BELLE EPOQUE. Intryga grubymi nićmi szyta
Miało być jak Taboo, jak Peaky Blinders, obiecywał Edward Miszczak. Wielkie nadzieje pokładał w serialu, któremu podporządkowano stylistykę promocji wiosennej ramówki TVN-u. Nauczona doświadczeniem, nie oczekiwałam po Belle Epoque niczego specjalnego. Miało powiać zagranicą, wyszedł raczej Ojciec Mateusz. Z korzyścią dla detektywa w sutannie.
Rok 1908. Do Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa wraca po 10-letniej nieobecności Jan Edigey-Korycki, ściągnięty na miejsce telegramem o śmierci matki. Została zamordowana, a na jej policzku wycięto symbol palmy. Przez miasto przewija się w tym czasie seria fanatycznych zbrodni… Edigey nie planuje jednak zabawić na starych śmieciach zbyt długo, w obawie przed spotkaniem dawnej kochanki. Tutaj mogłabym napisać, co było dalej, zajęłoby to góra trzy podpunkty. Bardzo standardowe i przewidywalne – każdego kolejnego kroku bohaterów możecie domyślić się scenę wcześniej.
Oglądając premierowy odcinek Belle Epoque, miałam wrażenie, że gram w przeciętną przygodówkę na pececie, w dodatku „z poradnikiem”. Zdarza się, iż widz domyśla się rozwiązania zagadki wcześniej niż serialowy detektyw. W przypadku Holmesa to prawie niemożliwe. Jeśli chodzi o detektywa Columbo, odbiorca czuje się mile połechtany. A do Małaszyńskiego ma ochotę wykrzyknąć: no shit, Sherlock. Sprawa ciekawa, ale prosta jak napięty marynarski sznur. Intryga grubymi nićmi szyta, choć rzekomo na faktach.
Przeplatana nic nie wnoszącymi scenami (seks był, a jakże!), przeciętnymi dialogami, pospolitą dekoracją. Miałam nadzieję, że poziom pierwszego odcinka podciągnie Eryk Lubos – świetnie spisał się ostatnio w Sztuce kochania, stanowi brylancik aktorski tego nieszczęsnego Ojca Mateusza. Niestety, wyszło trochę drętwo. Niewielkie pole do popisu miał charakterystyczny w Bodo Eryk Kulm, robiła co mogła znana z tegoż samego Anna Próchniak. Skryty za gąszczem zarostu radził sobie Olaf Lubaszenko, a Małaszyński… Dla mnie jego twarz zawsze będzie tak samo beznamiętna.
Czy coś w tym serialu jest godne polecenia? Kontrastujący, współczesny soundtrack i przejrzyście skomponowane zdjęcia. Da się na serial patrzeć, trochę trudniej się ogląda. Zwłaszcza o 21:30, gdy kryminał ma rozbudzać, a nie usypiać.