search
REKLAMA
Recenzje

HOLIDAY. Polska historia małżeńska pod wulkanem

Wielka szkoda, że premiera polskiego filmu Holiday przejdzie kompletnie niezauważenie. Warto bowiem dbać o to, by taki rodzaj kina jak najczęściej pojawiał się na wielkim ekranie.

Marcin Kempisty

18 sierpnia 2021

Holiday
REKLAMA

Tomek (Marcin Czarnik) i Kasia (Anna Krotoska) z pozoru mają wszystko, czego potrzeba do prowadzenia dostatniego i spokojnego życia. Wprawdzie na poziomie scenariusza pojawia się niewiele informacji na temat ich codzienności, niemniej jednak ze strzępków rozmów da się stworzyć obraz pary głównych bohaterów. Wydaje się, że są dobrze sytuowanymi przedstawicielami klasy średniej, zajmującymi jedne z istotniejszych stanowisk w swoich firmach. Tomek na pewno pracuje w agencji reklamowej, porzuciwszy wcześniej pracę dziennikarza. Kasia jest bardziej tajemnicza, ale z kłótni, do której dochodzi na późniejszym etapie filmu między tą dwójką, wynika, że to głównie dzięki jej finansom mogą sobie pozwolić na wakacje na wyspie Bali. 

Mimo braku zmartwień związanych z sytuacją materialną małżeństwo powoli się rozpada. Wydaje się, że pogłębiający się kryzys nie wynika li tylko z faktu, że Kasia nie może zajść w ciążę. Choć wygląda na to, że to kobiecie znacznie bardziej zależy na potomstwie, gdyż po stronie Tomka nie widać dużego zaangażowania w te sprawy, to para rozmija się również na innych płaszczyznach codziennego funkcjonowania. Nie widać między nimi chemii, szacunku i otwartości na potrzeby drugiej strony, a przede wszystkim gotowości do poświęcenia. Widać to zdecydowanie po postawie Tomka: jeżeli mężczyzna chce w końcu spełnić swoje marzenie i zdobyć szczyt wulkanu Agung, to stanie się to za wszelką cenę, choćby i ostatecznej destrukcji jego małżeństwa.

Holiday

Holiday w reżyserii Pawła Ferdka zbudowane jest na dwóch podstawowych filarach fabularnych. Na pewno twórcy zależy na realistycznie nakreślonym portrecie ludzi w okolicach czterdziestego roku życia, dla których kończy się pewien etap. Niby wywalczyli sobie odpowiedni stan finansowy, niemniej jednak to nie zapewniło im szczęścia. Przy pomocy często wykorzystywanych zbliżeń kamera przygląda się zmęczonym twarzom osób, które uciekły przed codziennością właśnie po to, żeby wypocząć. Tymczasem, zamiast ulgi, dopadły ich demony, wcześniej pewnie zagłuszane zgiełkiem metropolii. Skoro jednak uciekli do rejonów zamieszkałych przez nieporównywalnie mniejszą liczbę ludzi, a dźwięki samochodów zostały zastąpione odgłosami kur, krów i lasów, to nagle okazało się, że nie ma już dokąd uciekać – trzeba stanąć twarzą w twarz z kłopotami.

Drugim filarem Holiday jest próba wpisania historii Kasi i Tomka w uniwersalny kontekst relacji damsko-męskich. Przeniesienie bohaterów z ich wygodnego siedliska i bogato wyglądającego hotelu do wioski ulokowanej tuż pod buzującym wulkanem służy odarciu bohaterów z cywilizacyjnych naleciałości, by zobaczyć ich „w stanie czystym”. Innymi słowy, bez technologii, bez znajomych i bez obowiązków w protagonistach nagle odzywa się prawdziwa natura. Oboje na swój sposób poszukują odpowiedzi na to, kim są, czego pragną i dokąd pragną podążać.

Holiday

Pominąwszy rzecz jasna kwestie związane z lokacją, w której Paweł Ferdek nakręcił swój film, w pewnych momentach Holiday przypomina poszukiwania, jakie w swoich filmach podejmował Michelangelo Antonioni. Mamy bowiem do czynienia z podobnymi zagrywkami – obserwowaniem pary bohaterów samotnie się poruszających, tylko czasami wchodzących ze sobą w interakcję, dla których priorytetem jest odnalezienie własnej tożsamości. Najczęściej ma to związek z kwestiami płciowymi. Widać to szczególnie u poszukującego męskości Tomka. Dla niego najważniejszym elementem wycieczki wulkanu jest zdobycie szczytu wulkanu, jak gdyby od tego zależało jego życie. Pal sześć kobieta, co tam starania się o dziecko – trzeba przecież zrealizować marzenie, którego realizacji był blisko osiemnaście lat wcześniej. Temu służą te wszystkie wizualne symbole, na których oko zawiesza kamera, w postaci wulkanu bliskiego erupcji czy walk kogutów. 

Problem z Holiday polega na swego rodzaju rozmywaniu się podejmowanych tematów. Odrobinę za dużo wątków zostało podjętych przez Ferdka, a że, słusznie zresztą, nie chce odpowiadać na wiele pytań, to przez to ma się wrażenie, iż chwilami jedynie ślizga się po powierzchni, jak gdyby odfajkowywał kolejne zagadnienia, jakie powinny się znaleźć w jego filmie. Obok dramatu psychologicznego pojawia się także element dokumentu, gdy kamera wkracza w środowisko autochtonów zamieszkujących podnóże Agung, przyglądając się ich obliczom, codziennym obowiązkom, zainteresowaniom, obrzędom. Prowadzona z ręki, ma sprawiać wrażenie obecności widza tam na miejscu, dodawać obrazowi realizmu. 

Nad wszystkim zaś unosi się aura nieuchwytnej tajemnicy, związana między innymi z nadchodzącym świętem z okazji zbliżającej się erupcji wulkanu. Holiday jest pozbawione jumpscare’ów i innego rodzaju nachalnych zabawek serwowanych przez współczesnych twórców, ale momentami można zaklasyfikować film Ferdka do kategorii horroru, gdzie liczy się głównie klimat osamotnienia, posępności, oczekiwania na nieuniknioną tragedię. Trochę to zresztą przypomina Wieżę. Jasny dzień Jagody Szelc, nie tylko ze względu na nazwisko Anny Krotoskiej występującej w obu produkcjach.

Holiday

Osobny akapit należy poświęcić aktorom, ponieważ ich kreacje są niezwykle subtelne, utkane z drobnych gestów, spojrzeń (a najczęściej ich unikania), a tylko czasami z niekontrolowanych wybuchów gniewu. Czarnik i Krotoska wsłuchują się w siebie i reagują na zachowanie drugiej strony. Nie tylko koncentrują się na tym, by jak najlepiej oddać uczucia dręczące ich bohaterów, ale również otwierają się na siebie, tworząc przestrzeń, w której swobodnie mogą eksplorować trudne emocje. Należą im się szczere brawa, ponieważ najłatwiej byłoby zrobić rozkrzyczaną małżeńską dramę, natomiast o wiele trudniej jest mówić niewiele, a jednocześnie pokazać wszystko.

Do szczęścia zabrakło niewiele, być może lepszego zakończenia. Niemniej jednak Holiday stanowi udaną próbę podróży w głąb poranionych serc ludzi średniego pokolenia. Ich poszukiwania prawdy na własny temat są na tyle uniwersalne, że w kreacjach Czarnika i Krotoskiej może przejrzeć się każdy, kto kiedykolwiek zwątpił w obraną życiową drogę. Takiego kina w Polsce nam trzeba.

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA