search
REKLAMA
Recenzje

NA PRZEDMIEŚCIACH. Fantastyczna (i mało znana) komedia z Tomem Hanksem

Co uderza podczas seansu „Na przedmieściach” to cudowna atmosfera.

Tekst gościnny

24 listopada 2024

burbs
REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

Na przedmieściach” („The ‘burbs”), reż. Joe Dante, 1989

Toma Hanksa znają wszyscy. Aktor nie tylko należy do najwybitniejszych gwiazd kina, ale jednocześnie wydaje się po prostu cholernie sympatycznym gościem. Obecnie realizuje się głównie w repertuarze dramatycznym i grywa u najlepszych – by wymienić tu chociażby Spielberga, czy Zemeckisa – ale na początku swojej kariery pojawiał się w znacznie lżejszych tytułach. Szalony „Wieczór kawalerski” (od twórców „Akademii policyjnej”), momentami kreskówkowa wręcz „Skarbonka”, czy romantyczny „Plusk” rozsławiły nazwisko Hanksa. Szybko, bo już rolą w „duży” pokazał, że posiada ogromny talent, ugruntowany ostatecznie kreacją chorego na AIDS prawnika w filmie „Filadelfia” Jonathana Demme’a (za którą otrzymał pierwszego Oscara). Jednak zanim przeskoczył do poważnego repertuaru, zrealizował fantastyczną komedię „Na przedmieściach” („The Burbs”), o której chcę dzisiaj napisać, ponieważ z jakiegoś tajemniczego powodu, jest ona mało znana.

Na typowych, amerykańskich przedmieściach życie biegnie spokojnie. Każdy ma dom, garaż, samochód i ogródek, wszyscy znają wszystkich i generalnie panuje radosna sielanka. Ray Peterson (Hanks) zaczyna właśnie tydzień wolnego i zamierza, wbrew naleganiom żony (Carrie Fisher), spędzić go w domu. W dzielnicy niepokój budzą tajemniczy sąsiedzi – Klopkowie – którzy wprowadzili się kilka tygodni wcześniej. Nikt nic o nich nie wie, a ich dom wygląda jak wyciągnięty z najmroczniejszych horrorów. Mieszkańcy zaczynają więc snuć podejrzenia, nakręcając się wzajemnie coraz bardziej wymyślnymi historiami…

burbs

Co uderza podczas seansu „Na przedmieściach” to cudowna atmosfera. Pamiętacie, jak będąc dzieckiem spędzaliście całe dnie na wałęsaniu się z przyjaciółmi? Lato, błękitne niebo, żadnych trosk, czy niepokojów związanych z pracą, życiem, przyszłością itd.? W filmie jedyny problem stanowią tajemniczy sąsiedzi, a główni bohaterowie przypominają właśnie dzieciaki, które, zamiast załatwić sprawę dojrzale i po prostu zapytać, szpiegują, myszkują i próbują na własną rękę dowiedzieć się czegoś o Klopkach. Jednocześnie nikt nie martwi się tutaj o „poważne” sprawy, uwaga wszystkich koncentruje się wyłącznie na wyjaśnieniu tajemnicy nowych mieszkańców Mayfield Place. Ray, Mark (Bruce Dern) i Art (kanadyjski komik Rick Ducommun) oraz reszta postaci żyją więc „na przedmieściach” zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym – z dala od trosk, tragedii i gwałtownych wydarzeń. A ta idylliczna atmosfera, wywołująca reminiscencje z wakacyjnego okresu w dzieciństwie, udziela się widzowi, przenosząc go do tych szczęśliwych, beztroskich czasów. Nie znam innego filmu, który by to potrafił.

Jednocześnie całość jest podszyta grozą, naturalne mocno przyprawioną humorem. „Na przedmieściach” nie sprawi, że dostaniecie gęsiej skórki, a ciśnienie wyskoczy poza skalę. Film, owszem, zawiera pewne elementy charakterystyczne dla horroru, jednak wyolbrzymia je oraz podaje w komediowej otoczce, stępiając tym samym jakiekolwiek poczucie strachu. Ale to nie dziwi, bowiem reżyserem jest specjalista od czarnych komedii, Joe Dante, którego opus magnum stanowią wcześniejsze o pięć lat „Gremliny rozrabiają”. Scenariusz natomiast zrodził się w głowie Dany Olsena, gdy ten przechadzał się pewnego razu po typowych, amerykańskich przedmieściach i pomyślał, że jeden z tych z pozoru normalnych domów może kryć jakąś mroczną tajemnicę. Atmosferę buduje również klimatyczna ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada Jerry Goldsmith, cytując na niej zarówno samego siebie (gdy pobrzmiewają nuty z wojennego fresku „Patton”), jak i włoskiego mistrza Ennio Morricone.

burbs

„Na przedmieściach” jest więc również satyrą na mieszkańców przedmieść, którzy malują swoje domy, koszą trawniki, woskują samochody na garażowym podjeździe, a jakiekolwiek odstępstwo od tej nudnej normy wywołuje dramatyczne konsekwencje.

Jako ciekawostkę warto dodać, że pomysłową czołówkę – płynne przejście od logo wytwórni Universal (globu ziemskiego), aż do ulicy na przedmieściach – wykonało studio George’a Lucasa ILM, znane z efektów specjalnych do najlepszych blockbusterów. A sam film, ma się wkrótce doczekać serialowego remake’u, prosto od Setha MacFarlane’a („Family Guy”), który jest wielbicielem oryginału.

REKLAMA