Predator będzie walczył z kobietą. I CO Z TEGO?
Niższa półka #12: Predator będzie walczył z kobietą. I CO Z TEGO?
Chociaż śledzący losy nowego filmu z serii Predator wiedzieli o pomyśle na jego fabułę od kilku dobrych miesięcy, to głośniej o niej zrobiło się w zeszłym tygodniu, kiedy na wydarzeniu Disney+ Day ogłoszono oficjalny tytuł filmu, datę i miejsce premiery oraz zaprezentowano pierwszą grafikę z nadchodzącego widowiska.
Skąd to zamieszanie? Jak potwierdzono na ostatnim Disney+ Day, Prey (bo taki tytuł dostał film) przeniesie nas do czasów około 300 lat przed wydarzeniami z oryginalnego filmu, skupi się na walce kosmicznego najeźdźcy z rdzennymi Amerykanami, a głównym protagonistą będzie młoda kobieta, grana przez znaną z Legionu Amber Midthunder. Właśnie postawienie naprzeciw kultowego kosmity młodej i stosunkowo drobnej kobiety wywołało wśród komentujących falę negatywnych komentarzy, które, muszę przyznać, nie do końca rozumiem.
Po pierwsze, silne i waleczne kobiety nie od dzisiaj są bardzo ważną częścią marki. De facto tylko w oryginalnym Predatorze do czynienia mieliśmy ze swojego rodzaju kobietą w opałach (chociaż zadziorną, ze świetnym instynktem przetrwania i stosunkowo sporą wiedzą na temat kosmicznego łowcy). Już w sequelu detektyw Leona Cantrell była przerysowaną wręcz „kobietą z jajami”, a w Predators i Predatorze Shane’a Blacka kolejno postaci Alice Bragi i Olivii Munn stanowiły trzon ludzkiego teamu, do końca zostając na polu bitwy. Nie wspominając już o siostrzanej serii o Obcym, gdzie główną bohaterką była prawdziwa legenda wielkiego ekranu – Ellen Ripley (niezapomniana Sigourney Weaver), w prequelach zastąpiona Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) i Danny Daniels (Katherine Waterson), a crossoverach obu serii w postaci dwóch części filmów Obcy kontra Predator Lex Kline (Sanaa Lathan) i Kelly O’Brien (Reiko Aylesworth). Jak widać, podwójna marka od lat 70. (!) stoi wyrazistymi i niepowstrzymanymi kobietami. Tutaj nawet nie wymieniłem ich wszystkich.
Po drugie, niezależnie czy spojrzymy na wyżej wymienione bohaterki, czy męskich, mniej lub bardziej naładowanych testosteronem bohaterów granych przez Arnolda Schwarzeneggera, Danny’ego Glovera, Adriena Brody’ego czy Boyda Holbrooka, żadna z tych postaci nie wygrała z Predatorem swoją siłą fizyczną. Oczywiście, doskonała kondycja na pewno im nie zaszkodziła, ale ostatecznie najważniejszy był instynkt przetrwania i ogromny spryt. Doskonałym przykładem na tę tezę może być postać Thopera Grace’a z Predators, który zadziwiał współtowarzyszy (i widzów) pozornym brakiem dopasowania do urządzonego przez Predatorów polowania, a ostatecznie okazał się jednym z ostatnich bohaterów zmiecionych z kosmicznej planszy. Nie widzę powodu, dla którego bohaterka Amber Midthunder nie mogłaby być dla Predatora równie trudnym wyzwaniem.
W końcu po trzecie. Naprawdę, ale to naprawdę wiele się w tym projekcie może nie udać, korporacyjna maszynka Disneya może wypluć iście nieoglądalny chłam, a mnie już dzisiaj niepokoi przeniesienie premiery bezpośrednio na streaming i decyzja o całkowitym ominięciu sal kinowych, ale sam pomysł, żeby połączyć Predatora z rdzennymi wojownikami Ameryki, jest tak świeży i ciekawy, że wprost nie mogę doczekać się filmu. Cieszy mnie też – podobnie jak główną aktorkę widowiska – sięgnięcie po dotychczas raczej marginalizowaną mniejszość obecnych Stanów Zjednoczonych i podskórne (no spójrzcie na to zdjęcie promocyjne!) przeczucie, że twórcy inspirować się będą bardzo udanym rebootem gier o Larze Croft i uczynią swój film survivalowym, brudnym, angażującym.
O Prey wiemy na razie naprawdę mało, ale w tym, co wiemy o jego fabule, nie widzę powodów do niepokoju. Przeciwnie: filmowy Predator nie miał szansy na tak świeżą produkcję od 1987 roku.