PIES I ROBOT. Przyjaźń w wielkim mieście [RECENZJA]
Pies i Robot (org. Robot Dreams) Pablo Bergera powstał na podstawie powieści graficznej wydanej w 2007 roku przez amerykańską ilustratorkę – Sarę Varon, a swoją premierę miał na ubiegłorocznym 76. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. Pierwsze animowane dzieło w karierze hiszpańskiego reżysera i scenarzysty zdobyło już Europejską Nagrodę Filmową za Najlepszy film animowany, a parę dni temu dorobiło się również nominacji do Oscara w kategorii Najlepszy długometrażowy film animowany.
Fabuła filmu przedstawia skromną, acz niezwykle zgrabnie ujętą historię o tym, że przyjaźń również (a być może przede wszystkim?) stanowi piękną formę miłości. Byśmy mieli okazję się o tym przekonać, Berger przenosi nas na Manhattan lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, zamieszkiwany przez Psa, który pewnego dnia uświadamia sobie, że czuje się bardzo samotny. Chcąc to zmienić, dokonuje zakupu Robota, którego następnie samodzielnie składa. Bohaterowie prędko zaprzyjaźniają się i stają nierozłącznymi kompanami. Ich codzienność toczy się w rytm kultowego September zespołu Earth, Wind & Fire, a wspólnie odkrywany Nowy Jork okazuje się nie być przytłaczającym, wielkim miastem, lecz szalenie przytulnym i ciepłym miejscem, w którym przeżywają swoje „złote sny i lśniące dni”. Jak jednak możecie się domyślić – nic nie trwa wiecznie…
Berger w swoim animowanym debiucie udowadnia, że mimo wszechobecnego w dzisiejszych czasach CGI tradycyjna animacja rysunkowa nadal może robić (i robi!) wrażenie. Ponadto subtelnie przypomina o tym, że kino, mimo funkcjonowania z definicji jako utwór audiowizualny, opowiada historie, posługując się przede wszystkim obrazem, a w prawdziwym, „czystym” kinie słowa są w istocie całkowicie zbędne. Reżyser, jak sam zresztą przyznał przy okazji tworzenia tego tytułu, zapragnął powrócić „do korzeni” sztuki filmowej i trzeba przyznać, że bardzo dobrze mu się to udało.
Oryginalny tytuł filmu nie bez powodu brzmi Robot Dreams, spośród głównych bohaterów na pierwszy plan wysuwając Robota, a nie Psa. Jego napędzane tęsknotą, deliryczne sny i imaginacje zdają się stanowić intymną, freudowską wręcz wiwisekcję tego, co dzieje się w jego psychice po tym, gdy przychodzi mu zderzyć się ze stratą kogoś, kto był dla niego całym życiem. Są zarazem niezwykle istotną częścią fabuły, ukazują bowiem, że Robot, niczym Blaszany Drwal z Czarnoksiężnika z Krainy Oz, niezależnie od posiadania serca bądź jego braku, umie odczuwać prawdziwe emocje i żywić szczere uczucia do swojego najlepszego przyjaciela.
Pies i Robot jest bardzo wymownym w swojej prostocie filmem, który za pośrednictwem zwierząt i robotów opowiada o potrzebie bliskości, pierwotnie i nierozerwalnie wpisanej w ludzką naturę. To historia, na której dzieci wybuchają wesołym śmiechem, a dorośli ukradkiem ocierają łzy wzruszenia. I choć zakończenie animacji może się z pozoru wydawać bardzo smutne, to morał, który z niego płynie, okazuje się niezwykle istotny w prawdziwości swojego przekazu. Ludzie w życiu będą przychodzić i odchodzić, a to, że w danym momencie czujemy się z kimś idealnie dobrani, nie oznacza, że tak już będzie do samego końca. Nie zawsze jest to coś, na co mamy jakikolwiek wpływ. Możemy go jednak mieć na to, w jaki sposób wykorzystamy czas, który wspólnie przeżyjemy; oczywista oczywistość, którą jednak niewątpliwie najmłodszym warto uświadamiać, a o której starszym warto przypominać, co też Pies i Robot niewątpliwie robi. Opowieść przedstawiona w animacji Bergera na płaszczyźnie emocjonalnej oddziałuje intensywniej niż niejeden dramat, by finalnie pozostawić widza z majaczącym się w odmętach pamięci wspomnieniem o Blaszanym Drwalu, który powiedział: „Wiem już, że mam serce, bo czuję, że mi pęka”. I choć czasem pęka, to z całą pewnością warto je mieć.