search
REKLAMA
Recenzje

EXIT 8. W poszukiwaniu anomalii [RECENZJA]

Adaptacja gry „The Exit 8″ nie utraciła nic z klimatu pierwowzoru, ale scenariuszowo wyraźnie kuleje.

Jędrzej Paczkowski

29 września 2025

REKLAMA

„Wypatruj anomalii. Jeśli jakąś zobaczysz, natychmiast zawróć. Jeśli nie zobaczysz anomalii, idź dalej przed siebie. Kieruj się do wyjścia numer 8” – rozwieszone na ścianie tokijskiego metra wskazówki z gry The Exit 8 wydają się zwodniczo proste. Przemierzając zapętlony w nieskończoność, upiornie sterylny korytarz metra, musimy uważnie wpatrywać się w otaczającą nas przestrzeń w poszukiwaniu wspomnianych anomalii, kierując się w ten sposób coraz bliżej tytułowego wyjścia numer 8. Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić – jeśli przegapimy uchylające się dyskretnie drzwi do pomieszczenia technicznego albo smugę na suficie przypominającą ludzką twarz, gra cofnie nas do punktu zerowego.

Stojący za kamerą kinowej adaptacji gry Genki Kawamura już od pierwszej sceny kłania się materiałowi źródłowemu, prezentując bezimiennego protagonistę (Kazunari Ninomiya) w ujęciu nakręconym z pierwszoosobowej perspektywy. Bohater stoi w wagonie metra, na widok faceta ochrzaniającego brutalnie matkę z płaczącym dzieckiem beznamiętnie wkłada słuchawki; chwilę później wychodzi na stację i odbiera telefon od swojej ciężarnej dziewczyny. Kierując się do wyjścia, chłopak gubi się jednak na przeklętej stacji – a próba wydostania się z zamknięcia stanie się dla bohatera, niechętnego do wejścia w rolę rodzica, swoistym testem dojrzałości.

 

W pewnym momencie miejsce uwięzienia protagonisty zostaje wprost porównane do piekła lub czyśćca. Rzeczywiście, nieszczęśnicy zamknięci w odseparowanej od świata stacji metra zostają w filmie poddani wymyślnej karze za życiowe przewinienia. Kolejne napotykane przez bohatera anomalie zmuszają go zatem do konfrontacji z własnymi słabościami i lękami, a ucieczka z tego więzienia jest jednocześnie obietnicą poprawy. Najpierw trzeba jednak odnaleźć wyjście – przemierzając po raz n-ty ten sam korytarz, chłopak recytuje zatem pod nosem wyliczankę mijanych obiektów, a my próbujemy wraz z nim wykuć topografię upiornej stacji. Zadanie nie będzie jednak łatwe – wystarczy chwila nieuwagi, aby bohater został cofnięty do punktu wyjścia.

Do pewnego momentu ten schemat sprawdza się nieźle. Reżyser wiernie odwzorowuje miejsce akcji z gry, sprawnie kieruje naszą uwagę na kluczowe elementy scenografii, dobrze radzi sobie też z inscenizowaniem kolejnych anomalii. Podoba mi się też, w jaki sposób wykorzystano tu warstwę dźwiękową – zarówno mrożące krew w żyłach odgłosy dziecięcego płaczu i skrzypiących drzwi, dudniącą muzykę oryginalną (Shohei Amimori, Yasutaka Nakata), jak również pojawiające się w newralgicznych momentach utwory Ravela i Debussy’ego. Nie da się jednak ukryć, że energii starcza twórcom zaledwie do połowy seansu – potem efekt świeżości mija, napięcie wyraźnie siada, a pojawiające się znienacka fabularne urozmaicenia jedynie odwracają naszą uwagę od centralnego wątku. Sytuację do pewnego stopnia ratuje Kazunari Ninomiya, któremu – pomimo minimalnego scenariuszowego budulca – udaje się stworzyć wiarygodną postać. W przemianę granego przez niego protagonisty łatwo uwierzyć, podobnie jak łatwo utożsamić się z jego lękami i frustracjami.

 

Biorąc pod uwagę fabularną szczątkowość oryginalnego The Exit 8, Kawamura z resztą ekipy i tak poradzili sobie jednak przyzwoicie. Pamiętane z materiału źródłowego mechaniki rozgrywki dobrze sprawdzają się również na kinowym ekranie, a film nie utracił nic z niepokojącego klimatu gry. Nawet jeśli scenariusz w paru miejscach wyraźnie kuleje, to obrazy przeklętej stacji na długo zostają pod powiekami. Lepiej dobrze się zastanówcie, zanim kolejny raz wsiądziecie do metra – albo przynajmniej zróbcie wcześniej solidny rachunek sumienia.

Jędrzej Paczkowski

Jędrzej Paczkowski

Absolwent filmoznawstwa UAM. Fan Kurosawy, westernów, Muppetów, kina gore i wszystkiego, co pomiędzy.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA