Recenzje
SZNUR. Alfred Hitchcock na jednym ujęciu
Film SZNUR to fascynujący thriller Hitchcocka, który wciąga widza w mroczną opowieść o morderstwie, ukrywaniu winy i napięciu społecznym.

Zanim Alfred Hitchcock wpisał się do historii kina takimi klasykami jak Okno na podwórze, Psychoza czy Ptaki, wyreżyserował co najmniej kilka godnych uwagi tytułów. Jednym z nich jest bezsprzecznie Sznur, który brytyjski mistrz suspensu nakręcił w 1948 roku. Postawił sobie wówczas poprzeczkę niesamowicie wysoko – postanowił zrealizować film stylizowany na jedno, niesamowicie długie ujęcie. Czy twórca M jak morderstwo podołał temu niezwykle wymagającemu wyzwaniu?
Technicznie rzecz biorąc, Sznur jest adaptacją sztuki teatralnej o tym samym tytule napisanej przez Patricka Hamiltona. Dwóch młodych chłopaków, homoseksualistów, morduje za pomocą sznura w swoim nowojorskim apartamencie kolegę z uczelni. Na kilka minut przed rozpoczęciem przyjęcia, na które zaprosili m.in. rodziców zmarłego oraz jego narzeczoną, bohaterowie chowają kłopotliwe zwłoki w skrzyni stojącej w salonie. Mieszkanie z okazji spotkania towarzyskiego odwiedza również niegdysiejszy nauczyciel chłopców, który wraz z upływem czasu zaczyna podejrzewać ich o dokonanie zbrodni.
Realizacja
Nie sposób, pisząc o Sznurze, nie rozpocząć swoich rozważań od aspektów technicznych. Sam Hitchcock po latach, rozmawiając z François Truffautem, nazwał ten film jedynie „sztuczką”, czyli czymś zrealizowanym dla samej idei formy. Legendarne dwanaście ujęć, z których składa się Sznur oraz sposób ich montażu opisał niezwykle dokładnie Rafał Donica w swoim artykule, do którego lektury gorąco was zachęcam. Z tego też powodu ten konkretny aspekt powstawania filmu pozostawię nietknięty, a zajmę się innymi, w moim mniemaniu równie interesującymi rzeczami.
Aby szalony pomysł Hitchcocka był w ogóle możliwy do zrealizowania, musiał najpierw powstać dość szczególny plan filmowy. Nieomalże wszystkie elementy scenografii oraz meble posiadały kółka, aby dało się je w odpowiednim momencie swobodnie przesunąć i zrobić miejsce na przejazd kamery. Jak pisał zresztą sam Hitchcock: „Wszystkie ściany musiały się rozsuwać, aby pozwolić kamerze podążać za aktorami przechodzącymi przez wąskie drzwi, potem zaś musiały się bezgłośnie zsuwać, aby pokazać solidny pokój”. Całość musiała być niezwykle precyzyjnie zaplanowana i zaaranżowana. Z tego powodu reżyser jeszcze przed wejściem ekipy na plan rozrysował każdy ruch kamery i każdy gest aktorów na tablicy, a na specjalnie zaprojektowanej podłodze wypisał w kółkach cyfry, które miały pomóc w organizacji pracy operatorowi. Świetnie podsumował cały ten proces po latach sam Hitchcock, stwierdzając, że „zdjęcia do tego filmu stanowiły osobny spektakl”.
Kolor
Oglądając Sznur, warto mieć w pamięci, że był to pierwszy film Alfreda Hitchcocka zrealizowany w kolorze lub jak to wówczas określano „w procesie technikoloru”. Było to dla całej ekipy kolejne ogromne wyzwanie realizacyjne. Sam reżyser wspomina, że pod koniec okresu zdjęciowego zorientował się, że począwszy od czwartej taśmy dominujący na ekranie kolor gwałtownie się zmienia, a wszystko zdaje się skąpane w niezbyt przyjemnej dla oka pomarańczowej poświacie. Zmusiło to niepocieszonego Hitchcocka do nakręcenia pięciu ostatnich taśm na nowo.
Jakby tego było mało, po kilku dniach od rozpoczęcia zdjęć operator zachorował i już nigdy więcej nie pojawił się na planie! Twórca Okna na podwórze został więc sam z konsultantem Technicoloru oraz elektrykiem, którzy wspólnymi siłami pomogli mu dokończyć Sznur.
Nowy Jork i sztuczne chmury
Kolejne wyzwanie stanowiło uwiarygodnienie w oczach widzów panoramy Nowego Jorku, która miała się rozciągać za oknem apartamentu dwójki głównych bohaterów. Wybudowana na potrzeby Sznura półokrągła makieta zajmowała powierzchnię trzy razy większą od powierzchni dekoracji. Tego wymagało zachowanie odpowiedniej perspektywy. Stworzono również z waty szklanej sztuczne chmury, które następnie w przerwach pomiędzy ujęciami delikatnie przesuwano. Każda z nich była ruchoma i niezależnie, za pomocą przezroczystych sznurków lub specjalistycznych tyczek, przymocowana. Wszystko po to, aby obraz zza okna, który przecież nie pojawia się nawet na każdym z dwunastu ujęć, wydawał się widzowi jak najbardziej realistyczny.
James Stewart
Sznur był dla kariery Alfreda Hitchcocka niezwykle ważny jeszcze na pewno z jednego powodu. Był to pierwszy film mistrza suspensu, w którym wystąpił James Stewart – gwiazdor jego dwóch późniejszych arcydzieł, czyli Okna na podwórze oraz Zawrotu głowy. Amerykaninowi przypadła w Sznurze rola nauczyciela, który wpoił na studiach dwójce głównych bohaterów nietzscheańskie zasady „nadczłowieka”.
Kreacja ta nijak pasowała do wcześniejszego emploi aktora, który zdążył już przyzwyczaić widzów do roli swoistego everymana, w którego wcielał się między innymi na potrzeby wyśmienitych obrazów Franka Capry: To wspaniałe życie oraz Pan Smith jedzie do Waszyngtonu. Stewart poradził sobie jednak z tym aktorskim wyzwaniem świetnie.
Udało mu się, przy użyciu niezwykle subtelnych środków wyrazu, sugestywnie przedstawić nerwowość nauczyciela, który powoli zaczyna sobie uświadamiać, do czego doprowadziły dwójkę młodych chłopców jego wyjątkowo radykalne poglądy na temat filozofii Nietzschego.
Brandon i Phillip
Takie imiona nosi dwójka głównych bohaterów-morderców. Hitchcock proponował te role ponoć Cary’emu Grantowi oraz Montgomery’emu Cliftowi, ale obaj panowie odmówili, tłumacząc, że nie mają zamiaru występować w roli homoseksualistów. Ostatecznie Brandona i Phillipa wykreowali dwaj stosunkowo nieznani aktorzy – John Dall oraz Farley Granger. Co ciekawe, najprawdopodobniej byli oni również poza ekranem homoseksualistami, a przynajmniej biseksualistami. Postaci Brandona i Phillipa są ze sobą zestawione na zasadzie przeciwieństw. Co prawda obaj wyznają nietzscheańską zasadę „nadczłowieka”, która pcha ich do zabójstwa Bogu ducha winnego Davida, ale charaktery mają zgoła odmienne. Dominujący w tej parze jest z całą pewnością Brandon. Charyzmatyczny, pewny siebie i ironiczny. To on jest pomysłodawcą całego przedsięwzięcia i dba o każdy szczegół związany z planem morderstwa. Podczas przyjęcia Brandon pozwala sobie na żarty, swobodnie się porusza i rozmawia z gośćmi. Jedyną osobą, przed którą czuje respekt jest jego były nauczyciel – Rupert. Phillip zachowuje się zupełnie inaczej. Jest kompletnie roztrzęsiony, jąka się, nie potrafi zebrać myśli.
Nieomalże od razu po zabiciu Davida zaczyna mieć potworne wyrzuty sumienia, zjada go paniczny strach przed zdemaskowaniem. Na widok albo chociaż wspomnienie tytułowego sznura – narzędzia zbrodni – bohater zupełnie traci nad sobą kontrolę. Młodzi aktorzy świetnie poradzili sobie z tymi dwiema wymagającymi kreacjami, niezwykle umiejętnie wydobywając kontrasty pomiędzy swoimi postaciami na pierwszy plan.
Hitchcock o filmie
Na koniec chciałbym jeszcze raz oddać głos samemu reżyserowi. Co Alfred Hitchcock ma do powiedzenia na temat swojego dzieła z 1948 roku? Był on wobec Sznura wyjątkowo surowy: „Naprawdę nie wiem, dlaczego dałem się wciągnąć w tę «sztuczkę» ze Sznurem; (…) Gdy zastanawiam się nad tym teraz, dochodzę do wniosku, że było to zupełnie idiotyczne, gdyż tym samym zrywałem z całą swoją tradycją i sprzeniewierzałem się własnym teoriom o pokawałkowaniu filmu i o możliwościach, jakie daje montaż dla opowiedzenia historii w sposób czysto wizualny”.
Pomimo wątpliwości samego autora Sznura co do artystycznej jakości tego dzieła zgodziłbym się z François Truffautem, który w rozmowie z Hitchcockiem podkreślił, że obraz ten jego zdaniem nie jest bynajmniej głupim eksperymentem, a „stanowi coś, co jest bardzo ważne w karierze – to marzenie, które każdy reżyser pielęgnuje w pewnym momencie swojego życia, marzenie o połączeniu zdarzeń w taki sposób, by stanowiły jeden ciąg ruchu”. Marzenie, które twórca Ptaków, pomimo licznych przeszkód i na miarę technologii lat czterdziestych, jako jeden z pierwszych filmowców na świecie urzeczywistnił.
Dla zainteresowanych – cytaty, informacje oraz ciekawostki dotyczące realizacji Sznura zaczerpnąłem z następujących publikacji: Hitchcock/Truffaut François Truffauta oraz biografii Alfreda Hitchcocka autorstwa Petera Ackroyda.