RIDE OR DIE. Infantylna Thelma, histeryczna Louise
Nie wiem, czego oczekiwałem od Ride or Die – nawet ten tytuł sugeruje coś zupełnie innego niż to, czego produkcja Netfliksa dostarcza na ekranie. Film Ryuichiego Hirokiego to bowiem nie opowieść o japońskim gangu motocyklowym, ale historia dwóch zakochanych w sobie kobiet, które z łatwością potrafią zaplanować i dokonać morderstwa, ale mają problem z wyznaniem sobie miłości…
Ryuichi Hiroki to jeden z wielu japońskich reżyserów, którzy zaczynali w nurcie kina erotycznego pinku eiga. W latach 80. specjalizował się w historiach związków homoseksualnych. Później Hiroki wszedł do nurtu kina mainstreamowego, nie rezygnując jednak z odważnych historii skupionych wokół życia seksualnego współczesnych Japończyków. Ride or Die to przedłużenie wątków, które Hiroki porusza w swojej twórczości niemal od zawsze. Zrealizowany dla Netfliksa thriller erotyczny opowiada o Rei Nagasawie (Kiko Mizuhara) i Nanae Shinodzie (Honami Satô), dwóch kobietach znających się od czasów liceum. Należą do dwóch różnych światów – pochodząca z bogatej rodziny Rei jest chirurgiem plastycznym i od dłuższego czasu żyje w związku z kobietą, zaś uboga niegdyś Nanae dziś jest żoną zamożnego, ale znęcającego się nad nią biznesmena. Gdy kobiety spotykają się po latach, płomienne, choć niespełnione uczucie z lat szkolnych ożywa, a spoiwem ich relacji staje się zaplanowana wspólnie zbrodnia.
Coś, co na papierze brzmi jak lesbijska wersja Thelmy i Louise z Japonii, bardzo szybko zamienia się w histeryczno-łzawy filmowy chaos. Film Hirokiego ma absurdalnie długi – jak na tego typu historię – metraż, bowiem trwa aż 140 minut; głównie dlatego, że bohaterki raz po raz kłócą się i godzą, fundując sobie i widzom prawdziwą sinusoidę wrażeń i uczuć. Ten emocjonalny ping-pong bardzo szybko przynosi znużenie i choć można być zainteresowanym losami bohaterek – w końcu to historia kryminalna! – to nie sposób nie być poirytowanym zachowaniem Rei i Nanae. O ile jeszcze zrozumiały jest absolutny brak logiki w ich zachowaniu, bo przecież po raz pierwszy znajdują się “na gigancie”, o tyle zupełnie niezrozumiałe są ich wzajemne relacje. Ride or Die opowiada o kobietach blisko 30-letnich, które jednak w emocjonalnym rozwoju zatrzymały się chyba na etapie liceum, gdzie zaczęła się ich znajomość. Oparty na mandze Gunjō film Hirokiego uderza infantylnością w podejmowaniu tematu homoseksualizmu – kobiety rozmawiają o byciu lesbijką w koszmarnie sztuczny sposób, w warstwie dialogowej nie ma choćby krztyny autentyzmu. I choć Honami Satô oraz Kiko Mizuhara (która w zeszłym roku zagrała świetną rolę w Arystokratach Yukiko Sode) starają się jak mogą, nie są w stanie nadać charakteru i powagi swoim koślawym bohaterkom. Za każdym razem, gdy wydaje się, że postacie Rei i Nanae zaczynają nabierać kształtu i osobowości, następuje scena niepotrzebnej i z niczego nie wynikającej histerii, która wszystko niweczy.
Nie znam wcześniejszej twórczości Ryuichiego Hirokiego, ale jeśli jest na podobnym poziomie “wnikliwości” co Ride or Die, to raczej nie mam ochoty jej poznawać. Zrealizowany przez niego dla Netfliksa tytuł to produkt filmopodobny, w którym bohaterki szarpią się ze sobą i z rzeczywistością, a ich emocjonalnym perypetiom brakuje autentyzmu. Szkoda, bo to mogło być naprawdę dobre kino drogi, mówiące trochę więcej o wyzwaniach stojących przed młodymi homoseksualnymi kobietami we współczesnej Japonii. Zamiast tego otrzymaliśmy filmowy koszmarek pełen infantylizmów i kłujących w uszy dialogów, z zaledwie kilkoma zapadającymi pamięć scenami, dużą dawką odważnej erotyki i porządnym aktorstwem, które jednak nie potrafiło nadać sensu artystycznej porażce Hirokiego.