LEGO® Przygoda
Dawno, dawno temu, jako parozębny szkrab, uraczony zostałem przez dziadka niepozornym tekturowym pudełkiem. Kolorowe opakowanie zdecydowanie zachęcało do zaznajomienia się z zawartością podarunku, co też bezzwłocznie uczyniłem. Po bezceremonialnym otwarciu prezentu, oczom moim ukazały się niepozorne klocki ze śmiesznymi wypustkami. Wówczas nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, ile radości dostarczą mi wspomniane kolorowe elementy… Przez wiele roboczogodzin spędzonych na zabawie z LEGO, do plastikowego życia powołane zostały rozmaite budowle o przedziwnych kształtach, ucieleśniające nieposkromioną wyobraźnię dziecka. Tak, duńskie klocki stanowiły esencję dzieciństwa tak mojego, jak i wielu innych nieletnich. Minęły lata, a zakurzone graniastosłupy spoczęły na dnie obskurnej piwnicy. Teraz zaś ja sam jestem dziadkiem i… zaraz, do wieku emerytalnego mi jeszcze trochę brakuje, niemniej LEGO faktycznie pozostały nietknięte… do czasu.
Duńska marka co rusz zahaczała o grunt gier video, poczynając od średnio-kiepskich pozycji choćby na poczciwe Playstation i GameBoy’a, kończąc zaś na bardzo miodnych przygodówkach opartych na znanych i lubianych licencjach (“Gwiezdne wojny”, “Piraci z Karaibów”…). Gdzieś tam w tle mignęły co prawda filmy skierowane prosto na rynek DVD z kanciastymi ludzikami w rolach głównych, niemniej klockom LEGO nie było dane zagościć na dużym ekranie przez długi czas. Rok 2014 rozpoczął się jednak od szturmu sal kinowych dokonanego przez plastikowe postacie, co zwiastować może tylko jedno – dla starszych powrót do czasów dzieciństwa, zaś dla młodszych pociech masę dobrej zabawy.
Dobroduszny Emmet to przeciętny, niczym nie wyróżniający się mieszkaniec krainy LEGO. Plastikowa figurka zaczyna każdy dzień z uśmiechem na ustach, stosując się do wskazówek wyłuszczonych w stosownym poradniku. Kilka skłonów, szybki prysznic i wybór stroju to codzienne czynności, które bohater powtarza każdego dnia niczym mantrę. Etat w pracy jest równie nieinteresujący, obejmując typową pracę fizyczną na budowie przy akompaniamencie podnoszącej na duchu piosenki… śpiewanej do oporu. Nic nie zapowiada zmian w rutynie Emmeta, przepełnionej ciągłą powtórką z rozrywki. Gdy jednak pospolity robotnik znajduje przypadkowo Klocek Przeznaczenia, okazuje się, iż Emmet jest stworzony do czegoś więcej niż machanie łopatą – kwadratowy bohater ma bowiem zostać zbawcą klockowego świata. W niewiarygodną przepowiednię nie wierzą jednak architekci, mający wspomóc Emmeta w oswobodzeniu świata. Ja bowiem pokładać wiarę w osobie, która nie potrafi w sensowny sposób sklecić do przysłowiowej kupy paru elementów? Niestety, prawdopodobnie sympatyczny ciamajda jest jedyną nadzieją plastikowego świata…
“LEGO® PRZYGODA” to nieustanna jazda bez trzymanki, przepełnioną pędzącą z zawrotną prędkością akcją, żarcikami wplecionymi do kwestii wypowiadanych przez ludziki oraz niespotykaną dotąd zabawą konwencją. W magicznym świecie klocków, wszystkie chwyty są bowiem dozwolone, z czego skrzętnie korzystają scenarzyści produkcji. Bohaterowie w jednej scenie mkną cudacznym motocyklem przez autostrady, by w mgnieniu oka przekształcić rzeczony pojazd w twór na kształt samolotu, prując w przestworzach niczym ptak. Zawrotne tempo wydarzeń ma swój urok, niemniej sporo elementów wydaje się być wrzuconych na zasadzie “im więcej, tym lepiej”, niczym do kotła z zalewajką. Emmet wraz z ekipą wciela w życie nawet najbardziej absurdalne pomysły, w pewnym momencie używając do rozwiązania palącego problemu głowy… dosłownie.
Jednym z najmocniejszych punktów bajki jest zdecydowanie strona wizualna, ciesząca oko pieczołowicie odzwierciedloną magią niepozornych klocków. Godne pochwały jest przywiązanie do najmniejszych detali, przejawiające się choćby w rewelacyjnie wykonanej wodzie (multum pojedynczych klocków zalewających ekran robi wrażenie) czy odzwierciedleniu ognia za pomocą… czerwonych przezroczystych elementów w kształcie płomieni właśnie, doskonale znanych osobom mającym bliższy romans z LEGO. Twórcom udało się również wprowadzić różnorodność krajobrazu poprzez rzucanie Emmeta i jego wesołej gromadki po odmiennych krainach opartych na tematycznych zestawach sprzedawanych w sklepach. Fajtłapowaty ludek zaliczy zatem występ w zaplutej kowbojskiej spelunie, zawita na chwilę w lasach Międzyziemia jak również zaszczyci swą obecnością świat supersłodkich istot, którym słowa “zło” i “agresja” są równie obce, co i pojęcie godnej emerytury typowemu Polakowi.
Jak na tak ogromną markę będącą w komitywie z wieloma znanymi licencjami (wspomniani “Piraci z Karaibów” i gro innych), “LEGO® PRZYGODA” zawodzi nieco na polu gościnnych występów znanych postaci. Oczywiście w tle migną co poniektórzy członkowie The Justice League (choćby Pan z wielkim “S” na klacie i rozdwojeniem jaźni), na chwilę pojawi się również sam Gandalf, niemniej przez większą część seansu najbardziej znanym klockiem w ekipie jest Batman. Pomimo pokaźnego franczyzowego zaplecza, sporo żartów skierowanych jest raczej do młodszej widowni, zaś w wiele kultowych elementów popkultury aż się prosiło o lepsze wykorzystanie (ot, gdzieś np. można było wpleść miecz świetlny). Zapewne dzieci śmieszyć będzie slapstickowy humor oparty na wielokrotnych upadkach Emmeta czy odbijaniu się od ścian niczym bila w pinballu, jednak ja osobiście jestem już zbyt starym koniem, by rżeć z tego typu żartów. Na szczęście w dialogach raz po raz udało się przerzucić parę tekstów dla starszych odbiorców (vide: Batman pracujący “na czarno”), jednak widać, iż docelową widownią bajki były młodsze pociechy, co zresztą nie zaskakuje.
Nowi bohaterowie wymyślenia na potrzeby filmu to istna galeria indywiduów. Poza przeciętnym do bólu zębów Emmetem oraz główną heroiną o fryzurze emo, na drugim planie ciekawie wypada ludek o wielce wymownej ksywie “Dobry/zły glina”, stanowiący parodię wyświechtanego motywu z filmów o duecie twardych gliniarzy. Mentor głównego bohatera zaś to lekko postrzelony mędrzec, przypominający mocno postrzelonego Gandalfa. Poza Lordem Biznesem będącym szwarccharakterem oraz jawną parodią Dartha Vadera oraz Batmanem, komicznie wypada również licencjonowana Kicia Rożek ze “sweetaśnej” krainy wiecznego szczęścia. Słodziutkie połączenie kota z jednorożcem tryska optymizmem i humorem, ku uciesze widza.
Ogólnie rzecz biorąc, przepełniony szaleńczymi akcjami i dziecinnym humorem seans byłby rozczarował dojrzalszego kinomana, gdyby nie świetny twist fabularny zaoferowany przez twórców w końcowych minutach filmu. Zwrot jaki nieoczekiwanie przyjmuje fabuła to typowe pukanie w czwartą ścianę, czyli pokrótce zacieranie granicy między widzem a kinowym obrazem. To właśnie wspomniany element okazał się niezwykłą niespodzianką, zmieniając wydźwięk filmu ze zwyczajnej bajeczki dla najmłodszych na pocieszny film z morałem. Nie spodziewałem się, iż po tylu latach klocki wciąż potrafią zaskoczyć… A jednak.
Moim skromnym zdaniem “LEGO® Przygoda”, pomimo rewelacyjnego wykonania i niemalże nieograniczonego potencjału, lekko blednie w konfrontacji z wydanym wcześniej “Ralphem Demolką”. Porównanie obu tytułów wydaję się o tyle trafne, iż obie produkcje czerpią garściami z popkultury, zaś znane twarze przebijają się w trakcie seansów z oboma filmami. Różnica tkwi w tym, iż w “LEGO® PRZYGODA” cameo zaliczają wspomniani wcześniej bohaterowie ze znanych filmowych serii, natomiast produkcja ze stajni Disneya pożycza protagonistów z gier video. Niemniej schemat od zera do bohatera przy akompaniamencie wirujących klocków przegrywa z opowieścią na modłę “Shreka”, traktującego o powolnym rozwoju relacji między dwójką zupełnie odmiennych postaci. “LEGO® PRZYGODA” zaś, pomimo swej rewelacyjnej końcówki i paru momentów wzruszenia, w zbyt dużej mierze przeznaczona jest dla maluchów. W sumie tak, jak i same klocki…
Paręnaście ładnych lat temu pewnikiem klasnąłbym uszami na widok klocków LEGO zrealizowanych w TAKI sposób na dużym ekranie, zaś dynamiczne sceny pościgów z różnokolorowymi elementami sypiącymi się wprost na widza do spółki z absurdalnym humorem zmusiłyby mnie do katowania filmu na VHSie do granic możliwości. Obecnie jednak, pomimo całego sentymentu dla duńskiej marki, nie mogę uznać “LEGO® PRZYGODA” za bajkowe objawienie. Owszem, film to piękna błyskotka wizualnie pieszcząca narząd wzroku, do tego co rusz puszczająca oczko do widza kojarzącego znane filmowe marki, jednak w powietrzu nieodzownie czuć dziecinny klimat. Na szczęście uroczo sympatyczna końcówka, pomimo banału, trafia do starszego widza, ukazując prawdę o słynnych klockach – są one ponadczasowe, niezależnie od wieku. Zaś morał płynący z zakończenia jest jeden – strzeżcie się klocków DUPLO.