Obce niebo – Gdynia 2015
Gdzieś w punkcie wyjścia mógł to być na poły dramat, na poły thriller o tym, jak jeden sygnał, wysłany przez nie do końca świadome dziecko, niszczy spokój i szczęście uczciwych, niewinnych ludzi. Trochę jak Polowanie Thomasa Vinterberga, w którym Mads Mikkelsen, niesłusznie oskarżony przez pięciolatkę o molestowanie seksualne, odkrywał, że zasada domniemania niewinności nie działa, kiedy w grę wchodzą ogromne emocje. Vinterberg brał na warsztat mechanizmy ostracyzmu i pokazywał bezosobową falę nienawiści, która stale nabiera na sile, mimo że podejrzanemu nic jeszcze nie udowodniono.
W Obcym niebie Dariusza Gajewskiego niby jest podobnie. Basia (Agnieszka Grochowska) i Marek (Bartłomiej Topa) to Polacy mieszkający w Szwecji. On uczy gry w piłkę nożną w miejscowej szkole, ona dorabia jako masażystka. Wyraźnie się między nimi nie układa, ale oboje równie mocno kochają swoją dziewięcioletnią córkę, Ulę (Barbara Kubiak). Sytuację zmienia jeden telefon, który przestraszona dziewczynka wykonuje do opieki społecznej. Przedstawiciele szwedzkiego „socjalu” podejrzewają, że Ula była ofiarą przemocy domowej, więc bez słowa zabierają dziecko rodzicom i umieszczają je w rodzinie zastępczej, a Basia i Marek zaczynają nierówną walkę z potężną instytucją.
Niestety – tam, gdzie u Vinterberga była wnikliwa analiza mechanizmów społecznych, u Gajewskiego jest tylko grzmienie z ambony; tam, gdzie reżyser Polowania operował odcieniami, twórca Obcego nieba stawia na czerń i biel.
[quote]Szwecja wygląda w jego filmie jak kraina z koszmaru Kafki.[/quote]
Małoletnia Ula zmuszana jest przez nauczycieli do zmiany imienia na Ursula (bo w klasie jest już dwóch chłopców o imieniu Ula), a jej przerażeni rodzice, wzywani co chwilę do opieki społecznej, słyszą powtarzane jak mantrę zdanie: „wszystko robimy dla dobra dziecka”. Skandynawski „socjal” uosabia tu Anita (Ewa Fröling), którą Gajewski stylizuje na postać rodem z horroru – bohaterka ma nieprzyjemne rysy, pomalowane na czarno brwi, chodzi w ciężkich płaszczach i zachowuje się tak, jakby cieszyło ją odbieranie dzieci niewinnym ludziom. W kontraście z cokolwiek realistyczną konwencją filmu Anita wygląda jak Cruella de Mon. Brakuje jej tylko papierosa zatkniętego na czubku długiej lufki.
Gajewski nie kręci więc społecznego studium, w którym dramatyczną sytuację tworzyłby splot wydarzeń i postaw, ale raczej ordynarny thriller z motywem emigracji na pierwszym planie. Wniosek wysnuwa właściwie jeden – „nigdzie nie będzie ci lepiej niż tam, gdzie się urodziłeś” – ale umieszcza go na dwóch poziomach. Na planie mikro przedstawia go sytuacja Uli, pozbawionej prawdziwego imienia i zmuszonej do mieszkania z rodziną zastępczą. Nowi rodzice są bogaci, ułożeni i spokojni. Kochają dziewczynkę, bo własne dziecko stracili. Spełniają marzenie dziewięciolatki o posiadaniu psa i zapisują ją do ekskluzywnej szkoły, nie są jednak w stanie zastąpić miłości prawdziwych rodziców. Na planie makro rodziną biologiczną jest Polska, a zastępczą: Szwecja. Może i jeździmy rozklekotanymi samochodami, może i dajemy dzieciom klapsy, kłócimy się bez powodu, pijemy za dużo i nie mamy pięknych mieszkań – zdaje się mówić reżyser – ale tu jest twój dom, tu jest twoja ojczyzna, więc nie szukaj szczęścia gdzie indziej. Kiedy bohaterowie trafiają wreszcie do kraju, kamera filmuje ich w szerokim kadrze, tworząc obraz, który można by powiesić w galerii i okrasić tytułem Emigranci po wieloletniej tułaczce.
Problem w tym, że tej patriotycznej dwupoziomowej metafory nie wytrzymuje plan fabularny. Owszem, Ula nie była przez rodziców bita, ale nie okłamała Anity bez powodu – zadzwoniła do opieki społecznej, bo widziała, jak jej pijany ojciec zmusił do seksu matkę. W jednej z późniejszych scen Basia daje córce siarczystego klapsa w obecności Anity, choć powinna wiedzieć, że w Szwecji takie zachowania są odbierane zupełnie inaczej niż u nas. Gdyby więc przyjąć na chwilę perspektywę opieki społecznej – a nie sugerowany przez Gajewskiego punkt widzenia Polaków – otrzymamy film o alkoholiku, który gwałci żonę, mimo że za ścianą śpi jego dziewięcioletnia córka, i jego agresywnej, pracującej na czarno małżonce. Innymi słowy: film o imigrantach, którzy nie chcą się asymilować, sprawiają problemy, maltretują własne dziecko, a szwedzkie niebo traktują jako obce tylko dlatego, że nie potrafią inaczej. A chyba nie o to reżyserowi chodziło.
korekta: Kornelia Farynowska