search
REKLAMA
Recenzje

LOCKWOOD I SPÓŁKA. Pogromcy duchów [RECENZJA]

Współczesny Londyn, który na porządku dziennym nawiedzają duchy. Czy Netflixowi udało się godnie przenieść na ekran popularną serię młodzieżową?

Mary Kosiarz

29 stycznia 2023

REKLAMA

Nastoletni detektywi kontra duchy, upiory i ukryta z tyłu głowy mroczna przeszłość. Lockwood i spółka to całkiem udana ekranizacja popularnej serii młodzieżowej autorstwa Jonathana Strouda, która mimo skromnych początków niezwiastujących ponadprzeciętnych wrażeń zabiera nas w podróż do fascynującego świata, gdzie dorastające dzieciaki zamiast na boisku walczą między sobą o pozycję w rankingu najlepszych pogromców duchów. To opowieść o przyjaźni, niewyjaśnionych do końca niedopowiedzeniach z dawnych lat, których rozwiązania szukamy razem z bohaterami, ale chyba przede wszystkim jest to czysto rozrywkowa, niewymagająca, a satysfakcjonująca odskocznia od codzienności, która zapewni młodszemu odbiorcy wszystko to, czego oczekiwałby od tętniącego akcją i przepełnionego magicznymi przygodami serialu.



Akcję rozpoczynamy krótką retrospekcją, która podbudowuje nieco kontekst całej historii na podstawie przeszłości głównej bohaterki obdarzonej zdolnością wyczulonego słuchu. Lucy Carlyle jako trzynastolatka rozpoczyna naukę w akademii szkolącej przyszłych pogromców duchów, jednak z wielu powodów nie udaje jej się ukończyć ostatniego, najważniejszego roku studiów. W trakcie ryzykownej ekspedycji traci najbliższą przyjaciółkę, zostaje niesłusznie oskarżona o składanie fałszywych zeznań – podczas gdy prawdziwy winny całej sprawy zostaje oczyszczony z zarzutów – po czym ucieka nie tylko od wyroku sądu, ale przede wszystkim pragnie uwolnić się od matki, która z każdym dniem staje się jej coraz bardziej obca. Już w wieku piętnastu lat poszukuje własnego miejsca w mistycznym Londynie, pełnym tajemnic i czających się w zakamarkach przeszłości duchów. W gazecie odnajduje ogłoszenie o formującej się agencji Lockwood & Co., która poszukuje młodej, zdolnej adeptki. Jak możemy się domyślić, to moment, który całkowicie zmieni jej życie, narazi przy tym kilka razy na poważne niebezpieczeństwo, ale i pomoże wykaraskać się z tęsknoty za straconą przyjaźnią i złapać nieco dystansu od toksycznej rodzinnej relacji. Wraz z przyjaciółmi, Lockwoodem i Karimem, Lucy stanie oko w oko z upiorami, przeżyje przygody, o jakich marzy niemal każdy młody pogromca duchów, oraz rozwiąże najpilniej strzeżone zagadki magicznego Londynu. W trakcie poszukiwania odpowiedzi na niewyjaśnione szczegóły zabójstw i ukryte zaczarowane relikwie odnajdzie wreszcie dawno zapomnianą, prawdziwą wersję siebie.

Przyjemnie patrzy się na tak dobrze zapowiadających się młodych aktorów, a najlepsze w tym jest to, iż zaczynają swoje kariery od całkiem przystępnej jakościowo serii, której sukces nie był wcale czymś oczywistym. Ruby Stokes (której już na początku seansu nadałam miano młodszej wersji Florence Pugh, zarówno ze względu na urodę, jak i ciekawie rozwijające się umiejętności dramatyczne) i Cameron Chapman to idealnie wyważony wybór obsadowy, którego wisienką na torcie jest obecność Alego Hadji-Hesmati wcielającego się w rolę Karima. Być może serial nie dał im w pełni popisać się młodym talentem, ale mam ogromną nadzieję, iż już wkrótce będę miała okazję oglądać ich w nieco bardziej wymagających rolach na większym ekranie.

Wracając do meritum – Lockwood i spółka to unowocześniona przygodówka starej daty, w której linią fabularną nie jest wcale konieczność rozwiązania tej jednej, konkretnej zagadki, a całą frajdę sprawia nam właśnie ciągła zmienność tempa akcji, wprowadzanie kolejnych i kolejnych wątków; dzięki czemu historia nie traci świeżości i z każdym odcinkiem dostarcza nam coraz więcej zabawy. Trójka przyjaciół – Lucy, Lockwood i Karim to bohaterowie zbudowani oczywiście na tych samych fundamentach co większość postaci w produkcjach dla nastolatków, jednak w tym przypadku ich świetne aktorskie portrety wynagradzają miałkość scenariusza i nieco przewidywalny tok wydarzeń, którego finalnego rozwiązania domyślamy się już w okolicach połowy sezonu. Mimo to serial porządnie wciąga, fanów serii Strouda z pewnością usatysfakcjonuje, jednak głębiej przemówi przede wszystkim do młodszej publiczności, której spłaszczenie niektórych wątków i schematyczne podejście do budowania postaci nie dotknie tak mocno, jak doświadczonego i wyczulonego na kolejną podobną poprzednim produkcję Netflixa.

Lockwood i spółka kuleje we wprowadzeniu nas w historię swoich bohaterów, dlatego pierwsze dwa odcinki na przestrzeni całego sezonu wydają się najbardziej nużące i przeciwnie względem zamierzeń, wcale nie zachęcają do pozostania z fabułą na dłużej. To jednak okres przejściowy, bo to, co jest najciekawsze i popędza akcję do przodu, już do samego końca dzieje się wraz ze stopniowym zbliżaniem się do siebie bohaterów, pogłębianiem ich relacji; a co za tym idzie, bardziej rozbudowaną sferą psychologiczną postaci. Choć Lockwood i spółka z pewnością nie należy do produkcji o ambitnych zamiarach poruszenia naglących współczesną młodzież kwestii, subtelnie i udanie radzi sobie ze zwróceniem uwagi na problem m.in. samoakceptacji i myśli samobójczych, które w pewnym momencie po kryjomu nękają również Lockwooda. Twórcy łamią schemat bohaterów-herosów, których jedyną cechą charakterystyczną jest nadludzka siła i bezstresowe pokonywanie coraz to trudniejszych przeciwników – w końcu członkowie Lockwood & Co. to jeszcze dzieciaki, które tak jak reszta rówieśników, przeżywają swoje pierwsze zauroczenia, popełniają szczeniackie błędy i niekiedy z trudem przychodzi im mówienie otwarcie o słabościach i uczuciach.

Mimo iż Lockwood i spółka to serial przede wszystkim stworzony dla uciechy młodszej młodzieży, patrząc na kreacje aktorskie Lockwooda, Lucy i Karima, ciężko uwierzyć, iż odgrywane przez nich postacie to w rzeczywistości piętnasto- czy szesnastolatkowie. W bardziej intymnych scenach świetnie radzą sobie z ukazaniem wspomnianego wewnętrznego zagubienia swoich bohaterów, jednak szczególnie w przypadku Lockwooda widoczna jest jego zbyt wyostrzona postawa dorosłego, protektora i szefa pozostałej dwójki, przez co zaczynamy postrzegać go mniej jak dzieciaka, a bardziej jak doświadczonego i dojrzałego przywódcę. Mocno naciąganym konceptem jest również fakt, iż trójka nastoletnich przyjaciół bez jakiegokolwiek wsparcia krewnych radzi sobie z tak wcześnie rozpoczętą dorosłością, co w widzu niezaznajomionum z książkową wersją tej historii może budzić same wątpliwości, a wręcz przekonywać o totalnym oderwaniu niektórych elementów fabuły od rzeczywistości.

Tym, bez czego serial o paranormalnych zdolnościach – takich jak walka z duchami za pomocą magicznych mieczy, w którym aż roi się od licznych scen pojedynkowych wymagających wizualnej doskonałości – zwyczajnie by nie istniał, są będące jego istnym filarem efekty specjalne. I to właśnie baza produkcji, która powinna zachwycać i cieszyć wzrok, dostarcza przeciętnych wrażeń i zamiast zaskakiwać, serwuje blade, rozmazane oblicza duchów i słabej jakości zdjęcia w momentach eksplozji czy w scenach walki. Od tego typu produkcji oczekujemy naprawy często niedopracowanych fragmentów scenariusza godnymi uwagi efektami CGI, jednak Lockwood i spółka to serial przeciętny i niewyróżniający się, zarówno w kontekście rozgrywających się w nim wydarzeń, jak i towarzyszącej im magicznej scenerii.

Czy Netflix pokusił się więc o ekranizację, którą zapamiętamy i która przekona do siebie nawet tych widzów, którzy nie mieli do tej pory styczności z jej oryginalną książkową wersją? Niestety, to w wielu aspektach dzieło liche i niezachęcające do oczekiwania na następny sezon (o ile platforma zdecyduje się wpakować miliony w kontynuację serialu). Jeśli wasze pociechy to miłośnicy enigmatycznych historii i zabarwionych czarami łamigłówek – Lockwood i spółka to materiał na dobry początek przygód z tego typu tematyką. Jednak czy ma on na tyle stały grunt, by reprezentować sobą coś więcej niż reszta produkcji okołomłodzieżowych? To serial połowicznie udany, satysfakcjonujący połowicznie i połowicznie interesujący widza, który jednym okiem obserwuje jego dalszy ciąg, a drugiego usilnie stara się nie zamykać.

Czy kolejny sezon ma szansę nas zaskoczyć? Bardzo chciałabym w to wierzyć, jednak wszystko wskazuje na to, że tak jak w serii pierwszej wymagający i wyczulony na schematyczność odbiorca nie znajdzie w nim nic odkrywczego, czego do tej pory nie widział.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA