NA MIEJSCU ZBRODNI: TEKSAŃSKIE POLA ŚMIERCI, czyli jak nie robić dokumentów o niewyjaśnionych morderstwach
Jestem zawiedziona po seansie trzeciego sezonu cyklu Na miejscu zbrodni, za którym stoi nie tylko niezwykle utalentowany dokumentalista Joe Berlinger, ale też Ron Howard. W czasie gdy mówimy szeroko o medialnej fetyszyzacji ofiar seryjnych morderców oraz gdy w mediach społecznościowych toczą się niesmaczne debaty o braniu 15-letnich dziewczyn za żony, twórcy dokumentu robią wszystko, by pokazać, że nikt nie będzie im mówił, jak robić dokumenty, czyli dwóch potencjalnych seryjnych morderców pozostaje na pierwszym planie, podczas gdy ich ofiary dalej pozostają zapomniane. I tak – wiem, że większość dokumentów z gatunku true crime koncentruje się głównie na postaci mordercy oraz jego backstory, jednak w punkcie, w jakim znajduje się obecne społeczeństwo, wydaje mi się to nie do końca fair z punktu widzenia rodzin ofiar, o czym bardzo często zapominamy. W przypadku tejże konkretnej miniserii kwestia ta została potraktowana w dość przykry i fatalnie rozegrany sposób. Z tego i innych powodów oglądanie trzech kolejnych odcinków było dość dziwnym przeżyciem. Dlaczego?
Jedno wielkie rozczarowanie
Za teksańskimi polami śmierci nie stoi praktycznie żadna historia, jak miało to miejsce w przypadku poprzednich odsłon cyklu. I nie zrozumcie mnie źle, temat jak najbardziej jest, tyle że twórcy podchodzą do niego nie od tej strony, co trzeba. Ofiary prawdopodobnie dwóch różnych seryjnych morderców poznajemy pobieżnie, nie wiedząc w sumie do końca: kim były, czym się interesowały, jakie miały plany, zanim zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Nie wiemy też, jak zginęły. Wiemy natomiast, że ich martwe ciała w różnym czasie, ale w bliskiej od siebie odległości, zostały wystawione na widok publiczny i porzucone jak śmieci. Już na tym etapie widać zmarnowany potencjał, żerujący wyłącznie na krzywdzie rodzin zaginionych dziewczyn.
Jest to szczególnie widoczne w kontekście postaci Tima Millera, którego nastoletnia córka, chorująca na padaczkę, stała się jedną z ofiar tajemniczego mordercy. Ojciec do samego końca szuka prawdy, choć w międzyczasie popełnia szereg błędów. Robi też jedną fantastyczną rzecz, a mianowicie zakłada EquuSearch, która zajmuje się pomocą lokalnym rodzinom z Houston, które także mierzą się z podobnymi tragediami. Co prawda, nie widzimy jego codziennej pracy, ale widzimy, jaki wpływ ma jego pomoc na inne rodziny przeżywające to samo, co on przeżywał w latach 80. XX wieku i de facto nadal przeżywa; jestem na 100 proc. przekonana, że to właśnie o nim i jego walce w sprawie córki i innych poszkodowanych osób powinien być cały dokument, by w pełni można było uszanować ofiary, o których opowiada ta odsłona cyklu.
Nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że w taki sposób powinny wyglądać współczesne dokumenty zajmujące się morderstwami. Patrząc na to, jak bardzo zmienia się świat, tak samo powinien ewoluować tenże gatunek. Było to już widać na przykładzie dwóch poprzednich sezonów, dlatego tym bardziej smuci ten jeden wielki krok w tym. Poza makabrycznymi zbrodniami twórcy koncentrowali się także np. na tle społecznym, próbując odkryć, jaką rolę odegrało i w jaki sposób przyczyniło się do tego, że ludzie ginęli w tragicznych okolicznościach. Liczyłam na to, że i w tym przypadku dowiem się czegoś interesującego nie tylko na temat samym morderstw oraz ofiar. Byłam przekonana, że przeprowadzona zostanie skrupulatna analiza, dlaczego właśnie na tym obszarze tyle młodych dziewczyn przez tak długi okres stawało się ofiarami tajemniczych zniknięć. W odpowiedzi otrzymujemy standardowy wątek nieudolności policji, twórcy zaś pobieżnie skaczą po temacie, odnoszą się wyłącznie do warunków pogodowych sprzyjających zacieraniu dowodów i nic poza tym; upały oraz huragany.
Niestety twórcy nie próbują dojść do sedna sprawy, dlaczego na tym obszarze coraz młodsze kobiety były mordowane. Dodatkowo na przestrzeni trzech kolejnych odcinków cały czas powtarzają już znane widzowi informacje, próbując jakoś wypełnić pozostały czas. Uważam, że równie dobrze – w takim kształcie jak pokazano – historię można by zamknąć w dwóch, a nawet jednym dłuższym odcinku. Wiem też, że rodziny ofiar, występujące w miniserii naprawdę chciały dobrze, chciały opowiedzieć swoją historię. Szkoda tylko, że twórcy dokumentu im na to nie pozwalają. Dostajemy za to obraz dwóch ojców, którzy do końca się nie poddali w poszukiwaniach swoich zaginionych córek, jednak to nie oni powinni znaleźć się w centrum zainteresowania. To bardzo ciekawy wątek, który niestety wybija się na pierwszy plan, przyćmiewając przy tym historię ofiar, czyli córek poszukiwanych przez swoje rodziny przez wiele dekad.
Ostatnimi czasy seryjni mordercy ewidentnie wrócili znów do łask widzów, dlatego też odnoszę dziwne wrażenie, że coraz częściej na łamach chociażby Netflixa będą pojawiały się produkty starające się wykorzystać ten temat do cna. Tak niestety jest i w tym przypadku, nad czym niezmiernie ubolewam. Mamy więc przerażające morderstwa, popełnione na młodych kobietach, gdzie najmłodsza miała 12 lat, mamy dwóch, a możliwe, że i trzech seryjnych zabójców, mamy ofiary, które po wielu latach zostały w końcu zidentyfikowane, mamy szereg tajemniczych zniknięć, gdzie żadna z nich tak naprawdę nigdy nie została rozwiązana. Szkoda więc, iż twórcy, zamiast skupić się na tych aspektach, dają pobieżny komentarz, że boom na tamtym obszarze spowodował migrację niebezpiecznych osobników, nie pogłębiając tematyki zmian społecznych oraz tego, co faktycznie łączyło ofiary.
Tim Miller – ojciec, który powinien być bohaterem dokumentu
To, co mogło zostać świetnie zrobione, a jednak nie zostało, to aspekt dotyczący osamotnienia rodzin, które szukają, szukały bądź odnalazły ciała swoich zaginionych bliskich. Część z nich do dziś nie wie, kto stał za danym morderstwem ani dlaczego policja nie chciała się zająć ich sprawą. I tutaj do akcji wkracza wspomniany wcześniej Tim Miller. Założył on organizację, która nie tylko szuka zaginionych osób, ale również zapewnia potrzebne wsparcie, którego on nie dostał, przede wszystkim ze strony policji i także prokuratury badającej sprawę tajemniczych morderstw. Dalej jestem zdania, że cały dokument powinien skupić się właśnie na tym motywie. Wiele rodzin szczególnie na przestrzeni lat 80. i 90. XX wieku, zgłaszając zaginięcie nastolatki/nastolatka, słyszała od funkcjonariuszy, że pewnie uciekła/uciekł, bo np. zadawał/zadawała się z podejrzanym towarzystwem, bo pracowała w klubie, sprzedając alkohol, bo jarała trawkę itd. Nikt nie brał obaw o najbliższych na poważnie, dopóki nie było już za późno.
Większość porwanych nastolatek nie znalazła się w obrębie zainteresowań tamtejszej policji. Ta jednak bardzo na poważnie wzięła sprawę zaginięcia 12-letniej dziewczynki, która była przykładną uczennicą i baletnicą. Wątek ten nigdy nie zostaje w dokumencie rozbudowany, a moim zdaniem powinien. Lekceważenie zaginięć ze względu na różne czynniki społeczne to motyw bardzo często pojawiający się w różnych dokumentach. Możliwe, że rodziny zaginionych dowiedziałyby się, co stało się z ich bliskimi, gdyby policja faktycznie poważnie podchodziła zarówno do poszczególnych zgłoszeń, jak i późniejszego śledztwa.
Dodatkowo koncentrując się na postaci Tima Millera i jego walce, należy wspomnieć o dwóch powiązanych wątkach, które także zostały potraktowane przez twórców po macoszemu. Po pierwsze należy skupić się na postaci Roberta Abela, który był naukowcem pracującym swego czasu dla NASA, a który został oskarżony o bycie seryjnym mordercą; tylko dlatego, że mieszkał w sąsiedztwie miejsca, gdzie znaleziono ciała młodych dziewczyn. Z jednej strony pomógł wysłać człowieka na księżyc, z drugiej do końca życia nosił piętno rzekomego zabójcy, dręczony przez Millera praktycznie do samego końca, czyli samobójczej śmierci. Drugi wątek dotyczy Marli, która była molestowana przez podejrzanego o bycie seryjnym zabójcą z teksańskich pól śmierci ojczyma. Ona także spotkała się z ojcem jedną z zabitych ofiar. Celem jest powiązanie ze sobą dwóch spraw. Niestety w obu przypadkach wszystko zostało przedstawione w pobieżny sposób, co nie oddało sprawiedliwości ani Abelowi, ani skrzywdzonej Marli; te dwa wątki mają tak dużą siłę, a znów twórcy tak szybko, jak je wprowadzają, tak szybko też o nich zapominają.
Co poszło nie tak?
Po seansie do tej pory nie wiem, jaki był główny cel twórców. Już sam fakt, że – jak mówią eksperci – środowisko naturalne otaczające Houston pozwala na działania wielu seryjnym mordercom praktycznie w tym samym czasie to chyba ciekawy punkt wyjścia do opowiedzenia konkretnej historii. Tak się jednak nie dzieje, gdyż jedyne, co widzimy na przestrzeni trzech odcinków, to gdybanie oraz powtarzanie w kółko tych samych faktów. Niestety tak naprawdę do niczego konkretnego to nie prowadzi. To, na co jestem najbardziej zła, to protekcjonalne potraktowanie ofiar. Nie są one nawet w centrum zainteresowania historii, gdzie dokument opowiada o wszystkim innym, tylko nie o nich. Niestety, jak dla mnie to zmarnowany potencjał na świetną, choć mroczną, opowieść.
Niestety, ale z czystym sumieniem nie mogę polecić tegoż dzieła, gdyż nie można go zaliczyć nawet do kategorii poprawnego dokumentu. Częściowo głos został oddany rodzinom ofiar, ale w taki sposób, iż ich cierpienie po dziś to tylko dodatek do historii bez konkretnego celu. Będę to powtarzać bez końca: wiemy, kim były ofiary, dlaczego więc nie zostały one potraktowane w odpowiedni sposób? Zaginione kobiety także zostały przedstawione jako trzeci plan, gdzie przecież stanowią one punkt wyjścia dla całej historii. Wydaje mi się, że twórcy stwierdzili, że motyw zaginionych młodych dziewczynach, które miały plany, życie itd., nie jest absolutnie wart uwagi, kiedy to postaci rzekomego podejrzanego o bycie seryjnym mordercą można przecież poświęcić pół odcinka, jak nie więcej.