruchy, ni z pietruchy” pojawia się EMITER MIKROFALI. Nie lubię też Katie Holmes, która nie zrozumiała tej konwencji i chyba nie do końca wiedziała, w czym bierze udział. Poza tym cenię ten film i nawet często do niego wracam. Trzy schodki niżej od pierwszego Batmana z Michaelem Keatonem w roli głównej. 7/10
Szymon Pajdak
Może nie jest to najlepszy film z Batmanem, ale z całą pewnością jest to najlepsza produkcja traktująca o Mrocznym Rycerzu. Nolan wziął na tapetę ikonę, bohatera, który po wybrykach Schumachera potrzebował nowego początku i stworzył coś naprawdę wielkiego. Sprawił, że mogłem uwierzyć w to, że gdzieś tam w USA jest takie miasto jak Gotham, po którym biega facet przebrany za nietoperza. Urealnił całą opowieść i genezę Batmana, wyjaśnił, dlaczego bohater może latać, skąd bierze strój i jego elementy, nawet jego pojazd z niepraktycznej limuzyny przerodził się w czołg, którym można rozwalać ściany i burzyć mosty. Można przyczepić się do growlingu Bale’a, można narzekać na drewnianą Katie Holmes i dziury logiczne, ale nie sposób odmówić Nolanowi tego, że spróbował czegoś nowego i wyszedł z tego obronną ręką. 9/10
Jan Dąbrowski
Bardzo dobra i jak najbardziej udana próba odświeżenia tematu. Mroczniejsze kino, korespondujące z komiksowym pierwowzorem, lecz pozbawione groteski i trykociarstwa. Batman na miarę czasów. Skrupulatnie i wnikliwie zobrazowano to, co zawsze intryguje, czyli początki bohatera. Nolan odkurzył i przepuścił legendę przez swoją wrażliwość, odział go w bojowy pancerz, spustoszył psychikę i wysłał do najplugawszego miasta – Gotham. Wszystko to jest oczywiste dla czytelnika komiksu, lecz patrząc na poprzednie ekranizacje, jedynie Burton zbliżył się do tych realiów. Nastąpiło coś w rodzaju wskrzeszenia mitu. Bardzo dobra muzyka (odważny krok, ponieważ zrezygnowano z motywu przewodniego poprzednich filmów i seriali), dużo dobrych pomysłów, doborowa obsada. Szkoda, że zabrakło głównego antagonisty (Fallon, Ra’s al Ghul, Scarecrow – sporo jak na jeden film), poza tym mowa Batmana jest przykra w odbiorze (w dobie nowoczesnych technologii zamontowanie syntezatora głosu w zbroi powinno być do zrobienia). Bardzo dobry początek dość nierównej, lecz potrzebnej trylogii. 7/10
Rafał Oświeciński
W momencie premiery odświeżonego Batmana miałem z nim nie lada kłopot. Nowe spojrzenie na tę postać, nadanie jej kompletnie nowego, realistycznego rysu, pozbawienie jej tandetnego oblicza komiksowego, do którego kino przyzwyczaiło w latach 90. – to wzbudziło emocje, intrygowało, w pewnych momentach nawet zachwycało. Człowiek-nietoperz jako rasowe kino akcji z niewielkim sztafażem sf? Trudno powiedzieć, że to wielka innowacja, niemniej na pewno odważna droga, tym bardziej, że oczekiwania wobec Batmana były wielkie, wszak każdy pamiętał o arcydziełach Burtona. I udało się zaskoczyć. Jednak typowy komiksowy smrodek pozostał – lekko tandetne motywacje bohaterów i fabularna skrótowość powodowały pewien dysonans: z jednej strony film przekracza konwencję, z drugiej tkwi w niej po uszy. Czy to wada? Przyznam szczerze, że wówczas, 10 lat temu, na pewno w ten sposób oceniałem Początek. Dzisiaj, po zapoznaniu się z Nolanowską trylogią, po powolnym i konsekwentnym wsiąkaniu w świat Marvela, komiks na ekranie ma zupełnie nowe właściwości – pozostaje wierny obrazkom, także w sferze emocjonalnej, a jednocześnie stara się sięgać po najlepsze wzorce klasycznych gatunków, narzucić nową, innowacyjną formę, nie zapominając o opowiadaniu po prostu dobrych historii. Pierwszy film Nolana o Batmanie jest właśnie taki, choć do ideału – jakim stał się Mroczny Rycerz – trochę mu zabrakło. 7/10
Krzysztof Walecki
Nolan był cokolwiek intrygującym wyborem na reżysera nowego filmu o przygodach Człowieka Nietoperza. Z sukcesami na koncie, ale bez doświadczenia przy pracy nad superprodukcją jego Batman – Początek mógł być równie bolesnym zawodem, co wcześniejszy Batman i Robin, lecz całkiem innego sortu. Na szczęście nie doszło do katastrofy. Pierwsza część Nolanowskiej trylogii odznacza się nieco bardziej realistycznym podejściem do tematu (co nie przeszkodziło wprowadzić do fabuły zastępu wojowników ninja) i rzekomo pogłębionym portretem psychologicznym Bruce’a Wayne’a (osobiście sądzę, że Tim Burton lepiej to zrobił). Najważniejsze jednak, że widzom nowy Batman bardzo przypadł do gustu – obecnie cykl Nolana o Mrocznym Rycerzu uważany jest za znaczący dla ekranizacji komiksowych, zaś część środkowa traktowana za jeden z najlepszych filmów komiksowych w historii kina.
Czy Batman – Początek można uznać za punkt zwrotny w karierze Nolana? Jak najbardziej. Reżyser Śledząc odchodzi od skromnego kina na rzecz superprodukcji, w których gatunkowo rządzi fantastyka. Czy robi się tym samym mniej ambitnym, mniej wymagającym twórcą? Nie do końca. Batman – Początek rzeczywiście wypada blado na tle nie tylko Memento, ale i późniejszych Mrocznego Rycerza i Incepcji, lecz jako widowisko sprawdza się bardzo dobrze. Stylistycznie różni się od dwóch następnych części, a Christian Bale nie jest moim ulubionym Batmanem, ale lubię wracać do tego filmu. Czuć przygodę i świeżość, które gdzieś się ulatniają w kontynuacjach. 7/10
Filip Jalowski
O Nolanowską trylogię stoczono już niejedną batalię, chociażby dlatego nie można jej ignorować. Jednym z głównych frontów walki pomiędzy jej zwolennikami, a przeciwnikami jest ten, który powstaje w momencie zestawienia ze sobą wizji Nolana oraz Burtona. W moim odczuciu, już na tym poziomie mamy do czynienia z błędnym rozumowaniem. Sama postać Batmana nie wystarcza do tego, aby oceniać opowiadające o nim filmy w oparciu o te same kategorie – nie tędy droga. Należy uznać odrębność wizji, które – i tu bez dwóch zdań – są od siebie zupełnie różne. W Początku Nolan rozpoczyna w zasadzie nową kinową modę. Podchodzenie do postaci komiksowych, czy też wpisanych w ściśle określone ramy (chociażby Bond) w sposób możliwie najbardziej realistyczny, usuwający fantastykę na margines. Czy jest to droga słuszna? Tu odpowiedź nie jest jednoznaczna, niemniej uważam, że jest to często powtarzane, ale nie do końca dobrze postawione pytanie. Droga obrana przez Nolana była w owym czasie przede wszystkim oryginalna, reżyser szedł pod prąd. Początek odświeżył sposób podejścia do bohaterów popkultury, na których wciąż spoglądano z lekko ironicznym uśmieszkiem. Pierwsza część trylogii ma oczywiście trochę wad – bohaterowie pojawiający się w filmie wciąż mogą wydawać się odrobinę jednowymiarowi, a próba zachowania grobowej powagi może doprowadzać do niezamierzonych uśmiechów wśród widowni. Nie zmienia to jednak faktu, że film Nolana jest spojrzeniem świeżym i potrzebnym. Gdyby nie Początek rewolucja w świecie tego typu filmów nadeszłaby zapewne znacznie później. 7/10