search
REKLAMA
Recenzje

SKLEPIK Z HORRORAMI. Szalona groza z lat 80.

„Sklepik z horrorami” z 1986 roku jest remakiem produkcji Charlesa B. Griffitha i Rogera Cormana, nakręconej w 1960.

Odys Korczyński

19 marca 2025

REKLAMA

Sklepik z horrorami z 1986 roku jest remakiem produkcji Charlesa B. Griffitha i Rogera Cormana, nakręconej w 1960. Amerykanie lubią remaki. Znane europejskie tytuły padają nieraz ofiarą tej polityki, ale i na rodzimym poletku Hollywood kopiuje samo siebie z różnym skutkiem. Nie zawsze jednak to złe podejście, chociaż wydaje się, że nazbyt wiele ułatwia. W przypadku Sklepiku z horrorami Frank Oz zdecydował się na mocny eksperyment z formą, co dla wielu fanów starszej wersji może nie być łatwe do przejścia, jednak przy takiej obsadzie? A w filmie zagrało wielu znanych aktorów. Rick Moranis nie jest wśród nich na czele. Steve Martin, Jim Belushi, John Candy, Bill Murray, Ellen Greene, to są dopiero nazwiska. Moranis może i dzisiaj mógłby być wśród nich, gdyby się nie wycofał z regularnego aktorstwa. Niemniej gra główną rolę, a to w jego karierze się rzadko zdarzało, tym bardziej polecam Sklepik z horrorami, nawet jeśli to musical.

No właśnie, musical i to o znaczącym budżecie, bo na realizację poszło 25 milionów dolarów. I to widać po efektach specjalnych oraz scenografii. Tak więc Frank Oz w swoim remake’u Sklepiku z horrorami wyciągnął tę produkcję z otchłani filmów klasy B i C w stylu, jaki charakteryzował Rogera Cormana na trochę wyższy poziom i wcale nie odebrał mu „duszy”. Opakował grozę jednak w specyficzną narrację, której źródło tkwi w tragedii greckiej. Prócz śpiewających aktorów w fabule jest chór składający się z trójki świetnych głosowo Afroamerykanek, które sporo opowiadają o bohaterach, jak również komentują wydarzenia. I sam się dziwię, ale ten zabieg podziałał na mój odbiór produkcji całkiem pozytywnie, a przecież nie cierpię musicali. Widać, że reżyser jest więc profesjonalistą, który nie boi się kopiować i przetwarzać motywów ze starszych filmów, i nie mam tu na myśli wersji Sklepiku z horrorami z 1960 roku. Jeśli wam wpadnie ona w ręce, koniecznie obejrzyjcie i porównajcie z tą nakręconą w 1986 roku. Estetyczna różnica będzie ewidentna, ale zobaczycie, jak musical sam w sobie się przez te lata zmienił i jak wpływa na tempo akcji oraz na odczuwanie grozy. I mam nadzieję, że odpowiedzi wcale nie będą takie oczywiste. Po seansach tych filmów inaczej będziecie patrzeć na rosiczki z Leroy Merlin.

Bohaterem Sklepiku z horrorami jest z pozoru niewinny, prostolinijny i życiowo niezaradny Seymour Krelborn (Rick Moranis). Pracuje w podupadającym sklepie z kwiatami. Tak się jednak składa, że kiedyś zakupił roślinę u chińskiego sprzedawcy, która okazuje się szansą dla chylącej się ku upadkowi kwiaciarni. Ustawiona na wystawie, ściąga klientów, a sklepik zaczyna nowe biznesowe życie. Jest jednak problem – przypadkiem okazuje się, że roślinka lubi krew, a właściwie jest to jej podstawowe pożywienie. Szybko dorasta, zaczyna mówić i zmusza swojego właściciela do zdobywania dla siebie jedzenia. A musi to być świeże, jeszcze ciepłe, krwiste mięso – najlepiej z ludzi. Skryty w sobie Seymour staje się więc partnerem w zbrodni dla przerośniętej rosiczki, co wywołuję lawinę nietypowych wydarzeń. Cała ta historia przyozdobiona jest mnóstwem piosenek, ale i epizodycznie występujących postaci, które są abstrakcyjne, dowcipne i straszne same w sobie. Steve Martin jako dentysta o sadystycznych skłonnościach. Bill Murray jako masochista. Ellen Greene jako kobieta o mentalności ofiary. I wiele innych charakterów, które pamięta się i tylko czasem żałuje, że nie zostały mocniej zaakcentowane, bo jednak ich emocjonalny przekaz jest osłabiony przez musicalową formę narracji. Niemniej zakończenie, przynajmniej to w wersji reżyserskiej, robi wrażenie, nawet jak na musical. Roślinka staje się masowym zabójcą, a także wspina się na… I to jest właśnie jeden z tych motywów, znanych w filmie. Jeśli więc uda wam się obejrzeć Sklepik z horrorami, zwróćcie uwagę, czy jest to wersja rozszerzona, czy kinowa, bo ta druga ma nad wyraz słodkie, typowo musicalowe zakończenie. Ta pierwsza zaś nawiązuje o wiele bardziej do kilkudziesięcioletniej tradycji horrorów Rogera Cormana. Podpowiem wam jedną rzecz – nawet jeśli znajdziecie tę cukierkową wersję kinową, możecie chociaż znaleźć samo zakończenie reżyserskie. Mało jest takich filmów w kinie, których director’s cut aż tak różni się od wersji krótszej, a tak ma właśnie Sklepik z horrorami.

Abstrahując od musicalowej formy, ilości grozy oraz zakończenia, film Franka Oza ma jeszcze drugą twarz, tę krytyczną, gorzką oraz w pewnym sensie wychowawczą. Widać ją już od pierwszych minut, gdy pojawia się bardzo plastyczny, brudny świat dzielnicy, w której umiejscowiona jest kwiaciarnia. Wtedy po raz pierwszy słychać chór trzech dziewczyn. Opowiadają one widzom historię o zatrważająco głęboko zrośniętej ze światem społecznej nierówności, zmowy konwenansu, którą nie sposób zerwać, jakby była żelazną zasłoną. Za nią dosłownie giną niewinni. Jedynym wyjściem, żeby ich ocalić, jest rewolucja, a właśnie owa krwiożercza roślina jest jej narzędziem. Celem zaś rewolucji jest w przypadku ludzkiego gatunku całkowita zagłada. Nie ma innego wyjścia. W Sklepiku z horrorami za darmo dostępny jest właśnie ten najcenniejszy towar, jakim jest apokalipsa.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA