search
REKLAMA
Archiwum

ASTERIX I WIKINGOWIE. Szkoła latania

Iwona Kusion

4 czerwca 2019

REKLAMA

W dzieciństwie uwielbiałam opowieści (czy to w postaci komiksowej, czy animowanej) o dzielnych Galach, będących ostatnią ostoją niepodległości, niezniszczalnym bastionem, negującym rzymski imperializm. Oczywiście nie rozpatrywałam tej historii od strony ruchu niepodległościowego, a odpowiadał mi humor, postaci i przygody, w jakich brali udział. I w tej formie zostało to do dzisiaj, zatem fakt, że powstała kolejna część, niezwykle mnie ucieszył, zwłaszcza kiedy wersje fabularne uważam za nieudane i nie mogę w nich dojrzeć faktycznego humoru. Tym głębsze nadzieje wiązałam z filmem Fjeldmarka. Może nie spełnił on wszystkich, jednak to, co zawieść tu nie mogło, to sama animacja, kolejna, która udowadnia, że tradycyjne jej wykonanie, przeplatane z techniką komputerową, jest najlepszym rozwiązaniem.

Nie zawsze film, który powstaje kilka lat i pochłania ogromny budżet (ot, np. 22 miliony euro) okazuje się być faktycznie czymś więcej aniżeli ciekawym świecidełkiem. Tutaj nie na samej stronie graficznej opowieść bazuje, jednakże zanim do tego przejdę, teraz słowo odpowiedzi na pytanie, o co tym razem w tym wszystkim chodzi. Otóż Galowie się nudzą. Rzymianie wciąż stacjonują nieopodal, aczkolwiek już nie próbują podbijać niepokornej wioski, bowiem pamiętają, czym kończyły się poprzednie spotkania z jej mieszkańcami (tak też to Galowie muszą sami fatygować się do obozu wroga). Podczas tego okresu stagnacji znużonemu Asteriksowi i Obeliksowi zostaje przekazany pod skrzydła opieki niejaki Trendix. Jest to syn brata Vitalstatiksa. Typowy miastowy. Młodzieniec, którego interesują panny i zabawa. Ma nowoczesny wóz oraz wyluzowany styl bycia. Wydaje się, że szanse, aby uczynić z niego mężczyznę, oscylują gdzieś w granicach zera. Niemniej wódz wioski składa jego ojcu obietnicę, że chłopak zostanie ocalony. Asterix i Obelix przystępują do pracy, codzienne treningi nie zdają się jednak na wiele…

Tymczasem na skutym lodem lądzie żyją wikingowie. Jak wiadomo, profesję wikingów stanowią gwałt i brutalne grabieże. Kto zna “Immigrant Song” Zeppelinów, ten może wyobrazić sobie atmosferę ich wypraw ekspedycyjnych. Zatem jak (i czy) można pracować, gdy każda napadnięta wioska przedstawia się niczym widmo? Czy podpalenie kolejnej, pustej osady dostarcza satysfakcji? Wódz wikingów, nie rozumiejący tak okrutnego pecha towarzyszącego każdej wyprawie, dosłownie bierze do siebie słowa niejakiego Kryptografa, mówiącego, że strach uskrzydla. Tak więc… wikingowie postanawiają stać się największymi tchórzami i jako tacy przejść do historii. Czyż nie przydatnym byłoby posiąść sztukę latania? Aby jednak latać się nauczyć, potrzebny jest ekspert, który wyłoży tajniki owego talentu. A któż lepszy jak nie największy tchórz? Traf sprawia, że w miejscu, które los wybiera na teatr porwania, przebywa akurat Trendix…

To, co zniesmaczyło mnie przed rozpoczęciem filmu, to nie fakt, że wraz z dwójką znajomych zdecydowanie podnieśliśmy średnią wieku na sali, czy też wataha dzieci do lat pięciu zaznaczająca radośnie swą obecność. W konsternację wprowadziły mnie reklamy poprzedzające seans. I nie jest to o tyle nie na temat, iż były to trailery produkcji dla dzieci, a z każdym kolejnym mocniejszy strach szczelnie zaciskał się wokół świadomości. Wszystkie miały bowiem jeden wspólny element: otóż humor opierający się na… bekaniu (jeden zwierzak chwalił się, że on to potrafi tak cały alfabet… na szczęście ów w pełni rozwinięty talent małego geniusza nie został zademonstrowany od A do Z), a zgrozę wywoływał fakt, że to chyba były najzabawniejsze sceny, z zebranych w zwiastunach kolejnych (co nie znaczy, że zabawne były). Ten typ “humoru” dominuje w wielu filmidłach, uważających się za komedie, skierowanych do starszej widowni. Trudno. Fakt, że wokół tego oscylują bajki dla dzieciaków, doprawdy nie jest już jednak zabawny. Jeszcze kilka zapowiedzi i zapadłabym w poważną traumę, wyrzucając precz współczucie dla bogactwa wyobraźni twórców owych potworków, a, póki co, zaczęły rodzić się obawy w stosunku do Asteriksa i Wikingów. Na szczęście okazały się bezpodstawne.

REKLAMA