search
REKLAMA
Nowości kinowe

Bociany

Maciej Niedźwiedzki

16 października 2016

REKLAMA

Nikt nie ma wątpliwości, skąd biorą się dzieci. Od wieków przynoszą je rodzicom bociany, które odpowiadają na wcześniej wysłane listy z prośbami o potomka. Animacja Warner Bros. w kreatywny zaprzęga tę koncepcję w fabularne tryby. Wprowadza nas jednak w ten świat w dość wywrotowy sposób. Bowiem bociany od niedawna przestały dostarczać maluchy, ale zajęły się dystrybucją sprzętu elektronicznego. To znacznie bardziej dochodowy interes. Zdaje sobie sprawę szef siedziby ptaków – przedsiębiorczy prezes o imieniu Hunter. Jego firma wystrojem przypomina nowoczesne magazyny Amazona, a swoją wewnętrzną społeczną strukturą współczesne korporacje. Wszystko ma chodzić jak w zegarku, a pracowników gonią terminy.

W tej dobrze naoliwionej maszynie do zarabianie pieniędzy nie działa jeden element. Jest nim rudowłosa Tulip – osiemnastoletnia dziewczyna, która przez niezdarność jednego bociana zmuszona była zostać i wychować się w ptasiej firmie. Jej obecność wyjątkowo przeszkadza Hunterowi. Do jej usunięcia wyznacza bociana Juniora. Za wykonanie tego zadanie gwarantuje mu znaczący awans i sowitą podwyżkę. Główny bohater filmu od razu się zgadza, bo przecież nie ma nic innego w głowie niż skok w górę w korporacyjnej hierarchii. Junior nie potrafi jednak kategorycznie rozkazać dziewczynie, by się wyniosła. Ukrywa ją więc w niedziałającym od dłuższego czasu magazynie, do którego trafiały listy od rodziców. Po kilku dniach nudy dochodzi do przełomowego wydarzenia. Pojawia się koperta! Przysłał ją kilkuletni chłopiec Nate, nie mogący się doczekać braciszka. Jego rodzice jednak całkowicie pochłonięci są prowadzeniem własnej firmy. Życie zawodowe po pierwsze, życie rodzinne przy okazji. Akcja Bocianów zawiązuje się w momencie, gdy Junior i Tulip łączą siły, by dostarczyć zamówione dziecko.

b

Od samego otwarcia animacja Warner Bros. wciąga złożonością świata przedstawionego. Wychodzi od bajkowej koncepcji, skąd na świecie biorą się dzieci, po to, by od razu wywrócić ją do góry nogami. To pobudza wyobraźnię. Za sprawą podwójnego kodowania historii jednocześnie angażuje młodszych i starszych widzów. Ci pierwsi błyskawicznie zrozumieją istotę problemu oraz motywacje bohaterów. Drudzy niejednokrotnie odnajdą się w niebanalnych alegoriach współczesności wplatanych w fabułę filmu. Jedna z nich, znajdująca się w finale filmu, robi naprawdę ogromne wrażenie. Pozostanę na poziomie tego lakonicznego opisu, ponieważ nie chcę odbierać tej sekwencji mocy. Zapewniam jednak, że w błyskotliwy i przekonujący sposób diagnozuje wiodący problem współczesności. Niejeden dwudziestokilkulatek przejrzy się w niej jak w lustrze.  

Bociany jak wiele współczesnych animacji cierpi na miejscami nieznośny dubbing. Nie wiem, w jak dużym stopniu jest to wina polskich aktorów, ale większość kwestii dialogowych musi być wypowiadana za pomocą krzyku. Jakby jedynym praktykowanym sposobem komunikowania się był wrzask. Za mało w tym filmie ciszy, momentów oddechu. Każda z postaci brutalnie walczy o uwagę widza. Chce wykrzyczeć swoją obecność na ekranie, zacierając granicę między dopuszczalnymi decybelami a cierpliwością widza.

c

Warto jednak wytrzymać, ponieważ Bociany to wyjątkowo interesująca propozycja. Oprowadzająca nas po złożonym świecie i nieraz operująca wyszukanymi metaforami. Film Nicholasa Stollera i Douga Sweetlanda aż domaga się, by wyczytać z niego, co znajduje się między wierszami. Odnaleźć drugie dno, odczytać je i zinterpretować jako refleksję nad dzisiejszym zachodnim społeczeństwem: jego ekonomicznymi uwarunkowaniami i zinstytucjonalizowaniem życia, nawet tego prywatnego.

To film, który pęka w szwach od pomysłów i reżyserskich koncepcji (niestety nie za każdym razem trafionych). Ponadto posiadający eleganckie i w pełni satysfakcjonujące zamknięcia wszystkich wątków. Z kina zadowolona powinna wyjść cała rodzina.

korekta: Kornelia Farynowska

cinema

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA