search
REKLAMA
Recenzje

APARTMENT 7A. Niepotrzebny prequel „Dziecka Rosemary” [RECENZJA]

Film grozy Natalie Eriki James z 2024 roku.

Maciej Kaczmarski

1 października 2024

REKLAMA

„Gnuśnych hollywoodzkich kretynów nie stać już na wymyślenie czegoś nowego. Kręcą więc remaki i rozciągają prastare pomysły niczym kura smarki, żeby zbić trochę kasy na sprawdzonym tytule” – pisał w swoim ostatnim felietonie Tomasz Beksiński. Możliwe, że podobne odczucia wzbudziłby w nim seans Apartmentu 7A.

Jest rok 1965. Theresa „Terry” Gionoffrio przybywa z Nebraski do Nowego Jorku, aby zostać sławną tancerką. W trakcie przedstawienia doznaje bolesnej kontuzji, która na kilka miesięcy uniemożliwia jej dalszą pracę na scenie. Po okresie rekonwalescencji dziewczyna zaczyna chodzić na kolejne przesłuchania; na jednym z nich poznaje wpływowego nowojorskiego producenta Alana Marchanda. Zdecydowana za wszelką cenę dostać rolę w wystawianym przez niego musicalu, Terry śledzi go i trafia do luksusowego apartamentowca Bramford, jednak na jej drodze staje portier. Po wyjściu na ulicę osłabiona działaniem silnych leków przeciwbólowych Terry wymiotuje i osuwa się na chodnik. Nieoczekiwanie z pomocą przychodzą jej inni mieszkańcy Bramford, Roman i Minnie Castevetowie. Sympatyczne starsze małżeństwo wpierw bierze Terry do siebie na noc, a nazajutrz nieodpłatnie udostępnia jej przestronny apartament i aranżuje spotkanie z Marchandem w jego mieszkaniu, podczas którego Terry traci przytomność i doznaje niepokojących wizji. Jakiś czas później dziewczyna dowiaduje się, że jest w ciąży.

Dziecko Rosemary (1968) Romana Polańskiego słusznie uznaje się za jeden z najlepszych horrorów w historii kina. Posiłkując się prozą Iry Levina, Polański stworzył wielowarstwowe i niepokojące dzieło, które można odczytywać zarówno jako zwykły film grozy o spisku satanistycznej sekty, jak i alegoryczną przypowieść o lękach związanych z macierzyństwem lub/i studium paranoi oraz choroby psychicznej. Komercyjny i krytyczny sukces Dziecka Rosemary zrodził wysyp filmów o podobnej, śmierdzącej siarką tematyce – żeby wspomnieć chociażby Egzorcystę (1973) Williama Friedkina, Omen (1976) Richarda Donnera i Diabelskie nasienie (1977) Donalda Cammella – żaden z nich nie miał jednak głębi, inteligencji ani siły swego słynnego pierwowzoru. Nie miały jej także produkcje bezpośrednio nawiązujące do powieści Levina i filmu Polańskiego: telewizyjny sequel Look What’s Happened to Rosemary’s Baby (1976) Sama O’Steena i miniserial Dziecko Rosemary (2014) Agnieszki Holland. Obydwa te utwory dowiodły, że nie sposób ulepszyć czegoś, co już jest doskonałe. Apartment 7A to kolejny argument przemawiający za tą tezą.

Film napisany przez Natalie Erikę James, Christiana White’a oraz Skylar James i wyreżyserowany przez tę pierwszą reklamuje się jako prequel Dziecka Rosemary i technicznie rzecz biorąc, jest to prawda, Apartment 7A opowiada bowiem o losach pobocznej postaci z filmu Polańskiego – jednej z lokatorek Bramford, która krótko rozmawia z Rosemary w pralni, a potem popełnia samobójstwo, skacząc z okna mieszkania Castevetów. Problem w tym, że dzieje Terry do złudzenia przypominają losy Rosemary: jest więc wrażliwa, zagubiona dziewczyna w wielkim mieście, jest pozornie miłe i uczynne małżeństwo, które ma wobec niej niecne zamiary, jest wreszcie zapłodnienie przez diabła (?) i niespodziewana ciąża, a potem kolejne elementy spisku mającego na celu sprowadzenie na świat antychrysta. Terry jest wprawdzie niezamężna, ale rolę, którą w filmie Polańskiego pełnił małżonek Rosemary, w filmie James przypisano Marchandowi. To sprawia, że Apartment 7A bardziej niż prequel przypomina remake Dziecka Rosemary z domieszką Suspirii (1977) Dario Argento, z której wzięto wątek tancerki odkrywającej okultystyczne sprzysiężenie.

Tak skonstruowany scenariusz podąża od jednego schematu do następnego, regularnie gubiąc po drodze rytm, napięcie i jakiekolwiek poczucie zagrożenia. Apartment 7A jest filmem grozy pozbawionym grozy, niepokoju lub choćby atmosfery paranoi, jaka stała się udziałem Rosemary, bo wszystko jest tutaj od początku jasne i oczywiste. W filmie Polańskiego małżeństwo Castevetów jawiło się zrazu jako para niegroźnych dziwaków i dlatego tym bardziej szokujące – tak dla Rosemary, jak i dla widzów – było odkrycie, że pod maską serdecznych sąsiadów kryją się groźni sataniści. Dla odbiorcy filmu James, który widział już Dziecko Rosemary, prawdziwa natura staruszków nie będzie więc żadną niespodzianką. A przecież, żeby choć częściowo uniknąć sztampy, powtórek i zapożyczeń, wystarczyło uczynić bohaterami prequela nie epizodyczną postać z pierwszego filmu, lecz właśnie Romana i Minnie Castevetów – pokazać na przykład, w jaki sposób zaczęli oni parać się okultyzmem i jaki udział miał w tym ojciec Romana (a właściwie Stevena Marcato), wspomniany w Dziecku Rosemary dawny mieszkaniec Bramford, satanista Marcato.

Apartment 7A nie ma w sobie nic z sugestywnej dwuznaczności Dziecka Rosemary. O ile scenariusz Polańskiego dopuszczał możliwość, że satanistyczna intryga jest tylko wymysłem Rosemary (snem, majakiem, halucynacją, symptomem choroby umysłowej itd.), o tyle skrypt James, White’a i James nie pozostawia żadnych wątpliwości, że prawdziwa jest nie tylko zmowa czcicieli diabła, ale i sam diabeł (w wizji Terry ukazany zresztą w bardzo nieprzekonywający, to jest nieprzerażający sposób, jako posypany brokatem humanoid, bardziej kosmita niż szatan) – i ta dosłowność to jeszcze jeden gwóźdź do trumny tego filmu. W pozytywnej ocenie całości nie pomaga też przeszarżowana rola Dianne Wiest, znakomitej przecież aktorki, która jako Minnie jawi się niczym kabaretowa parodia pamiętnej roli Ruth Gordon u Polańskiego. Jedynym walorem Apartmentu 7A jest kreacja Terry w wykonaniu Julii Garner, która z tak słabo zarysowanej bohaterki próbuje wycisnąć wszystko, co się da. Ale nawet ona nie jest w stanie zatrzeć wrażenia, że Apartment 7A to słaby film – prequel, o który nikt nie prosił i którego nikt nie potrzebował.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA