DANNY BOYLE I JEGO FILMY – Trans
Maciej Niedźwiedzki
Boyle nieudolnie bawi się w Hitchcocka. Stara się wywołać podobne uczucie ciągłego osaczenia i niepewności, wprowadza wątki psychoanalityczne, a wszystko nurza w konwencji kryminału. Trans to jednak kino płytkie i efekciarskie, którego jedyną gratką pozostaje seksowna Rosario Dawson. To zdecydowanie za mało, by ten film pozostał dłużej w pamięci. Mam też wrażenie, że w Transie formuła kina uskuteczniana w Slumdogu i 127 godzinach zaczyna się wyczerpywać. To film zrealizowany na oparach wcześniejszych sukcesów. Trans jest scenariuszowo zbyt wykoncypowany, operuje dość prostą symboliką a główny bohater grany przez Jamesa McAvoya to przeszarżowana i irytująca postać. Wpadka Danny’ego Boyle’a. 4/10
Krzysztof Walecki
Thriller Boyle’a ma tak zakręconą fabułę, że nie sposób stwierdzić, co się w nim dzieje, komu oraz dlaczego. Jest to zagadka, w której kryje się inna zagadka, co w połączeniu z kinetycznym stylem reżyser może przyprawić o ból głowy. Ale twórcy Slumdoga może właśnie o to chodzić – kręci młynkiem pokazując liczne atrakcje (Rosario!), nie zawsze jednak łączące się w przekonującą całość.
Historia pracownika domu aukcyjnego, który po kradzieży obrazu traci pamięć niesie ze sobą dużo (często przykrych) niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji, lecz nie one są najciekawsze w Transie. Bardziej liczy się sposób, w jaki reżyser wciąż bawi się perspektywą, zmienia swoich bohaterów, a widzom każe zakwestionować raz wydane wyroki. W momencie, gdy najbardziej godny zaufania staje się brutalny złodziej, początkowo postać zdecydowanie negatywna, nagle trzeba zastanowić się nad tym, co się dzieje. I tutaj pojawiają się problemy, gdyż Boyle bardziej interesuje się stylem oraz trójką głównych bohaterów niż logicznym przebiegiem fabuły. Na szczęście tercet McAvoy-Cassell-Dawson ma co grać, a pełna seksu, przemocy i hipnozy mieszanka nie daje o sobie szybko zapomnieć. 7/10
Jerzy Babarowski (fragment recenzji)
Film Brytyjczyka jest skonstruowany tak, jakby jego scenarzyści (co pasuje, bo w tym wypadku było ich dwóch) założyli się, kto z nich wsadzi więcej fabularnych wolt do jednego filmu, połączyli siły, złożyli wszystko do kupy i wynik pracy podarowali Boyle’owi. To tak, jakby oglądać <tutaj włóżcie tytuł dowolnego filmu z twistem na końcu> pomnożony przez dziesięć. A jednak zabawa ta – przynajmniej na pierwszy rzut oka – nie wygląda na próżne popisywanie się opanowaniem konwencji fabularnych, wydaje się bowiem, że twórcy przynajmniej próbowali coś w ten sposób przekazać. Problem w tym, że o ile przez pierwszą godzinę intryga jest budowana na fundamentach logiki, o tyle potem zaczyna się już jazda bez trzymanki, a postępująca wolta za woltą sprawiają, że pod koniec kompletnie już was nie obchodzi, co się stanie z bohaterami, byle tylko ten koszmar się skończył. 6/10
korekta: Kornelia Farynowska
https://www.youtube.com/watch?v=L4_bdS3_gr0