W moim odczuciu Kapuśniaczek to najlepszy film z Louisem de Funèsem. Co prawda jest tu sporo humoru i przerysowanego aktorstwa, tak typowych dla twórczości francuskiego mistrza, ale dzieło Jeana Giraulta wyraźnie odróżnia się choćby od serii o żandarmie Cruchocie. I nie mam wyłącznie na myśli dziwacznych, czasem bardzo przaśnych gagów, które nie wszystkim mogą przypaść do gustu. W połowie fabuły Kapuśniaczek robi bowiem wyraźny zwrot w tonacji. To już nie tylko sympatyczna komedia o spotkaniu prostaczka z kosmitą. To bardzo smutna opowieść o tęsknocie za przeszłością, młodością i miłością, o ludziach w podeszłym wieku, których społeczeństwo spycha na margines, nie przejmując się ich problemami. De Funès jest tu jak zwykle doskonały, a w swojej przedostatniej roli zawarł także wyraźny tragiczny i niezwykle melancholijny rys. [Dawid Konieczka]
Dany Boon to dziś we francuskim kinie, zwłaszcza komediowym, prawdziwy człowiek instytucja: produkuje, reżyseruje, ale przede wszystkim gra. Jestem nieco zdziwiony, że na w tym rankingu Boon tak zdecydowanie przegrał z de Funèsem, ale to wyraźnie inna liga. Tego tytułu nie mogło tu jednak zabraknąć – kasowy przebój o regionalnych stereotypach to doskonały dowód na to, że francuska komedia także dziś ma się znakomicie, a Boon jest równie dobrym reżyserem co komikiem. Razem z Kadem Meradem stworzył bardzo zgrany duet, który sprawdził się jeszcze potem kilka razy – choćby w Przychodzi facet do lekarza. Tym razem aż żałuję, że Polacy nie spróbowali swych sił w remake’u – chętnie obejrzałbym komedię, w której warszawski japiszon wysłany zostaje na śląską albo kaszubską prowincję! [Dawid Myśliwiec]
Na długo przed tym, zanim Gordon Ramsay zaczął bluzgać na prawo i lewo, a Magda Gessler gubić kosmyki swoich blond loków w polskich kuchniach, restauratorów straszył ktoś inny. Przebrany za wdowę, amerykańskiego turystę i lokaja, przemierzał francuskie restauracje, oceniając jakość oferowanych tam produktów oraz obsługę. Kim była owa postać? […] Louis de Funès wcielił się w Duchemina, wydawcę przewodnika oceniającego restauracje. To właśnie od niego zależy, czy dana placówka splajtuje, czy znajdzie nowych klientów. […] Po wielu latach film nie stracił nic ze swojego uroku. Przebieranki, mimika i gesty Fufu śmieszą za każdym razem, a tematyka pozostaje wyjątkowo aktualna. Problemy rodzinne i nieporozumienia pokoleniowe zawsze będą na czasie, a jeżeli chodzi o jedzenie, to w czasach mcdonaldyzacji, kiedy to posiłek sprowadza się do szybkiej, wysokokalorycznej przekąski, a klientów traktuje się taśmowo, pan Duchemin miałby wiele pracy. Gdyby dostał swój program w TV, moglibyśmy zobaczyć prawdziwe kuchenne rewolucje. Skrzydełko czy nóżka to obok Kapuśniaczka zdecydowanie najlepszy film de Funèsa. Idealne połączenie humoru i nieco refleksyjnego klimatu. [Szymon Pajdak, fragment artykułu]
Amelia Poulain mogłaby być normalna. Dorastała w dostatnim domu, miała rodziców i złotą rybkę o imieniu Kaszalot. Niestety brak czułości ze strony ojca i znerwicowanej matki sprawił, że dziewczynka stała się emocjonalnie wycofana. Zamknęła się w sobie i spędzała czas na wymyślaniu własnego świata, w którym płyty winylowe robiło się jak naleśniki, a sąsiadka wcale nie była w śpiączce, tylko wysypiała się na zapas. Wyobraźnia zaczyna odgrywać coraz większą rolę w życiu małej bohaterki, ponieważ wypełnia lukę po czułości, której Amelia jeszcze nie zna. Jean-Pierre Jeunet postanowił pokazać świat pełnej optymizmu, uroczej introwertyczki rozpoczynającej dorosłe życie w Paryżu. […] Reżyser stawia jasną granicę między tym, co faktycznie się dzieje, a wyobrażeniami Amelii. Jej nietuzinkowy sposób myślenia pozwala jej rozwiązywać problemy innych ludzi w sposób, który nie przyszedłby im do głowy. Mimo to, kiedy trzeba zaangażować się emocjonalnie, dziewczyna wydaje się bezradna. Równie pogodny, co naiwny film Jean-Pierre’a Jeuneta przedstawia świat widziany przez żółto-czerwono-zielone okulary niepoprawnej optymistki, jeszcze niewinnej, ale już dorosłej. W związku z tym oglądanie Amelii jest trochę jak wspominanie własnego dzieciństwa – ubarwione przez nostalgię, ale ujmujące. [Jan Dąbrowski, fragment artykułu]
Komedia już od czasów Moliera była francuskim towarem eksportowym i kino jest tego świetną kontynuacją. Tym, co Francuzom wychodzi najlepiej, jest śmianie się z samych siebie – coś, z czym my, Polacy, wciąż mamy ogromny problem. Biorą na tapet kwestie społeczne, w tym relacje z imigrantami, nie przejmują się poprawnością polityczną. Film Za jakie grzechy, dobry Boże, obśmiewający zakorzenioną głęboko ksenofobię, został nawet zakazany w Stanach Zjednoczonych, gdyż uznano go za zbyt kontrowersyjny. W samej Francji obejrzało go zaś ponad 12 milionów widzów! To naprawdę udana, lekka produkcja ze świetnymi rolami Chantal Lauby oraz mistrza komedii Christiana Claviera. Wcielają się oni w tworzących parę ludzi w średnim wieku, których córki wychodzą za mąż, kolejno, za Araba, Żyda, Chińczyka i Afrykanina. Kulturowe animozje przynoszą tu oczywiście mnóstwo żartów, ale Za jakie grzechy… to też ciepły film o sile rodziny. Nic dziwnego, że twórcy zdecydowali się na nakręcenie drugiej części – premiera w Polsce już 19 lipca. [Karol Barzowski]
Daniel Morales, maniak prędkości, w końcu otrzymuje upragnioną licencję i zostaje taksówkarzem, przesiadając się ze skuterka dostarczyciela pizzy do samochodu Peugeot 406. Ma jednak niezłego pecha, bo wkrótce zostaje aresztowany przez fajtłapowatego policjanta Émiliena za przekroczenie prędkości. Jedynym ratunkiem dla Daniela jest przystanie na współpracę z gliną, nauczenie go jeździć (Émilien już osiem razy oblał egzamin na prawo jazdy) oraz pomoc w złapaniu niemieckiego gangu „Mercedesów” rabujących marsylskie banki. Wraz z kolegami – pizzamanami na skuterkach – Daniel próbuje wykonać zadania. Poza tym Émilien próbuje zwrócić na siebie uwagę Petry, pięknej pani komisarz. Taxi to szybka, dynamiczna i efektowna komedia sensacyjna, ze świetnie zrealizowanymi sekwencjami pościgów, z zabawnymi i przebojowymi dialogami oraz humorem delikatnie piętnującym wady i przywary Francuzów. Niezobowiązująca, przednia rozrywka. [Tomasz Urbański, fragment artykułu]
Dla jednych Christian Clavier jest przede wszystkim odtwórcą roli Asterixa, ale dla innych na zawsze pozostanie Jacquouille’em, obleśnym, nierozgarniętym giermkiem dostojnego rycerza o twarzy Jeana Reno. W filmie Goście, goście obaj charakterystyczni panowie za sprawą magii przenoszą się ze średniowiecza do Francji końca XX wieku, co powoduje całą masę nieporozumień i zabawnych sytuacji. Twórcy nie silą się na żadną romantyczną wizję — zderzenie ludzi żyjących w roku 1123 ze współczesnością jest dla nich brutalne, a dla widzów pełne przekomicznych kontrastów i pomyłek, w tym także słownych. Głównym celem pary bohaterów staje się powrót do swoich czasów, a osiągnięcie tego trudnego celu mogą im ułatwić (lub zakłócić) ich dalecy krewni, którzy czasami nie różnią się za bardzo od średniowiecznych Francuzów. Napięcie na linii przeszłość-teraźniejszość wygrane jest znakomicie, zarówno dzięki sympatycznej fabule, jak i dialogom oraz szarżującym odtwórcom głównych ról. [Dawid Konieczka]