PĘDZĄCE SERCE. Netfliksowy niewypał dla nastolatków
Po tej niemieckiej produkcji nie spodziewałam się absolutnie niczego i też nic specjalnego nie otrzymałam. Ot sztampowa opowieść o wyjątkowej relacji dziewczynki z koniem – przyjaźni, dzięki której uratowane zostanie niejedno życie. Nie jest to co prawda film przeraźliwie zły, ale nie wyróżnia się niczym specjalnym. Mimo wszystko widz do samego końca kibicuje bohaterce w jej zmaganiach, choć wyścig może ją zabić.
Historia skupia się na relacji pomiędzy niesfornym ogierem oraz równie niesforną nastolatką z wrodzoną wadą serca. Stara się to wykorzystać trener Paul, który kupił konia, by uratować swoją podupadającą i zadłużoną stadninę. Dla nich dwojga to niejako być albo nie być. Jana jest świadoma, że to mogą być jej ostatnie chwile i stara się żyć niemal na krawędzi. Paul wie zaś, że to jego ostatnia szansa na wielki powrót do tego, co umie i kocha najbardziej na świecie.
Jak widać już na pierwszy rzut oka, jest to typowa historyjka dla nastolatków, w której na pewno nie dostaniemy pogłębionej psychologii bohaterów, a całość to wyłącznie ustawiczne rzucanie frazesami w stronę widza. Produkcja wygląda tak, jakby zbudowana była z samych klisz, modny ostatnio motyw wrzucania starych piosenek również w tym przypadku został powielony. A tak naprawdę nic nie wnosi do rozwoju fabuły poza byciem fajnym tłem odciągającym uwagę widza od tego, co się dzieje na ekranie. Niestety z przykrością to mówię, ale większość osób zapomni o tym dziele najdalej pięć minut po skończonym seansie.
Aktorsko też nie dostajemy wybitnych występów, ale wyłącznie poprawność. Główna bohaterka od samego początku do końca jest niezwykle irytująca, a jej kolejne próby przeciwstawiania się rodzicom wydawały mi się przesadzone do granic możliwości. Mimo tego, że ma szlachetne intencje, nie byłam w stanie jej polubić, choć mocno trzymałam kciuki, by w końcu spełniła swoje marzenia. Z kolei Paul to kolejny archetypiczny przykład mentora, który zrobi wszystko, żeby wygrać wyścig. I choć wydaje się przez cały film niezwykle sympatyczny, a jego intencje szlachetne, to widać, że jedyne, co się dla niego liczy, to zawody i wygrana. Można to dostrzec, kiedy cały czas próbuje manipulować Janą, mówiąc jej, że taka szansa już nigdy się nie powtórzy.
Na pochwałę zasługuje jednak jak zawsze fantastyczny Milan Peschel. Nie wiem, jak on to robi, ale każda postać, w którą się wciela, jest wyjątkowa, nawet gdy jest to były dżokej jeżdżący na wózku po upadku z konia. Steckel to chwytająca za serce postać, która mimo epizodycznego wymiaru wnosi dużo humoru i ciepła do całej historii.
Niestety mimo iż stawka jest wysoka w obu przypadkach, i tak każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że głównej bohaterce uda się przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu. Co prawda nie ma w tym nic złego, jednak całość jest prowadzona w taki sposób, że praktycznie ani razu nie mamy wątpliwości, że wszystko się powiedzie. I zdaję sobie sprawę, że to nie miał być dramat, tylko lekka opowieść o dorastaniu, jednak wszystko, co się działo na przestrzeni całego filmu, było mi całkowicie obojętne. Nie myślcie sobie, że jestem osobą bez serca. Po prostu już od samego początku dostajemy znaki, iż wszystko będzie dobrze.
Podobne wpisy
Warto podkreślić, że twórcom nie udało się stworzyć odpowiedniego klimatu opowieści i nawet bardziej dramatyczne momenty, takie jak śmierć, zostały potraktowane niezwykle powierzchownie. Dodatkowo nie wnoszą nic do fabuły, jak i rozwoju emocjonalnego naszej bohaterki. Ot, stało się. Co jest wręcz niewybaczalne, biorąc pod uwagę fakt, iż całość koncentruje się na pokazaniu, że Jana może w każdej chwili umrzeć. Dlatego stara się zachowywać i podejmować działania ryzykowne, aby poczuć, że żyje, i niczego nie żałować, jeżeli przyjdzie jej w następnym momencie odejść.
Jak już wspomniałam, jest to film głównie dla nastolatków, dla których produkcje tego typu to całkiem udany sposób na spędzenie czasu. Co prawda historia jest z pozoru urocza, jednak nic więcej za tym nie stoi. Poprawne aktorstwo, poprawna historia… wszystko jest tu dość poprawne lub przeciętne (oprócz wspomnianego wyjątku w postaci Peschela). Niestety nawet sama wygrana nie wydaje się tak istotna w związku z tym, że akcenty zostały rozłożone tak, a nie inaczej. Wielka szkoda, gdyż można z tego było zrobić naprawdę fajny film, a tak dostajemy twór, który nie spełnia właściwie żadnych oczekiwań.