OPIEKA DOMOWA. Czeski etos pielęgniarki
Samotna starość i niedołężność – nieprzyjemne sprawy, o których na co dzień staramy się nie myśleć. A jednak związane z tym prognozy są przerażające. Paradoksalnie (jak wiele tragicznych aspektów ludzkiego życia) to wdzięczny i popularny temat dla twórców, a więc i reżyserów z różnych części świata. Także kojarzone głównie ze specyficznymi komediami kino czeskie, czego najnowszym przykładem jest nominowany rok temu do Oscara pełnometrażowy debiut Slávka Horáka.
W Opiece domowej znalazło się miejsce na autosugestie, wyginanie łyżek i cudowną maść na bazie wody święconej. Czy wyszło to filmowi na zdrowie?
Vlasta (Alena Mihulová) jest pielęgniarką z powołaniem. Na własny koszt i objuczona torbami jeździ do samotnych, mieszkających na prowincji przewlekle chorych pacjentów. Myje ich, rozmawia z nimi, co jakiś czas robi zakupy. Cierpliwie i z godnością znosi humory i uciążliwe zachowania swoich podopiecznych, którzy – choć często tylko na niej mogą polegać – bywają złośliwi i nieuprzejmi. Po skończonym maratonie uczynków miłosierdzia względem ciała i duszy Vlasta wraca do domu, gdzie czeka na nią Lada – poczciwy, lecz emocjonalnie wycofany mąż. Poza wspólnym mieszkaniem łączą ich poranna wódeczka na początek dnia i córka mieszkająca w mieście. Poza tym żyją bardziej obok siebie niż ze sobą. Ona poświęca się pacjentom, on majsterkowaniu. Ona jest zaradna, dzielna i wytrzymała, on niekoniecznie. Żyją w małym, zamkniętym światku rządzonym rutyną i zwyczajnością. Żadnych uniesień, żadnych wielkich spraw, żadnego odstępstwa od wypracowanej normy.
Burzy ją dopiero wypadek drogowy, w wyniku którego Vlasta przechodzi gruntowne badania lekarskie. Okazuje się, że choruje na raka trzustki i zostało jej mniej więcej pół roku życia. Ugruntowana wieloletnim doświadczeniem wiedza medyczna zdaje się na nic, a lekarze rozkładają ręce i proponują recepty na środki przeciwbólowe. Jednak najgorszy jest brak wsparcia ze strony bliskich – zdystansowanych koleżanek i męża, który wsparcie okazuje, montując dla niej łóżko szpitalne. Niespodziewaną pomoc racjonalnie patrzącej na świat pielęgniarce przynosi bioenergoterapeutka (Tatiana Vilhelmova), która prowadzi też lekcje tańca. Poznanie metod medycyny alternatywnej i odprężające zajęcia zmieniają podejście Vlasty do otoczenia i powoli uczy się, że musi zadbać także o siebie. Zwrot w życiu bohaterki dotknie też całe jej otoczenie, przyzwyczajone do bezinteresownie poświęcającej się dla innych pielęgniarki.
Choć brzmi to wszystko bardzo poważnie, Slávek Horák zręcznie balansuje między dramatem i komedią, co tworzy nieobcą czeskiemu kinu mieszankę.
Znalazły się tu przejmujące sceny konwulsji wywołanych chorobą, ale też soczyste żarty z medycyny alternatywnej i technik samoleczenia, których próbuje Vlasta. Za pośrednictwem postaci reżyser z jednej strony wyśmiewa małomiasteczkowych, zabobonnych Czechów smarujących się maścią na bazie wody święconej, a z drugiej strony pokazuje piękno i trud poświęcenia się innemu człowiekowi. Horák jest blisko swoich bohaterów i kocha ich – nawet wtedy, gdy pokazuje im figę z makiem, albo kopie tam, gdzie boli. Zbliżająca się śmierć sprawia, że postacie doceniają swoje życie.
Banalne? Może odrobinę. Opieka domowa to jednak prosta historia, a jej intymny i naturalistyczny ton może być nużący dla zmęczonego odbiorcy. Ponadto właściwie nie ma tu żadnych zaskakujących zwrotów akcji, a bohaterów można policzyć na palcach jednej ręki. Poza tym po wszystkim, co zaserwowali polskiemu widzowi Marek Koterski i Wojciech Smarzowski, świat Slávka Horáka może okazać się niezbyt barwny i ciekawy.
Jeśli jednak lubicie kameralne komediodramaty i niestraszne wam czeskie kino, Opieka domowa zapewni wam dobrą i niegłupią rozrywkę. Jest się czym przejąć i z czego się pośmiać, a jak wiadomo – śmiech to zdrowie.
korekta: Kornelia Farynowska