NAJLEPSZE POLSKIE KOMEDIE. Wielki ranking czytelników

4. Kiler
1997, reż. Juliusz Machulski
W towarzystwie tak znakomitych i cenionych przez Polaków dzieł Kiler wygląda jak ubogi kuzyn, ale przaśność i powierzchowność kolejnej przestępczej komedii Machulskiego okazuje się tylko pozorna. W istocie opowieść o Jurku Kilerze (będący wówczas na gigantycznej fali wznoszącej Cezary Pazura) była satyrą na mit „od pucybuta do milionera”, ale w wydaniu rodzimej gangsterki. W Kilerze aż roi się od oportunistów, mało kompetentnych policjantów, gapowatych przestępców i dziennikarskich hien, a wszystko to – choć przedstawione w mocno krzywym zwierciadle – wydaje się bardzo, ale to bardzo rzeczywiste. Kiler to na poziomie językowym najbardziej wulgarny z przedstawionych tu tytułów, ale też taki, który wygenerował dla polskiej mowy potocznej dziesiątki przezabawnych fraz. Wiele z nich zawdzięczamy niezrównanemu Januszowi Rewińskiemu, który skradł serca widzom jako bezkompromisowy gangster Siara, ale przecież niezwykły talent komediowy potwierdził w Kilerze choćby Jan Englert, że o kolejnych rewelacyjnych rolach Jerzego Stuhra i Kasi Figury nie wspomnę. [Dawid Myśliwiec, fragment zestawienia]
3. Chłopaki nie płaczą
2000, reż. Olaf Lubaszenko
Ogromny sukces komedii Olafa Lubaszenki wynika przede wszystkim ze współpracy ze scenarzystą Mikołajem Korzyńskim. Twórcy oparli się na schematach kina gangsterskiego, zwłaszcza z lat 90., i wywrócili je do góry nogami, ale nie poprzestali na stworzeniu lekkiej opowieści o przestępcach. Fabuła Chłopaki nie płaczą, choć skonstruowana wokół intrygi kryminalnej, niesie bowiem ze sobą potężną dawkę humoru, przede wszystkim sytuacyjnego, opartego w dużej mierze na błyskotliwych, dowcipnych dialogach. Jednakże gagi i obśmiewanie absurdów gatunku nie sprawdziłyby się, gdyby nie galeria barwnych, przerysowanych postaci zagranych z wyjątkową lekkością właściwie przez całą, świetnie poprowadzoną obsadę. Cezary Pazura, Mirosław Zbrojewicz, Maciej Stuhr, Michał Milowicz – roli żadnego z nich nie sposób zapomnieć, a i drugi plan czy nawet epizody spisują się znakomicie (jak choćby Leon Niemczyk jako „Król Sedesów” czy Tomasz Bajer jako „Laska”). Lubaszenko ma świadomość ogromnego potencjału humorystycznego swojego filmu, przez co zmierza w kierunku absurdalnej komedii pomyłek, ale zatrzymuje się w odpowiednim momencie, by nie przekroczyć granicy niedorzeczności i nie stracić z oczu wielowątkowej historii. Dzięki temu wszystkiemu płynnie przeplatające się losy pechowego everymana, dwóch gangsterów i nierozgarniętego syna bossa mafii, w połączeniu z nietuzinkowym humorem, czynią z Chłopaki nie płaczą jedną z najbardziej niezapomnianych polskich komedii. No i teraz bez wstydu można nosić różowy sweter z gruszką. [Dawid Konieczka]
2. Miś
1980, reż. Stanisław Bareja
Zawiłość intrygi w Misiu osiągnęła zenit. Inaczej niż w poprzednim filmie, luźne epizody komediowe są tym razem ściśle związane z główną osią fabuły. Scenariusz to mistrzowski przykład, ile przed głównym bohaterem można postawić przeszkód w dotarciu do celu. Ryszard Ochódzki, by osiągnąć przyziemny cel, jakim są dolary złożone w londyńskim banku, snuje misterną sieć intryg, kłamstw, donosów i przekrętactwa. Nad losami bohaterów unosi się ciężka, śmierdząca aura wszechobecnego kłamstwa. […] Nad tym całym panopticum unosi się wielki słomiany chochoł misia – symbol bezguścia, szmiry, przekrętów, niepotrzebnych inwestycji, pustych rytuałów, pola do popisu dla wszelkiej maści cwaniactwa i chorej, komunistycznej rzeczywistości, gdzie wszystko postawione jest na głowie. Trudno wyobrazić sobie lepszą pożywkę dla scenarzystów, niż realia PRL-u za czasów upadającego Gierka. Podobnie jak drapieżny i demaskatorski Człowiek z marmuru Andrzeja Wajdy (1976), tak Miś już nie pieścił się z rzeczywistością, kontestując, obśmiewając i wyszydzając co tylko się dało. Bareja z Tymem osiągnęli zdumiewający swoją precyzją poziom połączenia w całość głównej intrygi, pobocznych gagów i przenikliwego komentowania rzeczywistości. [Adrian Szczypiński, fragment artykułu]
1. Seksmisja
1983, reż. Juliusz Machulski
Drugi pełnometrażowy film Juliusza Machulskiego jest absolutnym klasykiem polskiej komedii, a powodów dla tej sytuacji jest mnóstwo. Ważny jest tu nie tylko znakomity scenariusz (napisany przez samego reżysera), który pieczołowicie definiuje dystopijny świat przedstawiony, ale także doskonale przygotowane dialogi, które w wielkim stylu powołali do życia Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz. Co więcej, Seksmisja robiła jeszcze większe wrażenie właśnie dlatego, że była drugim filmem młodego reżysera. Niemający jeszcze 30 lat Machulski zadziwił świat kina dziełem, które w wielu aspektach było nawet lepsze od bardzo udanego debiutu. […] Machulskiemu udało się połączyć konwencję science fiction, satyrę na totalitaryzm i feminizm oraz rzadko spotykaną w polskim kinie komedię kumpelską, a wszystko to w niezwykle płynny sposób. I choć wielu z nas przy kolejnym napotkaniu Seksmisji podczas rytualnego skakania po telewizyjnych kanałach powie pewnie „Znowu to?!”, i tak obejrzy film Machulskiego od pierwszej do ostatniej minuty, śmiejąc się do rozpuku. Bo to po prostu świetna i ponadczasowa komedia. [Dawid Myśliwiec, fragment zestawienia]