search
REKLAMA
Recenzje

DO ZALICZENIA. Aubrey Plaza w komedii, która ma pewien poważny problem

W „Do zaliczenia” widza śmieszyć ma całkowite pomieszanie porządków.

Filip Jalowski

24 stycznia 2024

do zaliczenia
REKLAMA

Kończy się szkoła, rozpoczynają wakacje. Młodzi Amerykanie z radością podrzucają w górę czapki absolwentów i szykują się na wyjazd z rodzinnego domu. Przed nimi życie w obrośniętym legendami akademiku – jaskini uciech wszelakich, kuźni seksualnych wieloboistów. Brandy Klark nie do końca rozumie ekscytację znajomych. Jest najlepszą absolwentką w historii swojej szkoły średniej. Gardzi alkoholem, nie uprawia seksu, nie całuje się i unika imprez, bo atawistyczne uciechy są dla niej zbyt upokarzające. Po koleżeńskim fortelu Brandy znajduje się jednak na prywatce zorganizowanej z okazji ukończenia szkoły. Wśród kegów z piwem, czerwonych kubeczków oraz nastolatków oddających się uciechom gry w Beer Bonga zauważa Rusty’ego Watersa – umięśnionego, długowłosego blondyna zgrywającego Eddiego Veddera z Pearl Jamu. Tak rodzi się pomysł stworzenia tytułowej listy rzeczy „do zaliczenia”.

Rusty jest na niej ostatecznym punktem do odhaczenia. Brandy zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w trakcie, gdy jej znajomi zdobywali damsko-męskie doświadczenia ona przedzierała się przez plątaniny kolejnych równań oraz definicji. Z racji tego, że matematyczna olimpijka musi mieć głowę na karku i analityczne podejście do rzeczywistości, Brandy siada przy biurku i tworzy spis seksualnych czynności, które muszą znaleźć się w jej portfolio przed wyjazdem na studia. Lista, trzeba przyznać, jest dość opasła i obfituje w punkty, które zdecydowanie nie wpisują się w kanon grzecznego seksu przy zgaszonym świetle i kołderką podciągniętą aż do szyi.

do zaliczenia

 

W „Do zaliczenia” widza śmieszyć ma całkowite pomieszanie porządków. Oto kujonka wkracza na arenę zarezerwowaną dotąd dla głupiutkich cheerleaderek i lalek Barbie, które wizytę na tylnym siedzeniu wozu futbolisty traktują jak kolejną pozycję do umieszczenia w CV. Jeszcze śmieszniejsze ma być to, że Brandy nie zmienia się w stereotypową blondynkę. Dziewczyna pozostaje bystrą obserwatorką, która odhaczanie kolejnych czynności seksualnych traktuje tak, jak wykonanie kolejnych etapów zadania z fizyki. Na jej liście jest rubryka na komentarz, datę wykonania czynności, partnera – brak jedynie miejsca na uczucie, bo to totalnie Brandy nie interesuje.

Z filmem Maggie Carey jest jednak jeden problem, dość poważny jak na komedię. „Do zaliczenia” nie jest śmieszne. Pomysł na film wyczerpuje się zbyt szybko, bo ile można śmiać się z żartów oscylujących wokół zaliczania kolejnych punktów listy czy zdegustowanej miny ojca, który nie może pogodzić się z obudzeniem seksualności młodszej córki. Zresztą, całe to naukowe podejście Brandy, która w trakcie grzebania w rozporku kolegi dzwoni do domu, aby spytać się o szczegóły dotyczące anatomii penisa raczej degustuje, aniżeli wywołuje uśmiech. Okazuje się, że prostackie żarty trzeba umieć opowiadać. Carey to wyraźnie nie idzie.

do zaliczenia

 

Na minus filmu działa również całkowita przewidywalność. Kontrowersyjność jest tu jedynie gierką na pokaz. Tak naprawdę „Do zaliczenia” to na wskroś schematyczna, naszpikowana stereotypami oraz kliszami opowieść o amerykańskim rytuale przejścia – przenosinach do college’u. Wiele filmów potrafiło potraktować ten temat w sposób niezwykły i zapadający w pamięć, inne postawiły na całkowitą błazenadę, „Do zaliczenia” należy do jeszcze innej grupy – chce bawić i uczyć, ostatecznie ponosząc klęskę i na jednym, i na drugim polu.

Film Maggie Carey jest płytki niczym pomysł jej głównej bohaterki. Cierpi na niemal całkowity zanik dobrego humoru i dobrego smaku. Niemniej, jeżeli kogoś śmieszy jedzenie kupy pomylonej ze Snickersem i seria żartów o parzeniu torebki z herbatą – droga wolna, choć moralizatorska paplanina pewnie i tak zepsuje wam końcowy efekt.

Tekst z archiwum Film.org.pl (2013)

REKLAMA