PATERSON. Rękopis znaleziony na chodniku #Cannes2016
Paterson to nazwisko kierowcy autobusu. Paterson to również miasto, po którym autobus kursuje. Kierowca, autobus i miasto są jednym ciałem, jednym organizmem, oddychającym w jednostajnym tempie codziennej rutyny.
To istny dzień świstaka. Paterson budzi się każdego ranka o tej samej godzinie, przytula się do swojej dziewczyny i słucha kolejnego ekscentrycznego monologu ukochanej. Na śniadanie zjada miseczkę płatków kukurydzianych, a potem wyrusza do pracy, gdzie przysłuchuje się strzępkom rozmów swoich pasażerów. Wraca do domu, słucha uważnie, jak uroczo ekstrawertyczna Laura opowiada mu o swoim dniu, po czym wyprowadza Marvina (równie rozkosznego buldoga angielskiego) na wieczorny spacer. Kulminacją jego dnia jest kufel piwa w okolicznym barze i rozmowa z zaprzyjaźnionym barmanem. Fade out. Koniec poniedziałku. Wtorek, środa i czwartek będą takie same.
To nie wszystko. Najważniejsze zostawiam na koniec. Paterson ma hobby, choć może powinienem nazwać to ładniej i napisać, że jest obdarzony wyjątkową wrażliwością, która znajduje ujście na kartce papieru. Paterson pisze poezję, choć pewnie nie chciałby, żebym nazwał go poetą. Jest na to zbyt skromny. Rzeźbi swoje wiersze w ciągu dnia: jedząc śniadanie, spacerując do pracy, przemierzając ulice miasta Paterson swoim autobusem, zwanym Paterson. Jarmuschowy wierszokleta nie ma komputera, tabletu, ani nawet telefonu. Zapisuje kolejne wersy w niewielkim notesie, z którym nie rozstaje się przez cały dzień. Laura prosi go, by skopiował swoje wiersze, tak dla bezpieczeństwa; dzięki temu świat pewnego dnia będzie mógł się nimi zachwycić. Publikowanie nie interesuje jednak Patersona. Tu nie chodzi o poklask, dzielenie się z innymi swoją twórczością. Notes to jego brewiarz, a pisanie jest formą codziennej modlitwy – osobistej, intymnej, pokornej.
Stylowi Patersona najbliżej do Szkoły nowojorskiej, wspomnianej w jednej ze scen. Jej przedstawiciele, tacy jak Frank O’Hara i John Ashbery, uprawiali poezję codzienności. W swoich wierszach nie stronili od potocyzmów i trywialnej tematyki; fascynowała ich zwyczajna na pozór rzeczywistość. Paterson jest stoikiem, świętym naszych czasów. Niewiele mówi, swoje uczucia woli przelać na papier, dla ludzi jest życzliwy i pełen zrozumienia. Opisana wcześniej rutyna może wydać się widzom zarzewiem konfliktów wewnętrznych dwojga bohaterów, pułapką bez wyjścia (jak w suburban dramas: w Drodze do szczęścia albo American Beauty), szybko jednak przekonają się, że Paterson i Laura odnajdują się w niej doskonale, są szczęśliwi. To umiejętność dostrzegania niecodziennego w codziennym jest zapłonem twórczości głównego bohatera i jego miłości do Laury; rutyna jest ich sprzymierzeńcem.
Na początku miałem za złe Jarmuschowi, że stworzył bohatera, który nie ewoluuje, nie działa i nie nosi w sobie żadnego konfliktu dramatycznego. To wcale nie tak. To nie o to w tym wszystkim biega. Jest taki moment w Patersonie, pod koniec filmu, na który podskórnie czekaliśmy przez cały seans, a który jednak długo nie nadchodził. Napięcie budowane od samego początku, zrodzone przez wiszące w powietrzu pytanie: czy bohater pęknie, zbuntuje się? Nie powiem wam, czy bohater pęka. Powiem tylko, że Jarmusch rozwiązał akcję po mistrzowsku. Chociaż z drugiej strony, jak można rozwiązać akcję, której de facto nie zawiązano? Jaką w ogóle, na miłość boską, akcję?
Cały ten film jest szkołonowojorskim poematem na cześć codzienności. Niby ciągle to samo, niby droga do pracy taka, jak zawsze, aż tu nagle bohater spotyka na niej parę geriatrycznych bliźniaków. Dziwne w kontekście snu, który tego ranka opowiedziała mu po przebudzeniu Laura. Śniło jej się, że urodziła bliźnięta. Przypadek czy boży palec? A może jedno przemawia przez drugie?
Paterson to wspaniała afirmacja życia, reżyserska modlitwa o pogodę ducha – krzepiąca i mądra, wzniosła, a zarazem prosta. Tak jak Paterson zapisuje czystą kartkę, Jarmusch zapisuje ekran słowami wierszy bohatera (swojego alter ego?), w rytm jego pozakadrowej recytacji. Film Jarmuscha i notes Patersona to jedno i to samo. Rękopis znaleziony na chodniku.
https://www.youtube.com/watch?v=div6UPJYGvk