search
REKLAMA
Recenzje

DRACULA – WAMPIRY BEZ ZĘBÓW (reż. Mel Brooks). Solidna parodia filmów o wampirach

Tekst gościnny

27 stycznia 2025

REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

Po sparodiowaniu Costnerowskiego „Robina Hooda”, Mel Brooks, jeden z największych prześmiewców w historii kina, postanowił sięgnąć po tematykę wampirów, z którą chwilę wcześniej mierzył się inny tuz celuloidu, Francis Ford Coppola. Wydawałoby się, że motywy związane z krwiopijcami, przefiltrowane przez poczucie humoru legendarnego już wtedy twórcy, po prostu muszą zaowocować kolejną produkcją gwarantującą nieustanny masaż przepony i z marszu trafią na półkę z klasyką. Tym bardziej, że poprzednia wizyta Brooksa na pograniczu horroru, czyli wcześniejszy o dwadzieścia lat „Młody Frankenstein”, nadal doskonale się trzyma i wciąż bawi równie mocno, co przed laty.

W „Draculi…” reżyser wykpiwa większość mniej lub bardziej znanych filmów związanych z wampirami. Od tych najstarszych, niemych („Nosferatu – symfonia grozy”), poprzez brytyjskie produkcje ze stajni Hammer Film, których gwiazdą był chociażby Christopher Lee, aż po najnowsze (wtedy) dzieła, czyli wspomnianą wyżej wersję Coppoli. Mamy tu klasyczny dla reżysera humor, więc każdy, kto zna inne dokonania Brooksa, poczuje się jak w domu. Twórca serwuje nam nieco przaśne dowcipy, orbitujące wokół tematyki seksualnej, ale nie brakuje również inteligentnych gier słownych, a nawet slapsticku. Fantastyczna jest scena, w której Dracula (Leslie Nielsen) i Van Helsing (Brooks) przekomarzają się jak dzieci, w fikcyjnym antycznym języku mołdawskim. Wszystkie obce słowa zostały zaimprowizowane przez aktorów, którzy mają przy tym niesamowitą frajdę na planie. Oprócz tego w filmie wyśmiewane są uniwersalne ludzkie przywary, jak na przykład sztucznie wymuszana (i fałszywa) moralność. Dostaje się też czasom wiktoriańskim, w których toczy się akcja filmu (oraz powieści Brama Stokera).

Ekran zaludnia galeria nie do końca normalnych bohaterów. Nie mogło być inaczej, skoro ideą przyświecającą twórcom, było nakręcenie filmu, w którym „wszystkie kobiety mają być piękne, a wszyscy mężczyźni to idioci”. Leslie Nielsen wyraźnie parodiuje tu Belę Lugosiego, wypowiadając swoje kwestie z charakterystycznym akcentem, co doskonale podkreśla obcość transylwańskiego hrabiego. Z tą różnicą, że o ile Dracula Lugosiego roztaczał wokół siebie aurę grozy i majestat, o tyle wampir Nielsena jest na wpół niekompetentnym głupkiem. Oprócz niego, w kadrze pojawiają się również sam Brooks oraz jego przyjaciel i współpracownik, Harvey Korman („Płonące siodła”). A na drugim planie bryluje Peter MacNicol w roli służącego Draculi, Reinfelda. Tego bohatera zagrałby zapewne Marty Feldman, gdyby tylko żył w momencie realizacji. Trzeba jednak przyznać, że MacNicol sprawdza się znakomicie i odpowiada za dużą część gagów. Reżyser postanowił zatrudnić aktora, gdy zobaczył jego wyczyny w drugich „Pogromcach duchów”. Natomiast fanów serialu „Skrzydła” ucieszy widok Stevena Webera.

Planując produkcję, Brooks i współscenarzyści (odpowiedzialni również za wcześniejszy o pięć lat „Smród życia”) zastanawiali się, czy wzorem „Młodego Frankensteina”, nie nakręcić filmu w czerni i bieli. W końcu miał to być również hołd dla „Draculi” z 1931 roku. Ale w końcu uznali, że całość będzie się lepiej prezentować w kolorze. Głównie ze względu na to, że planując rozlewać na planie hektolitry krwi, chcieli pokazać ją w naturalnej barwie, a nie w odcieniach szarości.

W momencie premiery, film spotkał się z chłodnym przyjęciem zarówno ze strony krytyków, jak i widzów. Stał się też klęską finansową i uchodzi za bękarta w, poza tym bardzo udanej, filmografii Brooksa, który, co warto zaznaczyć, wyreżyserował zaledwie jedenaście tytułów. Po latach podszedłem do niego na świeżo, bez specjalnych oczekiwań. I okazało się, że „Dracula: Wampiry bez zębów” potrafi dać sporo frajdy. Owszem, ostrze satyry legendarnego twórcy jest tu lekko stępione, wcześniejszy „Robin Hood: Faceci w rajtuzach” wydaje się lepszą zgrywą, z większą liczbą celnych gagów, ale nawet gorszy film Brooksa, to wciąż solidna, miejscami nawet bardzo solidna komedia. Jak w przypadku większości parodii, warto jednak dobrze znać tematykę, która jest wyśmiewana, czyli w tym przypadku powieść Stokera oraz wcześniejsze filmy, zwłaszcza „Draculę” z 1931 roku oraz wersję Coppoli, bo wtedy można wyciągnąć z seansu znacznie więcej. Sądzę, że to właśnie stanowiło jedną z przyczyn klęski „Wampirów bez zębów” – w 1995 roku relatywnie niewielu widzów pamiętało już produkcję z lat trzydziestych. Zdecydowanie jednak warto dać szansę ostatniemu, jak dotąd, wyreżyserowanemu przez Brooksa filmowi.

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/ https://pertanian.hsu.go.id/vendor/ https://www.opdagverden.dk/ https://pertanian.hsu.go.id/vendor/ https://kesbangpol.sulselprov.go.id/app/ https://kesbangpol.sulselprov.go.id/wp-content/data/ https://kesbangpol.sulselprov.go.id/dashboard/ https://kesbangpol.sulselprov.go.id/vendor/ https://kesbangpol.sulselprov.go.id/assets/ https://info.syekhnurjati.ac.id/vendor/