ZATRZYMAĆ KORPORACYJNĄ CHCIWOŚĆ! Strajk aktorów paraliżuje branżę rozrywkową
Jeśli ktoś miał dotychczas wątpliwości co do kryzysu w branży filmowej, to teraz ma na to potwierdzenie. Ludzie tworzący amerykański przemysł rozrywkowy, którego zasięg wykracza daleko poza granice Stanów Zjednoczonych, rozpoczęli strajk na wielką skalę. Wprawdzie już od 2 maja mówi się o buncie scenarzystów, zrzeszonych w organizacji WGA (Writers Guild of America), ale do 11 000 pisarzy dołączyła o wiele liczniejsza grupa. Około 160 000 członków liczy bowiem organizacja SAG-AFTRA utworzona z połączenia Gildii Aktorów Ekranowych (Screen Actors Guild) z Amerykańską Federacją Artystów Telewizyjnych i Radiowych (American Federation of Television and Radio Artists).
Przewodnicząca gildii Fran Drescher – w Polsce najbardziej znana z sitcomu Pomoc domowa – ogłosiła, że członkowie zarządu jednogłośnie podjęli decyzję o strajku, którego symboliczny początek zaplanowano na północ z 13 na 14 lipca. W związku z powyższym obsada filmu Oppenheimer na czele z Cillianem Murphym opuściła uroczystą londyńską premierę filmu, by „przygotować pikiety” na strajk.
Żyjemy w czasach, gdy poważną konkurencją dla kina są platformy streamingowe, do głosu dochodzi także rozwijająca się technologia z użyciem sztucznej inteligencji, co wiąże się z wykorzystaniem wizerunków aktorów. To wymusza zmiany w wytwórniach filmowych – zmianom ulegają kontrakty, warunki pracy, strategie biznesowe. Duże wytwórnie w porozumieniu z gigantami streamingu obmyślają nowe patenty na obniżenie kosztów, by ugrać na tym jak najwięcej. Tracą na tym zwykli pracownicy – przede wszystkim spychani często na margines scenarzyści, ale również aktorzy niemający statusu gwiazd, zarabiający minimalne krajowe wynagrodzenie jak zapewne większość osób czytających te słowa.
Największym czarnym charakterem tego egzystencjalnego dramatu stał się dyrektor generalny kompanii Walta Disneya Robert Iger. Ten człowiek, którego roczna pensja wynosi 27 milionów dolarów, stwierdził w telewizyjnym programie Squawk Box (na kanale CNBC), że oczekiwania, jakie mają scenarzyści i aktorzy, są nierealne i jest ogólnie zaniepokojony tym, że w „tak trudnych popandemicznych czasach” postanowili jeszcze bardziej zaszkodzić branży, która ich utrzymuje. Bob Iger jest tu symbolem klasy rządzącej, który robi z siebie ofiarę, a walczących o godne warunki pracowników oskarża o działanie na szkodę wspólnego biznesu.
Na czas nieokreślony wstrzymano wiele hollywoodzkich projektów będących na etapie produkcji, także tych kręconych za granicą. I tak na przykład przerwę w pracy mają twórcy długo oczekiwanej kontynuacji Gladiatora Ridleya Scotta, realizowanej w Maroku. Ich los podzieliła również serialowa adaptacja Dnia Szakala z Eddiem Redmayne’em, do której zdjęcia powstają w Londynie, Budapeszcie, Chorwacji i Austrii. Wstrzymano także prace na planie sequela Soku z żuka i trzeciej części Deadpoola. Kilka dni temu opublikowano zdjęcia Ryana Reynoldsa i Hugh Jackmana w nowych kostiumach zaprojektowanych do Deadpoola 3, ale po ogłoszeniu strajku produkcja została zawieszona. Z nadzieją na szybkie zakończenie strajku zawieszono realizację nowego filmu Clinta Eastwooda (Juror #2) oraz projektu Johna Woo, w ramach którego hongkoński reżyser przerabia dla Universalu fabułę swojego najsłynniejszego dzieła (The Killer). Opóźnią się także prace nad kolejną odsłoną Mission: Impossible – Dead Reckoning Part 2.
Problem dotyczy też filmów, które zostały już ukończone, bo zadanie aktora nie kończy się wraz z zakończeniem zdjęć. Gwarantem sukcesu jest bowiem promocja filmu, na którą składają się uroczyste premiery z udziałem aktorów, wywiady, imprezy i wydarzenia branżowe. I chociaż gwiazdy z najwyższej półki nie muszą się bać o swoją przyszłość, to z pewnością istotne będzie ich poparcie – wspomniana sytuacja z londyńskiej premiery Oppenheimera świadczy o tym, że takie wsparcie strajkujący otrzymają.
Problemy ponoć nie grożą drugiej serii Rodu smoka, ponieważ produkcja jest zakontraktowana w ramach brytyjskiego związku Equity, a nie SAG-AFTRA. Niezagrożone są produkcje niezależne powstające z dala od wielkich wytwórni. Strajk może jednak wpłynąć na letnie i jesienne festiwale filmowe, które uatrakcyjniają swoje imprezy obecnością popularnych aktorów – tym razem organizatorzy mogą mieć problem z zaproszeniem ciekawych gości.
Czy to wszystko ma jakieś znaczenie dla nas jako widzów? Z jednej strony – nie za bardzo. Bo czy podobne strajki z lat 60. i 80. wpłynęły znacząco na kinematografię? Nawet jeśli tak, to widz tego nie odczuwa. W każdym roku powstają filmy złe, średnie i co najmniej dobre, a na ich jakość wpływa wiele czynników. Ale oprócz czynników widocznych na pierwszy rzut oka, takich jak zaangażowanie i profesjonalizm twórców i aktorów, z pewnością ogromny wpływ mają czynniki zakulisowe – atmosfera na planie, godne wynagrodzenie i tym podobne. Dlatego warto stanąć po „dobrej stronie historii” (jak to ujęła Fran Drescher), czyli przeciwko korporacyjnej chciwości.