SAFE HOUSE (2012)
Autorem tekstu jest Andrzej Tomaszewski.
Wstyd mi się przyznać, ale rzadko chodzę do kina. Może to dlatego, że wiele razy zawiodłem się na filmie, którego zwiastun rokował przynajmniej dobrą produkcję, a w rezultacie była to klapa, która powinna zostać przeznaczona od razu na rynek DVD. Ograniczyłem moje wypady przed duży ekran tylko do filmów z aktorami, którzy nigdy nie naruszyli mojego zaufania. Mówi się, że nawet najlepsi miewają wpadki, w tym przypadku nie przypominam sobie ani jednej. Od 2002 roku i dramatu John Q uczęszczam na filmy z Denzelem Washingtonem regularnie. Miałem przyjemność obejrzeć między innymi takie smaczki jak Deja Vu, Metro strachu, Księgę ocalenia czy doskonałego pod każdym względem Amerykańskiego gangstera.
Nadszedł rok 2012, a wraz z nim trailer nowej produkcji zatytułowanej Safe House, w reżyserii Daniela Espinosy, człowieka, który ma na swoim koncie tylko kilka projektów. Trailer zapowiadał solidne kino akcji, mimo to podszedłem do mało znanego reżysera z dystansem i nie byłem do końca pewien, czego mogę się spodziewać. Moją ciekawość i chęć obejrzenia filmu podsyciła informacja, że zarobił on już 100 milionów dolarów. Wyprzedził tym samym w box-office kilka moich ulubionych produkcji z Washingtonem. Może i nie ma co się sugerować zarobkami poszczególnych tytułów, ale przez to, co zobaczyłem, moje oczekiwania wzrosły wraz z wysokością stawianej przeze mnie poprzeczki. Czy Safe House udowodnił, że zasługuje na miano lepszego od Malcolma X, Dnia próby czy Człowieka w ogniu?
Film opowiada o zdrajcy, który jest najgroźniejszym wrogiem amerykańskiego wywiadu i byłym oficerem CIA – Tobinie Froście, żywej legendzie (w tej roli D. Washington), który zostaje pojmany przez agentów i przewieziony do tytułowej kryjówki prowadzonej przez Matta Westona (Ryan Reynolds). Jak się szybko okazuje, nie tylko wywiad chce dopaść i wydobyć informacje od Frosta… Autorem scenariusza jest David Guggenheim, wcześniej odpowiedzialny za reżyserię serialu Ostry dyżur. W obsadzie oprócz wyżej wymienionego Denzela Washingtona w głównej roli znalazł się również młodszy stażem Ryan Reynolds, znany widzom między innymi z komedii Wieczny student czy thrillera Pogrzebany. Dalej obsadzona została Vera Farmiga (Kod nieśmiertelności), Brendan Gleeson (Sposób na gangstera) oraz Sam Shepard (Raport Pelikana).
Film jako całość wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie, ale nie miał tego “czegoś” co popchnęłoby mnie do ponownego wybrania się na seans, tak jak to miało miejsce w przypadku chociażby Deja Vu Tony’ego Scotta, filmu, dla którego odwiedziłem kino trzy razy, a potem z wielką chęcią wybrałem się do marketu, żeby kupić oryginał na DVD. Safe House nie przeskoczył poprzeczki, którą mu ustawiłem, jak się okazuje, za wysoko, co wcale nie znaczy, że film był zły. Trudno jest mi szukać wad i niedociągnięć, film wydaje się być bezbłędny, bo Safe House to solidne kino akcji na najwyższym poziomie.
O ile wysokiego kunsztu gry aktorskiej Denzela byłem pewien jak w banku, o tyle do młodszego Ryana Reynoldsa miałem pewne wątpliwości. Zastanawiałem się, czy podoła i wzniesie się na wyżyny aktorstwa, dorównując staremu wyjadaczowi. Napiszę krótko – dał radę i moje niedowierzanie odpływało wraz z kolejnymi przypływami fenomenalnie zrealizowanych scen pościgów i strzelanin przeplatanych dialogami i świetną grą aktorską dwóch głównych bohaterów i nie tylko. Warto wspomnieć o Brendanie Gleesonie, który wcielając się w Davida Barlowa również prezentuje wysoki poziom aktorski.
Z początku fabuła wydawała mi się przewidywalna i nudna. Oglądając film pomyślałem sobie, że zapowiada się kolejna gonitwa i strzelanina w stylu Seagala, tylko że ze świetną obsadą, która ma pojęcie o tym co robi. Temat ucieczki i pliku z danymi, które nie mogą wypłynąć z wielu powodów, był drążony już dziesiątki razy i w pewnym momencie przestałem się skupiać na filmie. Wróciłem dość szybko, ponieważ zwroty akcji zaskakiwały, a sceny realizowane z olbrzymią dynamiką i genialnymi efektami specjalnymi oraz dźwiękowymi wprowadzały w trans. Aż się nasuwała myśl: “to się nazywa akcja na najwyższym poziomie”. Scenariusz mimo pierwszego złego wrażenia okazał się być na całe szczęście zaskakujący, ciekawy i intrygujący. Odpowiedzialny za muzykę Ramin Djawadi (Iron Man) spisał się na medal, tworząc ścieżkę dźwiękową, która wraz z obrazem buduje jedną spójną całość.
Podsumowując, film zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Jest to mocne kino sensacyjne z rewelacyjną grą aktorską i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Uważam, że warto było pójść do kina na seans i każdemu to polecam. W porównaniu z innymi produkcjami, w których wystąpił Denzel Washington, Safe House lokuję w pierwszej dziesiątce. Szkoda, że film nie porwał mnie tak, jak kilka innych tytułów i nie jest jednym z tych filmów, które można oglądać w nieskończoność, mimo to uważam, że to obowiązkowa pozycja dla fanów kina.
Tekst z archiwum film.org.pl (06.03.2011).