search
REKLAMA
Czarno na białym

POCIĄG

Krzysztof Walecki

15 stycznia 2016

REKLAMA

Gdy mowa o Polskiej szkole filmowej, pierwsze, co przychodzi na myśl, to oczywiście wybitne dzieła próbujące uporać się z traumą II wojny światowej, ukazać jej konsekwencje dla całego narodu oraz psychiki jednostki. Niemal natychmiast wymienia się wtedy Popiół i diament Andrzeja Wajdy wraz z dwoma innymi filmami wchodzącymi w skład jego trylogii (również Pokolenie i Kanał), a także groteskowe kino Andrzeja Munka (Eroica, Zezowate szczęście). Mimo że nie wszystkie tytuły obracały się wokół tematu wojny, jej piętno było odczuwalne niemal w każdej produkcji.

1434614928-7428532.3

Ówczesnych twórców interesował bohater po przejściach, acz inaczej zaczęły być one definiowane. Polska była krajem nieustannej niewoli – zamieniliśmy jednego oprawcę na drugiego i choć październikowa odwilż dała nam sposobność do mówienia o pewnych rzeczach głośno (acz nie zawsze wprost), całkowita wolność słowa i myśli nadal była luksusem. Reżyserzy coraz częściej odwracali się od wojennych wspomnień, dostrzegając dramaty w całkiem nowych sytuacjach i warunkach.

„Pociąg” Jerzego Kawalerowicza (1959) ucieka od rozrachunku z historią i ówczesnej polityki na rzecz opowieści, której gatunkowo najbliżej do thrillera i melodramatu, unikając jednak prostej kategoryzacji.

Akcja filmu praktycznie w całości rozgrywa się w tytułowym pociągu, na trasie Warszawa-Hel. Ludzie zaludniają kolejne wagony, a wśród nich Jerzy (Leon Niemczyk), który zmuszony jest kupić drugi bilet, gdyż pierwszy zapomniał wziąć z domu. Usłyszawszy, że cały przedział jest pusty, chce wykupić również sąsiednią kuszetkę, jednak ta zajęta już została przez Martę (Lucyna Winnicka). Kobieta nie chce opuścić miejsca i po kłótni z konduktorką mężczyzna zgadza się, aby oboje jechali razem. Nie mówią dużo, przyznając, że chcieli spędzić tę podróż w samotności. Ale od słowa do słowa, uruchomieni serią sytuacji, które zmuszają ich do interakcji, zaczynają się do siebie zbliżać.

e3c09ed3cad104534d4842852c53a2ea

Kawalerowicz nie skupia się tylko na tej dwójce bohaterów, choć im poświęca najwięcej uwagi. Szkicuje portrety innych podróżnych, bezbłędnie nadając im głębię za pomocą zaledwie paru słów lub obrazów. Wśród nich żona adwokata (Teresa Szmigielówna), wyraźnie zainteresowaną nawiązaniem bliskiej znajomości z Jerzym; młody mężczyzna, Staszek (Zbigniew Cybulski, bez ikonicznych przyciemnionych okularów), rozpaczliwie starający się znaleźć sam na sam z Martą; były jeniec obozu koncentracyjnego, który nie może spać, gdyż przedział sypialny za bardzo przypomina mu tamto miejsce; marynarz nie wypowiadający ani jednego słowa, lecz wciąż przyglądający się pięknej, młodej dziewczynie, która – choć zakłopotana sytuacją – nie przestaje się uśmiechać. Każdy wydaje się szukać szczęścia na swój własny sposób.

Ale są i mężczyźni zainteresowani notą prasową o dzień wcześniej popełnionym mordzie, o co podejrzewany jest mąż zabitej, na którego trwa obława. Choć wątek ten nadaje nieco dynamizmu opowieści, sugerując skręt w stronę kina gatunkowego, reżyser nie ulega tej pokusie. Bardziej od roztrząsania, kto z podróżnych może odpowiadać za ten haniebny czyn, woli dysputy na temat różnicy między morderstwem a zabójstwem oraz skierowane do młodego księdza pytanie, czy spowiedź może zapewnić przestępcy miejsce w niebie. Kryminalna sytuacja staje się przyczynkiem do ukazania różnych sposobów postrzegania i tłumaczenia sobie zbrodni. Do samego końca nie poznajemy powodów popełnienia morderstwa. Jest zatem sam czyn, opisany w paru słowach w gazecie i niezaspokojona ciekawość pasażerów, która znajduje swoje ujście, gdy do pociągu zawitają policjanci.

night

Jerzy staje się głównym podejrzanym, ale trudno nam uwierzyć w to, aby był poszukiwanym przestępcą. Ani przez moment nie czujemy zagrożenia z jego strony, nie stwarza wrażenia człowieka zdolnego do przemocy. Marta również się go nie boi, choć to właśnie ona w pewnym momencie mówi mu, że patrzy się na nią, jakby chciał zabić. Bardzo szybko rozpoznaje w nim kogoś podobnego do niej samej – pokrzywdzonego, nie zaś kata. Oboje ukrywają swój ból za maską nieprzystępności i lakonicznych dialogów, uważnie obserwując partnera, na nic jednak nie licząc. A może jednak? Kobieta w pewnym momencie stwierdza, że nikt już nie kocha, lecz wszyscy chcą być kochani. I ta myśl chyba najlepiej podsumowuje ponadczasowe arcydzieło Kawalerowicza.

Pociąg jest nade wszystko filmem o potrzebie uczucia, niekoniecznie miłości, ale bliskości z drugą osobą. Nie odbędzie się ono jednak bez zrozumienia potrzeb partnera oraz pewnej harmonii charakterów. Dlatego smutek i niespełnienie, jakie dzielą ze sobą Jerzy i Marta, pozwala im na chwilę prawdy, którą próżno byłoby im znaleźć w objęciach postaci nachalnie wpraszających się w ich życie. Zarówno żona adwokata, jak i Staszek muszą polec w desperackich próbach zainteresowania sobą głównych bohaterów, bo własne potrzeby przesłaniają im prawdziwy obraz sytuacji. Oboje w końcu skapitulują, bezradni wobec zupełnej obojętności drugiej strony, choć ona na brak adoratorów nie będzie narzekać.

Image 95

Reżyser przygląda się wszystkim pasażerom pociągu z wyrozumiałością i zrozumieniem, nie starając się szukać winy ani karać żadnego z nich.

Nawet morderca, którego tożsamość poznajemy, nie jawi się nam jako ktoś niebezpieczny, lecz ostatecznie bezbronny. Pogoń za nim, w świetle budzącego się dnia, nadal zachwyca inscenizacją, wspaniałymi zdjęciami, ale przede wszystkim lekko nierzeczywistą atmosferą całej sceny. Na styku nocy i poranka mężczyźni wybiegają z pociągu, który przestępca zatrzymał w szczerym polu, aby móc uciec. Wydają się brać udział w gonitwie – każdy chce schwytać mordercę jako pierwszy i wymierzyć mu sprawiedliwość, na jaką według nich zasługuje. Finał tej sekwencji potwierdza intencje Kawalerowicza, który również historię kryminalną obdziera z taniej sensacji, decydując się na pełną bezradności i współczucia rezygnację z samosądu. Uczestnicy pościgu wracają potem do swoich przedziałów i jadą dalej, mając w pamięci niedawne wydarzenia, lecz już myśląc o wypoczynku, jaki czeka ich na końcu trasy.

e6bb73d8-cbe1-44cf-893c-bb46ebbd5db8

Na tle innych filmów z polskiej szkoły pełen subtelności Pociąg może sprawiać wrażenie dzieła mniej znaczącego niż dużo słynniejsze i bardziej reprezentatywne utwory tamtego okresu. Nie dotyka problematyki wojennej i społecznej, tak wyraźnej u Andrzeja Wajdy oraz Kazimierza Kutza, nie odrealnia ekranowej rzeczywistości, jak czynili to Wojciech J. Has czy Andrzej Munk. Korzysta z elementów kina gatunkowego, lecz nie poddaje się wymogom ani melodramatu, ani kryminału.

Niespełnienie staje się nie tylko tematem filmu, ale również założeniem twórczym Kawalerowicza, którego egzystencjalny dramat sprawia, że tęsknimy za czymś nieosiągalnym, podobnie jak bohaterowie. Wmawiamy sobie, że jesteśmy szczęśliwi w swojej samotności, jak Marta, lecz nadarzająca się okazja na zbliżenie budzi w nas nadzieję na prawdziwe uczucie. To jednak nie nadchodzi i znów zamykamy się w sobie, nieufni wobec świata i drugiej osoby. W oczach Lucyny Winnickiej dostrzegamy rozczarowanie, rezygnację i zmęczenie, ale reżyser kieruje kamerę również na innych pasażerów pociągu, zadowolonych, pełnych życia, dając do zrozumienia, że człowiek nigdy nie jest sam. Nawet gdy bardzo tego chce.

Pomimo tego, że Kawalerowicz ucieka od pesymizmu w finale, pozostawia widza w stanie smutku, który jednak nie działa przygnębiająco. Gdy więc wracam do tego filmu, robię to dla pasażerów, ich małych i większych dramatów, jazzowej muzyki z niezapomnianym wokalem Wandy Warskiej oraz właśnie tego obezwładniającego uczucia smutku i nostalgii. I za każdym razem mam nadzieję, że na końcu drogi ktoś czeka na Martę.

korekta: Kornelia Farynowska

https://www.youtube.com/watch?v=wH2_I2f9Pd8

REKLAMA