search
REKLAMA
Nowości kinowe

Blue Jasmine

Ewelina Świeca

30 sierpnia 2013

REKLAMA

Najnowszy Allen nas nie zawiedzie. Genialny aktorsko i dobry dramaturgicznie film spełni oczekiwania wielu fanów reżysera. Blue Jasmine jest historią tragikomiczną. Śmiejemy się ze świetnych dialogów, zachowań bohaterów, a poważniejemy podczas poznawania i po przemyśleniu historii tytułowej Jasmine.

Bogata elegancka blond piękność, Jasmine (Cate Blanchett), traci wszystko, co miała: męża oraz dotychczasową pozycję społeczną, finansową, towarzyską. Małżeństwo z Halem (Alec Baldwin) – bogatym finansistą – zapewniało Jasmine wspaniałe dostanie życie. Idealna willa, ekstrawaganckie rozrywki, firmowe ubrania i biżuteria, drogie samochody, podróże po całym świecie, towarzyska elita – wszystko to Jasmine straciła. Na jaw wychodzą oszustwa i malwersacje Hala. Okazuje się on totalnym kanciarzem. Nieuczciwie zdobyty majątek przepada na rzecz państwa i prawników, Hal trafia do więzienia, a Jasmine ląduje na bruku z niczym. Zdesperowana bohaterka, załamana nerwowo, wyprasza pomoc u zapomnianej przybranej siostry – Ginger (Sally Hawkins). Z Nowego Jorku udaje się do San Francisco, gdzie zamieszka z siostrą i jej dwoma synkami w małym mieszkanku. Ginger to przeciwieństwo Jasmine: chuderlawa, kiepsko ubrana brunetka, mieszkająca bez luksusów, pracująca jako obsługa w supersamie, spotykająca się z nieokrzesanym mechanikiem samochodowym Chillim (Bobby Cannavale).

Świat Ginger jest mały, szary i zwykły w porównaniu ze wystawnym światem Jasmine. Podobnie jest z wymaganiami bohaterek – Jasmine marzy o złotej rybce, Ginger raptem o zjadliwej szprotce. Wcześniej Jasmine nie chciała utrzymywać kontaktów z siostrą, gdyż się jej wstydziła – jej prostoty, zwykłości, biedy, a także męża, Augie’ego (Andrew Dice Clay), równie prostego jak jego żona. Siostra nie spełniała towarzyskich oraz finansowych standardów Jasmine. W dodatku Ginger i jej mąż (były, bo obecnie nie są już razem) stracili zainwestowane za namową Hala i Jasmine pieniądze. Całkiem pokaźna suma, którą zdobyli zupełnie przypadkiem, miała być przepustką do lepszego życia, poprawić prosty, niewystawny żywot pary, była ich szansą na lepsze życie. Suma ta dla Jasmine i Hala była pewnie kroplą w oceanie ich majątku.

Mimo tej zadry z przeszłości siostry jednak się spotykają. Ginger pomaga Jasmine – w końcu to rodzina, bez względu na przeszłość – jak twierdzi pomagająca. Wraz z przyjazdem Jasmine zaplanowane, spokojne życie Ginger i Chilliego ulegnie zmianie. Chilli oraz Jasmine toczą bezustanną batalię o swoje racje, wszystko w ciasnym mieszkanku Ginger, która raz popiera chłopka, a raz wspiera Jasmine, próbując pogodzić zwaśnionych. Jasmine jest załamana życiową stratą i przegraną, bierze leki na uspokojenie, pije, na wszystko narzeka i nie wie, co zrobić dalej. Problem jeszcze w tym, że za bardzo nie chce nic robić, czeka na mannę z nieba i ma pretensje, że ta nie spada. Kwalifikacji, wykształcenia nie ma żadnych. Bez męża i jego pieniędzy, które zapewniały towarzyski i społeczny status, nie ma nic. Zostało jej parę drogich stylowych ciuchów i dobra mina do złej gry… Mimo to ciągle ma poczucie wyższości, czuje się lepsza od siostry i jej znajomych. Chilli to krytykuje, ledwo toleruje, a wręcz uaktywnia to jego awanturnicze zachowania, jego ostrość, jakby zapowiadaną przez jego imię/pseudonim.

W przypływie wspomnień Jasmine odkrywamy całą jej przeszłość i układamy powoli historię, która jej się przytrafiła. Przeszłość przeplata się z wydarzeniami z teraźniejszości, kiedy to Jasmine próbuje wyjść na prostą, która w gruncie rzeczy jest równią pochyłą. Bohaterka psychicznie i moralnie się rozpada. Stopniowo odkrywamy powód jej psychicznego załamania. Powód to moralne zepsucie. Jasmine to próżna, leniwa, kłamliwa snobka, która zbudowała swoje szczęcie, pozycję towarzyską i poczucie wyższości dzięki małżeństwu z podejrzanym bogaczem. Trudno uwierzyć w jej zakochanie się akurat w bogaczu i niewiedzę, co do spraw zawodowych męża. Jest po prostu wyrachowana i wygodna. Zaczynamy rozumieć, czemu tytułowa Jasmine jest blue. Tylko z wyglądu i imienia wygląda na anioła…

To jedynie zaczątek całej intrygi zafundowanej przez Allena. Nie mamy tu linearnej opowieści miłosnej, która się sama po kolei opowiada. Dostajemy pokawałkowany dramat, historię, która dopiero się ułoży z fragmentów wspomnień, a w międzyczasie poznamy dalsze losy głównej bohaterki. Cały czas odkrywamy ważne elementy fabuły, która na sam koniec staje się pełna, wszystkie skutki znajdują swoje przyczyny i układają się w spójny ciąg zdarzeń.

Z jednej strony pokładamy się ze śmiechu, słysząc świetne tyrady autorstwa Allena znakomicie wygłaszane przez aktorów, a z drugiej strony jesteśmy świadkiem psychicznego i moralnego upadku głównej bohaterki. Z jednej strony widzimy tragedię tytułowej Jasmine, a z drugiej happy end historii miłosnej jej siostry Ginger. A może wcale nie ma happy endu, nawet tej jego namiastki w przypadku Ginger? Zgodnie z opinią Jasmine, szczęście jej siostry jest tylko złudzeniem, bo Ginger wiele nie oczekuje i o zbyt wiele nie walczy, nie czuje, by zasługiwała na coś więcej, by mogła osiągnąć coś więcej. My również możemy się z tym zgodzić i zakończenie historii Ginger potraktować jako przegraną, albo przynajmniej jako cierpki happy end. Wtedy zostajemy z całkowitą porażką kończącą film. Bo ani historia Jasmine, ani Ginger nie dadzą nam poczucia zadowolenia i ulgi. Wizja szczęścia tytułowej bohaterki oraz pogoń za nim, a także poczucie szczęścia i zadowolenia Ginger to ułuda. Oba przypadki są beznadziejne.

Na początku wydawało mi się, że Jasmine i Ginger będzie w filmie po równo, że są to dwie główne bohaterki. Jednak po obejrzeniu całego obrazu wychodzi, że to Jasmine pojawia się częściej i że to jej historię poznaliśmy. Ginger jest mniej dosłownie (na ekranie) i mniej, bo jest przytłoczona przez swoją siostrę. W ogóle wszyscy bohaterowie są tylko pionkami w świecie Jasmine. W dodatku oglądając film miałam też poczucie, że nie wiem, z którą bohaterką się utożsamić (myśląc jeszcze, że są dwie pierwszoplanowe role kobiece). Żadna z postaci nie byłaby dla widza lepszym wyjściem. Nikt tu nie jest idealny, a główna bohaterka jest na wskroś zepsuta i odrażająca moralnie. Z nikim też nie chcemy się utożsamiać, a mimo to film chce się oglądać dalej, poznać dalsze losy postaci, i to chyba dowód jego znakomitości. Allen funduje niejednoznacznych, skomplikowanych bohaterów i z żadnym z nich nie chcemy się utożsamić, nawet chyba z samą Ginger, która wydaje się przeciwieństwem Jasmine i tą poczciwszą, uczciwą, dobrą, racjonalną siostrą. Jej obraz to w pewnym stopniu ukazanie małej przegranej (Jasmine możemy nazwać wielką przegraną). Ginger brakuje ambicji, fantazji, gustu, czuje swoją przeciętność i nie chce z nią nic zrobić. Wie, że nie trafi się jej żaden „książę z bajki”, więc pogodziła się z tym. Zatem jeśli Jasmine będzie dla nas bohaterką upadłą, koszmarnie zepsutą, albo budzącą litość w związku ze swoją przegraną, to cierpkim pocieszeniem będzie satysfakcja z zachowania i postawy Ginger, jej szczęścia i pozornej stabilizacji.

Chilli, Augie, Al – dalszoplanowi bohaterowie też są niejednoznacznymi postaciami, mieszanką lepszych i gorszych cech. Ich zachowanie jest i dobre, i złe. O Jasmine i Halu dobrze mówić raczej nie wypada, choćby nie wiem, jak byli piękni, eleganccy i stylowi… I o to chodziło reżyserowi w tym filmie: nikt nie jest wystarczająco i stanowczo dobry, o ideale nie ma tu mowy. Każdy błądzi, a niektórzy nawet bardzo. Wszyscy mają wady, a niektórzy mają ich więcej niż zalet. Nikt nie jest moralnie nieskazitelny, a pewni ludzi są totalnie zepsuci, są oszustami, złodziejami itd. Niby się uśmialiśmy na filmie Allena, ale po przemyśleniu zaprezentowanej opowieści robi się cierpko i jakoś mniej wesoło niż to było w trakcie seansu. Komedia z romantycznym klimatem (muzyka, rozświetlone i ciepłe zdjęcia) posłużyła do zaprezentowania tragicznej historii, a na pewno bardzo dramatycznej. Zatem wesoło i smutno jednocześnie.

Nie umknie nam też poczucie pewnej zgrozy, jakie budzi Jasmine, mimo tego całego komicznego entourage’u. Są momenty, kiedy jej psychotyczne zachowania budzą lęk, co odwzorowują zbliżenia jej twarzy, paniczne ataki duszenia się, łzawe i nienawistne tyrady wygłaszane do samej siebie w publicznych miejscach. Jasmine jest jak widmo, które przeraża swoim roztrzęsieniem, nieprzewidywalnością, znerwicowaniem i rozchwianiem emocjonalnym. Osoba godna pożałowania, mimo że jej postawa i słowa nas nieraz rozbawią.

Á propos nieprzewidywalności bohaterki… w filmie obecny jest motyw zemsty. I chcąc go omówić, niestety zdradziłoby się za dużo. Ale można chyba powiedzieć, że zemsta nie zawsze bywa słodka…

Film jest genialny aktorsko. Roli Cate Blanchett nie da się po prostu opisać. O czymś takim właśnie mówi się po latach, do takich ról potem porównujemy innych aktorów. Oglądamy filmy po to, by czegoś takiego doświadczyć. Jasmine w wykonaniu Cate Blanchett to skomplikowana, złożona z tragikomicznych elementów spójna postać, która zachwyca i irytuje jednocześnie. Zbliżenia na twarz aktorki są niesamowite. I równie genialnie zaprezentowali się wszyscy drugoplanowi i dalszoplanowi odtwórcy: Sally Hawkins jako Ginger; Bobby Cannavale jako Chili – król tandetności, furiat, partner Ginger; Andrew Dice Clay jako były maż Ginger – prostacki, poczciwy i oszukany Augie; Louis C.K. jako chwilowy partner Ginger – szczery, romantyczny i spokojny Al; Michael Stuhlbarg jako napalony dentysta – Dr Flicker; Peter Sarsgaard jako oczekiwany ideał spotkany w końcu przez Jasmine, czyli przystojny dyplomata Dwight. oraz Max Casella jako kumpel Chilliego – rezolutny wesołek nieśmiało podrywający Jasmine – Eddie. Chyba najmniej efektownie zaprezentował się tylko Alec Baldwin jako klasyczny oszust i pozer.

W filmie nie zabrakło bohaterów-miast, jak to przystało na ostanie obrazy reżysera. Jednak tym razem miasta – San Francisco, Nowy Jork – nie są głównymi bohaterami ani też wprost nie reklamują się w filmie, zarabiając na niego, ale grają swoją najlepszą rolę – czyli są tłem zdarzeń, elementem prezentowanego świata, nieco determinują charakterystykę bohaterów, tak jak to bywało w dawniejszych obrazach Allena.

Bez wątpienia można się dopatrywać w Blue Jasmine nawiązania do sztuki Tennessee Williamsa Tramwaj zwany pożądaniem i filmu o tym samym tytule w reżyserii Elii Kazana, nakręconego na podstawie pierwowzoru. Histeryczna, zagubiona Blanche – Jasmine, zwykła i cicha Stella – Ginger i furiat Stanley – Chilli: wszyscy zamknięci w ciasnawym mieszkanku, awantura wisi w powietrzu, nikt tu nie jest ideałem. Różnorakie trójkąty od zawsze sprawdzały się jako ciekawa dramaturgicznie intryga, która zapewni fajerwerki. Stary jak świat wzorzec i tym razem się sprawdził.

 

REKLAMA